Maniak marudzi #9: Recenzje "profesjonalistów"

MANIAK WPROWADZA W TEMAT


Profesjonalnych recenzji
jest jak na lekarstwo
Lubię czytać recenzje. Nie tyle po to, by zobaczyć czy warto zainteresować się ich przedmiotem (filmem, książką, komiksem czy inną grą itd.), ale po to, by skonfrontować swą opinię z innymi. Zazwyczaj czytam więc recenzję już po zapoznaniu się z ocenianym dziełem.
Lubię zaglądać zarówno do czasopism, jak i do Internetu, choć muszę przyznać, że to drugie medium jest nieco przyjaźniejsze, jeśli weźmiemy pod uwagę łatwość dostępu. Czytam recenzje na łamach poważnych lub mniej portali i serwisów oraz na blogach, zazwyczaj tworzonych przez pasjonatów. Można by zaryzykować stwierdzenie, że bardziej profesjonalne i rzetelne będą teksty na tych pierwszych. Takie założenie wydaje się dość bezpieczne, bo skoro coś tworzą zawodowcy, to nie ma takiej możliwości, by amatorzy byli lepsi, prawda? Nieprawda.

MANIAK MARUDZI


Trafiam na recenzję
"Długiego Halloween"
Przesuwam palcem po kółku myszki, przeglądając Facebooka. Trafiam na link do recenzji wydanego niedawno przez wydawnictwo Mucha Comics komiksu pt. "Batman: Długie Halloween". Ponieważ to moja ulubiona historia o Batmanie, bardzo jestem ciekaw, co też takiego o niej napisano. Portal wydaje się w miarę poważny, więc i na poważny tekst liczę. Zachęcony pokazanym w facebookowym hiperłączu fragmentem: "Nie ma co owijać w bawełnę - <<Długie Halloween>> to jedna z najlepszych opowieści z człowiekiem nietoperzem w całej jego kilkudziesięcioletniej historii." klikam i przechodzę do serwisu. Moim oczom ukazuje się krótki, dwuakapitowy tekst, zilustrowany fragmentem okładki. "Niedużo" myślę sobie i zabieram się do lektury. Po trzydziestu sekundach mam już ją za sobą, ale nie dowierzając, czytam uważnie raz jeszcze. Niestety nadal widzę przed oczami coś, co "recenzją" nie ma prawa się nazywać. Bo na pewno nie jest nią tekst, który składa się w dziewięćdziesięciu procentach z części informacyjnej. A taki właśnie tekst, w którym tak naprawdę tylko w jednozdaniowym podpisie pod obrazkiem (przytoczonym powyżej), znajduje się opinia autora na temat opisywanego komiksu, przeczytałem.
Kasa i tak będzie,
to po co się starać
Zatrzymajmy się na chwilę przy tym, czym tak właściwie jest recenzja, bo okazuje się, że z jej definicją mogą być problemy. Najprościej rzecz ujmując, jest to wypowiedź, zwykle pisemna, która zawiera subiektywną, krytyczną ocenę jakiegoś utworu, dzieła itd. Każda recenzja składać powinna się z dwóch części: informacyjnej i analityczno-krytycznej, przy czym ta druga winna być przynajmniej dwa razy dłuższa od pierwszej. Tekstów szumnie nazywanych "recenzjami", a jednocześnie spełniającymi powyższe wymogi można jednak w poważnych serwisach szukać jak igły w stogu siana.
Wśród "krytyków" utrwaliła się taka dziwna moda na pisanie streszczeń, czy nawet po prostu zbioru suchych informacji, opatrzanie ich jednym zdaniem opinii oraz wyrażoną w gwiazdkach oceną i już. Gotowe. Ewentualnie można dodać kilka błędów stylistycznych, logicznych czy literówek. Innymi słowy - całkowite minimum. Pół biedy, gdyby tak wyglądały recenzje amatorskie - wiadomo, nie od razu Rzym zbudowano i trzeba trochę poćwiczyć, by się wyrobić. Tyle że tak wygląda coraz więcej tekstów, pisanych przez osoby, którym się za nie płaci. Pytanie tylko za co dostają pieniądze? Za przejrzenie informacji prasowych, streszczenie i jedno zdanie zupełnie nieuargumentowanej opinii? Najwyraźniej tak. Bo po co się postarać, skoro wypłata i tak będzie? Czy się stoi, czy się leży, 500 złotych się należy.

MANIAK KOŃCZY


Jeśli taki, nazwijmy rzeczy po imieniu, analfabetyzm wśród krytyków (ciężko nazwać "krytykami" osoby, które tworzą streszczenia), piszących na łamach poważnych portali, czasopism czy gazet będzie postępować, to jeszcze trochę i w ogóle przestaną się liczyć jako medium. Po stokroć wolę przeczytać rzetelny tekst, w którym analizowanych jest wiele aspektów danego dzieła, choćby nawet było w tym tekście kilka literówek, błędów interpunkcyjnych i ortograficznych, charakterystycznych dla dysortografików (pozdrowienia dla zwierza), niż widzieć tekst rażąco nieprofesjonalny. I mam nadzieję, że inni także. No, chyba, że należą do pokolenia tl;dr (too long; didn't read - zbyt długie; nie przeczytałem).

Komentarze

  1. Jeżeli za takie rzeczy biorą się ludzie po bardzo przyszłościowym kierunku, jakim jest na przykład dziennikarstwo i komunikacja społeczna, w dodatku po byle jakim uniwersytecie czy szkole prywatnej to chyba nie ma się co dziwić... Nie od dzisiaj wiadomo, jacy ludzie wybierają takie kierunki... Myślą, że jak mają świstek to mogą pisać cokolwiek i będzie dobrze, bo w końcu mają tytuł. :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wsadzałbym oczywiście wszystkich do jednego wora, ale masz dużo racji.

      Usuń
  2. Całkowicie się zgadzam z Twoją opinią Krzysztofinski! Niestety, ale dobrej recenzji ze świecą szukać. Ja czasami mam wrażenie, że takie osoby nawet nie umieją poprawnie w języku polskim choćby jednego zdania sklecić. I bardzo często się okazuje, że to właśnie osoby po dziennikarstwie i tego typu kierunkach. Ale prawda jest taka, że to właśnie praktyka czyni mistrza, a nie studia. Co innego teoria, a co innego umiejętności. Super wpis! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się ze mną zgadzasz i bardzo dziękuję za komentarz :)

      Usuń
  3. Przydało by się, byś jeszcze wymienił kilku recenzentów, których cenisz i polecasz. Poza tym spoko tekst. Pozdro

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wystarczy spojrzeć do panelu bocznego z listą blogów, które czytam - na dużej części z nich są właśnie takie recenzje, do których warto zaglądać.

      Usuń
  4. Oczywiście masz rację. Ja jednak myślałem o przykładach z jakichś większych serwisów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym większymi serwisami to niestety właśnie jest tak, jak na to narzekam w mojej notce - bardzo ciężko wskazać przykłady dobrych recenzji, bo jest ich coraz mniej.

      Usuń
    2. (Hmm, wyłączyłeś opcję anonimowej odpowiedzi?) W takim razie wydaje mi się, że nie do końca dobrze wczytujesz się w te serwisy. Sam potrafię od razu wymienić kilka przykładów i nicków recenzentów amatorów z głównych portali komiksowo-filmowych. Być może masz rację, że generalnie to wszystko schodzi na psy, ale z drugiej strony nie jest aż tak źle, żeby nie potrafić wymienić kilku osób.

      Usuń
    3. Z jednej strony piszesz o dużych serwisach (które kojarzą mi się z tymi bardziej profesjonalnymi), a z drugiej o recenzentach-amatorach, więc trochę to dla mnie niejasne. No ale niech będzie, mogę wymienić kilka serwisów (tych większych i mniejszych), na których znajdziesz lepsze teksty.
      Dobre recenzje możesz przeczytać na Alei Komiksu, Valkirii, z reguły na portalu CD Action, okazjonalnie na Hataku (nawet bardzo okazjonalnie), sporo na DC Multiverse, trochę na Stopklatce, niewiele na Filmwebie... Nazwisk/nicków wolałbym nie wymieniać, bo w ten sposób mógłbym wskazać tych mniej rzetelnych "krytyków", a nie chcę nikomu robić złej reklamy. Jeśli mowa o blogach, to tak jak napisałem wyżej - znajdziesz je w pasku bocznym.
      Bardzo jestem też ciekaw kogo Ty polecasz :)

      Usuń
  5. Zjawisko, które opisujesz jest na tyle częste, że coraz więcej osób zaczyna polegać wyłącznie na opiniach i recenzjach czytanych w Internecie, bo to właśnie tam znajduje lepsze, mądrzejsze teksty.
    Zastanawia mnie tylko, co było pierwsze: powolny spadek jakości recenzji drukowanych i w związku z tym rozwój recenzenckiego blogowania? Czy może zjawiska były niezależne, ale teraz, gdy blogosfera jest tak rozwinięta, są tym bardziej widoczne? Food for thought, jak to mówią :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest bardzo ciekawe pytanie - dlaczego to wszystko poszło w takim kierunku? Myślę, że te dwa zjawiska, o których mówisz mają ze sobą jakiś związek (trzeba by było trochę zbadać temat, zanim można by określić jaki dokładnie), ale jest też sporo innych czynników, choćby takie, o których wspominają poprzedni komentatorzy.
      Dzięki bardzo za komentarz :)

      Usuń
  6. Dorota Pietruszka2 lutego 2014 21:37

    Tak bardzo masz rację! A ja dorzucę, że przecież prawidłowego pisania recenzji nasze roczniki uczyły się programowo w 2 i 3 klasie gimnazjum... nie mogę każdemu teraz zajrzeć do zeszytu, ale ja pamiętam, jak wcale nie taka zapalona w zawodzie pani polonistka tłukła nam intensywnie, że w "recenzji filmu, ścieżka dźwiękowa jest ważna w takim samym stopniu, jak obraz czy scenariusz, pisać trzeba o wszystkim!"

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.