MANIAK TYTUŁEM WSTĘPU
Powyższy cytat streszcza całą ideę komiksu o Lobo, wydanego w ramach wrześniowego miesiąca czarnych charakterów.Myślisz, że mnie znasz? W ogóle mnie nie znasz. Nawet mnie jeszcze nie spotkałeś.
Zniewieściały Lobo?
O zeszycie zrobiło się głośno, jeszcze zanim się ukazał. Wszystko przez koncepcyjne grafiki Kennetha Rocaforta, na których zaprezentowany został nowy Lobo - odmłodzony i dość mocno odchudzony. Przyzwyczajeni do wizerunku napakowanego kosmity w dredach i niedopałkiem cygara w ustach poczuli się, delikatnie mówiąc, rozczarowani. Zwłaszcza, że klasyczny Lobo gościł już na kartach komiksów odświeżonego uniwersum DC Comics. Po co więc zmiany?
Według zapowiedzi wydawnictwa, ten pierwotny Lobo miał okazać się tylko oszustem i uzurpatorem, który ukradł tożsamość prawdziwej, w mniemaniu twórców, wersji. Jak to wszystko ostatecznie wyszło?
MANIAK O SCENARIUSZU
Fabuła jest mało oryginalna |
Teoretycznie, nawet gdy fabuła nie jest zbyt oryginalna, można nadrobić to formą. Niestety Bennett nie bardzo się to udaje. Chwyty, jakie stosuje w narracji, w której ramy włożyła akcję komiksu nie robią jakiegoś większego wrażenia, a powtarzane notorycznie: "Sorry. Not Sorry." mocno irytuje. Nie powalają także dialogi - są dość standardowe i choć napisane porządnie, to czegoś im brakuje.
Pozostaje jeszcze jedna kwestia a propos scenariusza - to, w jaki sposób przedstawiono samego Lobo. Oryginalna wersja to nieprzewidywalny, uwielbiający destrukcję, szalony zabijaka. Tutaj jest trochę mniej szalony, ale nadal nieprzewidywalny i uwielbiający destrukcję. W gruncie rzeczy w jego zachowaniu sporo z dawnego Lobo, nie liczącego się z nikim i dbającego tylko o siebie. Tyle, że jest to wersja odrobinę ugrzeczniona - podejrzewam, że dlatego, by komiks mógł trafić do szerszej publiczności.
MANIAK O RYSUNKACH
Lobo nie stracił muskulatury |
Kennetha Rocaforta, który odpowiadał za projekt postaci, bardzo lubię i uważam, że jest to jeden z najbardziej utalentowanych artystów komiksowych. Nie zmienia to jednak faktu, że jego pomysł na Lobo nie przypadł mi do gustu. Na szczęście stanowił on tylko inspirację dla Olivera i Richardsa. Nie mamy tu do czynienia z tym samym Lobo, do którego większość fanów jest przyzwyczajona, ale nie jest to również chucherko, jakim uraczył nas Rocafort. Zniknęły dredy i coś w rodzaju zarostu, pozostały jednak: muskulatura i szaleństwo w oczach (szkoda, że nie w charakterze).
Wracając do technicznej strony rysunków - są bardzo dobre. Delikatną kreskę połączono ze znakomitymi kolorami i w efekcie powstała oprawa, na którą naprawdę miło patrzeć. W gruncie rzeczy tła mogłyby być nieco bardziej szczegółowe, ale ich pustość nie zwraca na siebie aż tak wielkiej uwagi.
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.