MANIAK TYTUŁEM WSTĘPU
"Revolution" powoli ze "wstydliwej przyjemności" staje się po prostu "przyjemnością" |
"Revolution" był w pierwszym sezonie jednym z tych seriali, którego oglądanie właściwie można by porzucić, ale jednak coś przy nim trzymało - miał jakieś przebłyski, które ostatecznie nie pozwalały przestać go oglądać. Po angielsku mówi się na to "guilty pleasure" czyli "przyjemność, co do czerpania której, odczuwamy winę", a szerzej: coś, przy czym niby się dobrze bawimy, ale gdy się nad tym zastanowić, to trochę nam z tego powodu głupio.
Drugi sezon jeszcze się dobrze nie rozkręcił, ale już można powiedzieć, że "Revolution" powoli przestaje być taką "wstydliwą przyjemnością". Scenarzyści bacznie przyjrzeli się temu, co widzowie napisali o ich serialu na forach i wszystko to, co nie bardzo się podobało, postanowili ograniczyć do minimum lub wyeliminować.
MANIAK O SCENARIUSZU
Najciekawszy ponownie jest wątek Neville'a |
Scenariusz odcinka napisał Paul Grellong, który, poza tym, że pracował już wcześniej przy "Revolution", ma na koncie także teksty do "Terry Novy" czy "Prawa i Bezprawia". Tytuł odcinka, "There Will Be Blood", sugeruje, że poleje się krew i rzeczywiście, wrażenie takie odnosimy dość często.
Najciekawszym wątkiem, podobnie jak w poprzednim odcinku, jest ten, dotyczący Neville'a. Scenarzyści nie poświęcają mu, co prawda, bardzo dużo miejsca, ale też nie jest tak, że zupełnie go zaniedbują. W dalszym ciągu wyśmienicie kreślą niejednoznaczną i skomplikowaną postać Neville'a. W "There Will Be Blood" piszą dla niego scenę, w której zawierają całą esencję bohatera - dwulicowego manipulanta, dla którego cel uświęca wszelkie środki.
Wątek Rachel nie należy w tym odcinku do najciekawszych |
Nie zapomniano o postaci Milesa, także jednej z najciekawszych w całym serialu. W tym odcinku znajduje się w sporych tarapatach, z których ciężko mu będzie się wykaraskać. Rozwój wydarzeń jest w tym przypadku nieco sztampowy, ale zapewniono sporo akcji, dzięki której nie można się nudzić.
Na drugim biegunie stoi wątek Rachel. Ten jest dość nudny i mało absorbujący. Zdecydowanie można było poprowadzić go inaczej i, co za tym idzie, znacznie lepiej. Zawodzą tu głównie drewniane dialogi. Wymiany zdań Rachel i jej ojca brzmią mało naturalnie i zupełnie nie przekonują.
W ciekawym kierunku zmierza za to wątek Aarona, który próbuje wyjaśnić zadziwiające wydarzenie z końcówki poprzedniego odcinka. Wyciąga dość oczywiste wnioski, ale czy za jego cudownym uzdrowieniem nie stoi coś więcej? Scenarzyści dość zgrabnie zasiewają w widzu wątpliwości kilkoma pomysłowymi scenami.
Bardzo mało tu Charlie i jej pogoni za Monroe. I dobrze, bo to wątek nieciekawy, słabo poprowadzony i nużący. Cieszę się, że postanowiono ograniczyć go do minimum, choć szkoda, że nie pokuszono się po prostu o lepsze napisanie postaci.
MANIAK O REŻYSERII
Weteran telewizji, Phillip Sgriccia ("Nowe przygody Supermana", "Herkules", "Tajemnice Smallville", "Nie z tego świata") jest bardzo nierówny. Nie sposób odmówić mu doświadczenia, bo jako telewizyjny reżyser zaczynał już w 1991 roku. Widać to wszystko w wielu chwilach, ale jednocześnie da się zauważyć, że nie nad wszystkim Sgriccia panuje podczas cen akcji. Tworzy jednak niezły i wciągający odcinek, a także dba o ciekawą symbolikę w scenach z Milesem.
MANIAK O AKTORACH
Billy Burke jest niezły, ale nic ponadto |
Aktorów "Revolution" można podzielić na trzy grupy: absolutnie genialni, nieźli i kiepscy.
Do tej pierwszej grupy należy oczywiście Giancarlo Esposito. Scenarzyści dostarczają mu znakomity materiał, a aktor doskonale rozumie postać, potrafiąc oddać jej niejednoznaczność i pokrętne rozumienie moralności. Esposito wciela się w Neville'a całym sobą, a ta niezwykle ciekawa postać emanuje z każdego spojrzenia, ruchu czy wypowiedzianego przez aktora słowa.
W drugiej grupie można umieścić Billy'ego Burke'a (Miles), Elizabeth Mitchell (Rachel), Zaka Ortha (Aaron) i Davida Lyonsa. Ci grają poprawnie (Elizabeth Mitchell nawet pomimo bardzo złego materiału), ale nie wybijają się ponad wyżyny.
I wreszcie trzecia grupa, do której zaliczają się tradycyjnie drewniani: Tracy Spiridakos (Charlie) i J.D. Prado (Jason). Są na ekranie nijacy i albo giną w tle (tak jest w przypadku Prado) albo irytują swą obecnością (Spiridakos). Na szczęście nie pojawiają się zbyt często - pomyślano o tym, by zaoszczędzić widzowi wątpliwej przyjemności ich oglądania.
MANIAK O TECHNIKALIACH
Zdjęcia są niezłe, zwłaszcza w scenach z Milesem. Montaż też ujdzie. I tak można by było napisać, gdyby w odcinku nie znalazły się sceny walki. Te są niestety zrealizowane kiepsko. Montaż jest w tych chwilach chaotyczny, a ujęcia rwane i utrudniające widzowi orientację w akcji. Szkoda, bo to psuje trochę wrażenia. Na szczęście nie na tyle, by całkowicie odebrać widzowi rozrywkę.
MANIAK OCENIA
Mimo wszystkich wad, "Revolution" staje się coraz lepsze, a słabe punkty serialu, przestają tak bardzo rzucać się w oczy. Wierzę, że poziom będzie stopniowo wzrastać, a ponieważ już nie jest źle, stawiam:
DOBRY |
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.