MANIAK SŁOWEM WSTĘPU
|
Pierwszy crossover na dużą
skalę w New 52 |
Kiedy w maju zeszłego roku DC Comics zapowiedziało pierwszy crossover na dużą skalę w tzw. "New 52", czekałem na niego z niecierpliwością. Wydarzenie miało wstrząsnąć całymi posadami uniwersum i zupełnie zmienić dotychczasowe reguły gry. Z czasem zaczęło docierać coraz więcej informacji o historii. Miała rozegrać się na łamach trzech serii i stanowić tak naprawdę tylko wprowadzenie do większego wydarzenia zatytułowanego enigmatycznie: "Forever Evil". "Trinity War" w końcu wystartowała, a po drodze wydawnictwo skutecznie psuło przyjemność, wynikającą z jej lektury, publikując mnóstwo szczegółowych informacji na temat poszczególnych wydarzeń, rozgrywających się na łamach crossovera. Trzeba było się nieźle nagimnastykować, żeby ich uniknąć, ale jakoś mi się udało. Czy jednak "Trinity War" spełniła moje oczekiwania?
MANIAK O SCENARIUSZU
|
Jest zaskakująco |
Fundamenty do "Trinity War" czyli "Wojny trójcy" budowano na łamach kilku komiksowych serii właściwie od początku istnienia nowego uniwersum. We wszystkich pierwszych numerach pojawiła się tajemnicza Pandora, odgrywająca w crossoverze sporą rolę; w "Justice League" (bardzo) powoli ujawniano kolejne informacje jej dotyczące, by w końcu uruchomić serię ściśle z nią związaną; a w "Justice League of America" po raz pierwszy pojawiło się Secret Society of Super Villains, kierowane przez tajemniczego Outsidera. Te wszystkie wątki łączą się właśnie w "Trinity War", w której centrum stoją: trzy Ligi Sprawiedliwości (Justice League, Justice League of America i Justice League Dark), Trójca Grzechu (Pandora, Phantom Stranger oraz Question), Secret Society oraz Puszka Pandory. A wszystko zaczyna się od małego konfliktu o podłożach politycznych, który później przeradza się w coś o wiele większego. Ostatecznie zostaje odkryta wstrząsająca (dla tych, co omijali wszelkie informacje, zdradzające szczegóły zakończenia) prawda o Puszcze oraz powodach założenia Secret Society.
|
Świetnie rozpisano relację
Supermana i Wonder Woman |
Za scenariusz crossovera odpowiadają Geoff Johns i Jeff Lemire. Johns pisał "Justice League" czyli część pierwszą i szóstą, Lemire "Justice League Dark" czyli część trzecią i piątą, a razem "Justice League of America" czyli część drugą i czwartą. Współpraca bardzo im się udała - zupełnie nie czuć, że całość wyszła spod rąk dwóch osobnych scenarzystów, całość dobrze ze sobą współgra i widać, że Johns i Lemire doskonale się dogadali.
Wątki w tej sześcioczęściowej historii poprowadzono bardzo umiejętnie i przede wszystkim konsekwentnie. Wszystko logicznie łączy się w całość i każde wydarzenie w jakiś sposób oddziałuje na główną oś fabuły. Zawsze pokazany zostaje wpływ tego, co się zdarzyło, na poszczególne postaci i wychodzi to bardzo wiarygodnie. Szczególnie ciekawie wypadają wątki polityczne (to sztuka napisać wątki tego typu tak, by nie nużyły), związane głównie z organizacją rządową A.R.G.U.S., której przewodzi niejednoznaczna Amanda Waller. To zresztą jedna z najbardziej intrygujących postaci, a tych w "Trinity War" naprawdę sporo.
Tak naprawdę ciężko powiedzieć, kto odgrywa tu centralną rolę, ponieważ wszystkie postaci coś do historii wnoszą. Nie są rozpisane byle jak, a występ każdej z nich jest przemyślany i fabularnie uzasadniony. To jak mozaika, składająca się z wielu małych elementów - kiedy usunąć jeden z nich, reszta traci sens.
|
Jest widowiskowo |
Na szczególną uwagę, poza wspomnianą już Waller, zasługują: Pandora - tajemnicza sprawczyni całego zamieszania oraz Lex Luthor, który ma tu co prawda bardzo małą rolę, ale jest znakomicie napisany i kradnie każdy kadr, na którym się pojawia. Doskonale rozpisano także relacje Supermana i Wonder Woman, która nie pozostaje bez wpływu na wydarzenia w crossoverze. Wyśmienicie przedstawiono Shazama - jest nieco naiwny i bywa infantylny, co stanowi bardzo dobrą ilustrację faktu, że jest młodym chłopcem w ciele dorosłego. Miłym mrugnięciem oka do czytelnika było pokazanie na pojedynczych kadrach postaci, których serie już zakończono, przekazując tym samym, jak szeroki zasięg ma historia.
|
Luthor kradnie każdy kadr,
na którym się pojawia |
Bardzo ważne dla fabuły są tajemnice. Rozwiązania każdej z nich dozowano bardzo powoli, przedstawiając ostateczne rozwiązania dopiero pod koniec. Takie rozwiązanie może nie spotkać się z dobrą reakcją tych niecierpliwszych czytelników i rzeczywiście ma się wrażenie, że czasem trochę na siłę przeciągano ujawnienie tajemnic. Takie wrażenie było szczególnie silne, kiedy "Trinity War" czytało się w tempie ukazywania, tydzień po tygodniu (chyba, że zajrzało się na strony internetowe, na których wszystko zdążono już opisać), ale prawie zupełnie znika, jeśli wszystkie części pochłonie się na raz.
Firmowym znakiem Geoffa Johnsa są bardzo spektakularne, przeładowane akcją końcówki, które albo się kocha, albo nienawidzi. Podobnie jest z końcową walką w "Trinity War", w której każdy walczy przeciw każdemu - jest widowiskowo, ale nie dla każdego fana komiksów to wystarcza. Zaskakujące jest za to to, co następuje po walce - zakończenie naprawdę wbija w fotel i wzmaga apetyt na "Forever Evil".
MANIAK O RYSUNKACH
|
Rysunkowo najlepiej
wypadają Janin i Cox |
W każdej z serii za rysunki odpowiadał ktoś inny. I tak w "Justice League" byli to: Ivan Reis (ołówek); Joe Prado, Oclair Albert i Eber Ferreira (tusz; ten ostatni dołączył w szóstej części); Rod Reis (kolory); w "Justice League of America": Doug Mahnke (ołówek i tusz), Christian Alamy, Keith Champagne, Tom Nguyen, Marc Deering, Walden Wong (tusz; dwaj ostatni dołączyli w czwartej części); Gabe Eltaeb, Nathan Eyaing i Pete Pantazis (kolory; ostatni dołączył w czwartej części); w "Justice League Dark": Mikel Janin (ołówek i tusz) i Jeromy Cox (kolory). Uff, to dość długa lista.
Najlepiej ze swego zadania wywiązała się ekipa, która miała w swoich szeregach najmniejszą liczbę osób czyli Janin i Cox, odpowiadający za "Justice League Dark". Fanem prac Janina jestem właściwie od kiedy ujrzałem pierwszy kadr jego autorstwa na łamach właśnie "Justice League Dark". Jego rysunki są niezwykle szczegółowe i wyglądają bardzo realistycznie, a przy tym dynamicznie. Artysta ponadto często sięga po nietypowe rozwiązania jeśli chodzi o rozmieszczenie i kształt poszczególnych paneli. Wraz z kolorystą doskonale się uzupełnia - Cox w naturalny sposób rozwija szkice Janina, którym nadaje sporo życia i energii. Być może momentami ich prace wypadają zbyt jaskrawo, ale nie przeszkadza to w ogólnym odbiorze ilustracji.
|
Reis narysował własną wersję
dużej grafiki Jima Lee |
Na drugim miejscu są Reis i spółka. Tym szczególnie dobrze wyszły duże panele i różnorakie efekty specjalne. Na pochwałę zasługuje również dwustronicowy kadr, będący nową wersją dużej, rozkładanej grafiki autorstwa Jima Lee, którą można było podziwiać na łamach darmowego komiksu z maja 2012. Widać tu rękę Reisa i jego styl, a jednocześnie wierność oryginałowi.
Najgorzej, co nie znaczy, że zupełnie źle, spisali się Mahnke i spółka. Na prace Douga tusz nakładało sporo osób i to odbiło się na jakości rysunków, bo nie każdy się przyłożył. Jest sporo kadrów na których widać, że potraktowano rysunki z należytą starannością, starając się wydobyć w tuszu charakterystyczny styl Douga Mahnke, są jednak takie kadry, na których tej staranności w ogóle nie da się dostrzec. A szkoda.
MANIAK O HISTORIACH DODATKOWYCH
|
Warto sięgnąć
po numery "Pandory" |
Oprócz tego, że "Wojna trójcy" rozgrywała się na łamach trzech tytułów związanych z poszczególnymi Ligami Sprawiedliwości, to całości towarzyszyły jeszcze trzy serie, na łamach których zaprezentowano historie poboczne, nawiązujące do crossovera. Nie chcę tutaj jakoś szczególnie dużo o nich pisać, ponieważ ich znajomość nie jest kluczowa do zrozumienia sensu "Trinity War". Napiszę tylko krótko o ich jakości i o tym, jak bardzo powiązane są z historią, która jest głównym przedmiotem recenzji.
Na początek seria "Pandora", po którą zdecydowanie warto sięgnąć, jeśli chce się bardziej poznać postać i motywy nią kierujące. W trzech numerach "Pandory" możemy zobaczyć w jaki sposób bohaterka weszła w posiadanie puszki, w jakich okolicznościach ją otworzyła i co oznaczają dla niej wydarzenia z "Trinity War".
W "Phantom Stranger" śledzimy przebieg misji, która ściśle związana jest z crossoverem, ale jej przebieg nie jest na tyle ważny. Można sięgnąć, ale nie jest to konieczne.
W "Constantine" widzimy losy Constantine'a i Shazama w trakcie wojny, jednak nie mają one żadnego wpływu na "Trinity War" i można je sobie odpuścić. Chyba, że bardzo lubicie te postaci.
MANIAK OCENIA
Koniec końców, lektura "Trinity War" sprawiła mi ogromną frajdę. Historia trzyma w napięciu, jest doskonale opowiedziana i stanowi nie tylko ciekawe wprowadzenie do "Forever Evil", ale broni się całkowicie także jako byt autonomiczny. Dlatego mogę dać tylko najwyższą ocenę:
|
DOBRY |
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.