Maniak ocenia #28: "The Blacklist" S01E01

MANIAK NA WSTĘPIE


Czarna lista
Jest coś takiego w czarnych charakterach, że często przemawiają do odbiorcy bardziej, niż bohaterowie pozytywni. Mało osób czyta "Czerwonego Smoka" dla Willa Grahama. Mało osób ogląda "Mrocznego Rycerza" dla Batmana. Mało osób śledzi "Once Upon a Time" dla Emmy Swan.
Nie, zdecydowanie czyta się "Czerwonego Smoka" dla Hannibala Lectera, ogląda się "Mrocznego Rycerza" dla Jokera i śledzi się "Once Upon a Time" dla Titeliturego i Złej Królowej.
Ciężko jednoznacznie stwierdzić, co decyduje o takim sukcesie czarnych charakterów. Ich charyzma? Ich złożoność? Ich nieprzewidywalność? Cokolwiek to jest, twórcy "The Blacklist" doskonale zdają sobie z tego sprawę, wymyślając kolejny czarny charakter, który zaskarbi sobie przychylność widzów - Raymonda "Reda" Reddingtona.

MANIAK O SCENARIUSZU


Czasem jest nieco sztampowo,
ale nudzić się nie da
Fabularnie "The Blacklist" pozornie niczym się nie wyróżnia i ulepiony jest z elementów, które wszyscy dobrze znamy. Oto ściagny przestępca, Raymond Reddington, zwany po prostu Redem, zjawia się w kwaterze FBI i dobrowolnie oddaje się w ręce agentów. Wyjaśnia, że ma informacje na temat groźnego przestępcy, ale rozmawiać będzie tylko z Elizabeth Keen, świeżo upieczoną specjalistką od profilowania sprawców.
Red jest w wykonaniu
Spadera niesamowity
Za scenariusz odpowiada Jon Bokenkamp ("Złodziej życia"). Nie ma na koncie wielu produkcji, a "The Blacklist" to jego serialowy debiut. Mimo to, radzi sobie dość dobrze. "Pilot" jest inteligentny, niezwykle intryguje, a także mocno trzyma w napięciu i to nawet pomimo, że w gruncie rzeczy fabuła do bardzo oryginalnych nie należy. Ani przez chwilę się nie nudziłem i z zaciekawieniem czekałem na zakończenie.
"The Blacklist" łączy sobie historie jednoodcinkowe z rozwijanym równolegle wątkiem głównym. Sporo tu tajemnic, dotyczących zarówno samego Reda, jak i Keen. To one wzbudzają największą ciekawość, choć pewnie nieprędko zostaną rozwiązane.
Przyzwoicie wypadają dialogi. Każda z postaci mówi charakterystycznym dla siebie językiem, wypowiedzi są żywe i nie brzmią sztucznie.

MANIAK O REŻYSERII


Odcinek reżyseruje Joe Carnahan ("Przetrwanie"). Radzi sobie z materiałem źródłowym dość dobrze. Na każdą scenę ma wyraźną koncepcję, a akcję prowadzi dynamicznie i umiejętnie. Mimo to, że na ekranie dzieje się sporo, Carnahan nie pozwala na chaos i zamieszanie.

MANIAK O AKTORACH


Rola Boone także nieczego sobie
Scenariusz scenariuszem, reżyseria reżyserią, ale tym, co stanowi o poziomie "The Blacklist" jest aktorstwo. A przede wszystkim aktorstwo Jamesa Spadera ("Kancelaria adwokacka", "Orły z Bostonu"). Wciela się on w Reda całym sobą, tworząc kreację zapadającą w pamięć, nieco niepokojącą i bardzo wiarygodną. Spokojny ton, którym wypowiada swoje kwestie, delikatny, wywołujący niepokój uśmiech na twarzy - to wszystko widać od pierwszej sceny, w której Spader się pojawia.
Partnerująca Spaderowi na ekranie Megan Boone ("Prawo i porządek: Los Angeles") również daje radę. Tworzy  wyrazistą kreację silnej kobiety i ogląda się ją przyjemnie, a jej postać bardzo łatwo polubić. Bardzo dobrze wychodzi w scenach ze Spaderem - zdecydowanie czuć między nimi to coś.
Na drugim planie pojawia się Harry Lennix ("Człowiek ze stali") i choć nie ma za wiele do zagrania, to jako zastępca dyrektora FBI radzi sobie dobrze.

MANIAK O TECHNIKALIACH


Technicznie serial nie odstaje od dzisiejszych telewizyjnych standardów. Zdjęcia wyglądają dobrze, a montażowi nie można nic zarzucić. To dobrze, bo w odcinku sporo się dzieje, a gdyby nie odpowiednio wykonana praca montażystów i operatorów, można by się w tym wszystkim pogubić. Muzyka jest w miarę dobra, chociaż nie jakaś nadzwyczajna.

MANIAK OCENIA


Pierwszy odcinek "The Blacklist" zapowiada znakomitą, inteligentnie napisaną i świetnie zagraną produkcję. Oby tak dalej, a na razie stawiam:

DOBRY

Komentarze