Maniak ocenia #30: "Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D." S01E01

MANIAK ZACZYNA


Agenci S.H.I.E.L.D.
wkraczają do akcji
Za Marvelem raczej nie przepadam, choć zdaję sobie sprawę, że jestem raczej w mniejszości. Przyznam natomiast, że filmowe adaptacje komiksów wydawnictwa są całkiem niezłe. Szczególnie udali się "Avengers" Jossa Whedona. Reżyser i scenarzysta w jednej osobie, bardzo świadomy komiksowego materiału, zrobił film niezwykle lekki, pełen dobrego humoru, świetnej zabawy i grania z konwencją. Ale nikogo to chyba nie dziwi - to w końcu Whedon, autor "Buffy", "Angela" czy "Firefly", w których robił dokładnie to samo.
Marvel wchodzi powoli ze swoim bogatym światem do telewizji. Raczej nic nie przyciągnęłoby mnie do tworzonego przez nich serialu, gdyby właśnie nie Whedon. Jego projekty zawsze biorę w ciemno i jeszcze nigdy się na nich nie zawiodłem. Dlatego gdy tylko ukazał się pierwszy odcinek "Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D.", bez wahania po niego sięgnąłem.

MANIAK O SCENARIUSZU


Witaj na poziomie siódmym
Akcja odcinka, napisanego przez Jossa Whedona oraz jego brata, Jeda i szwagierkę, Maurissę Tancharoen, rozgrywa się jakiś czas po wydarzeniach z "Avengers". Agent Phil Coulson zbiera zespół agentów, z którymi pragnie zbadać sprawę "The Rising Tide" - grupy hakerów oraz wytropić Mike'a Petersona - tajemniczego człowieka z supermocami.
Historia nie jest oryginalna. To typowa opowieść o werbowaniu członków drużyny, którzy na początku niezbyt się dogadują, by w końcu nauczyć się razem pracować i z powodzeniem wykonać pierwszą misję. To wszystko już wielokrotnie przerabialiśmy.
Duet kujonów
jest najmniej sztampowy
Niezbyt nowatorskie są też koncepcje poszczególnych postaci. Mamy miłego szefa, przystojnego agenta, hakerkę, twardzielkę i uroczy duet kujonów. Ci ostatni chyba najbardziej uciekają sztampie - nie są to grubi faceci w okularach, a całkiem przyjemni, młodzi i zadbani: dziewczyna i chłopak.
No dobrze, ale skoro całość raczej do oryginalnych nie należy, to czy znaczy to, że serial zawodzi? Nie, bo fabuła jest tu tylko pretekstem. Prawdziwa zabawa zaczyna się dopiero na poziomie dialogów. Ci, którzy znają dobrze dotychczasowe wytwory Whedona, wiedzą, czego można się po nim spodziewać. A można: świetnych żartów językowych, mnóstwo niebanalnych odniesień do popkultury, a przede wszystkim świadomości materiału źródłowego i zabawy nim. I to wszystko w "Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D." znajdziemy. Ponadto znalazło się też miejsce dla kilku odniesień do kinowego uniwersum, ale mnie (jako fana bardziej Whedona niż Marvela) mało interesują.

MANIAK O REŻYSERII


Jako reżyser Joss Whedon bardzo umiejętnie prowadzi akcję i w znakomity sposób łączy ją z humorem, dzięki czemu powstaje odcinek, który dostarcza widzowi sporo rozrywki. Widać w nim sporo charakterystycznych dla Whedona rozwiązań, więc fani jego pracy będą zachwyceni.

MANIAK O AKTORACH


Jedynie Chloe Bennet
irytuje swoją manierą gry
Aktorsko jest niemalże w stu procentach dobrze. Clark Gregg to świetny Coulson - sympatyczny, nieco zabawny, a gdy istnieje taka potrzeba - stanowczy i nieugięty. Brett Dalton ("Lincoln: Historia zamachu") z powodzeniem wciela się w agenta Granta Warda - aspołecznego profesjonalistę. Ming-Na Wen ("Ostry Dyżur") to z kolei znakomita zimna eks-agentka, wciągnięta z powrotem do akcji. Przeuroczy są Iain De Caestecker ("Na językach") oraz Elizabeth Henstridge ("Życie w Hollyoaks") jako duet agentów-techników: Leo Fitza i Jemmy Simmons. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że wypadają najlepiej z całego odcinka. Nieco irytująca jest Cloe Bennet ("Nashville") w roli hakerki Skye - aktorka nie może się pozbyć denerwującej maniery, z którą wypowiada każde zdanie, co odbiera wiarygodności jej roli.
Aktorzy występujący gościnnie także się spisali. W Internecie widziałem sporo złych opinii na temat Cobie Smulders, ale zupełnie się z nimi nie zgadzam, bo jej Maria Hill jest taka, jaka być powinna - nieco zimna, profesjonalna i patrząca z góry. Dobrze spisuje się także J. August Richards ("Angel") w roli Mike'a Petersona. Aktor ma całkiem sporo do zagrania i wywiązuje się z zadania. Na chwilę pojawia się Ron Glass ("Firefly"), coby tradycji zatrudniania stałych współpracowników Whedona stała się zadość. Nie ma go za dużo, ale się sprawdza.

MANIAK O TECHNIKALIACH


Efekty stoją na wysokim poziomie
O aspektach technicznych serialu można wypowiadać się w samych superlatywach. W oczy od razu rzucają się bardzo dobre: zdjęcia i montaż. Wyglądają niezwykle profesjonalnie i niemalże kinowo. Akcję śledzi się dzięki nim z dużą satysfakcją. Znakomite są efekty specjalne i to nie tylko jak na standardy telewizyjne - robią bardzo dobre wrażenie i prawdziwie cieszą oczy.
Ścieżka dźwiękowa, nieco patetyczna, ale przez to znakomicie dopasowana do klimatu serialu, jest miła dla ucha i całkiem niezła. Nie powinno to jednak nikogo zdziwić, ponieważ została skomponowana przez Beara McCreary'ego, autora m.in. genialnego, nagrodzonego Emmy motywu muzycznego głównego serialu "Da Vinci's Demons".

MANIAK OCENIA


Być może w premierze "Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D." nieco za dużo sztampy i ogranych rozwiązań, ale to wszystko nie jest ważne, bo pozostałe aspekty odcinka go ratują. Znakomite dialogi, świetne (w większości) aktorstwo, walory techniczne - wszystko to składa się na ocenę:

DOBRY

Komentarze