MANIAK TYTUŁEM WSTĘPU
"Revolution" staje się coraz lepsze |
W drugim sezonie "Revolution" miało być sporo akcji i rzeczywiście jest jej dużo. Irytujące wątki miały zostać ograniczone do minimum i tak też się stało. Historia miała mieć większą skalę i faktycznie ma.
Oczywiście, dość głupim jest rzucanie takich stwierdzeń po obejrzeniu zaledwie trzech odcinków z nowego sezonu. Tyle, że cała reszta zapowiada się tak interesująco, iż potrzeba byłoby mistrza, żeby je zepsuć (no cóż - takiej ewentualności nie można wykluczyć).
MANIAK O SCENARIUSZU
Miles zostaje odbity przez Rachel i jej ludzi |
Rachel wraz ze swoimi ludźmi odbija Milesa. Zabierają także chorą na cukrzycę kobietę, przez co w pogoń za nimi ruszają bandyci. Tymczasem Neville stara się o zaufanie Patriotów, by móc ich zinfiltrować, a Charlie wciąż przeżywa rozterki.
Niezmiennie absorbuje wątek Neville'a |
Niezmiennie absorbujący jest wątek Neville'a, który David Rambo rozpisał po mistrzowsku. Zawarł w scenach z postacią, odgrywaną przez Giancarlo Esposito, jej kwintesencję i włożył w usta bohaterów naprawdę dobre, niezwykle błyskotliwe dialogi.
Najsłabiej wypada wątek Charlie, któremu zarzucić przede wszystkim należy bardzo małą spójność i logiczność. Działania bohaterki zupełnie przeczą temu, do czego przez ostatnie odcinki dążyła i wywołują jeszcze większą do niej niechęć. Szkoda.
MANIAK O REŻYSERII
Helen Shaver to reżyser o dużym stażu. Pracowała między innymi przy "Jericho", "Castle" czy "Person of Interest". Z "Love Story radzi sobie bardzo dobrze. Tworzy odcinek niezwykle dynamiczny, pełen akcji i dramatyzmu. Zdarza jej się trochę przesadzić, zwłaszcza w nieco przekombinowanych scenach walki, jednak jej odcinek jest dobry i niezwykle angażuje widza.
MANIAK O AKTORACH
Elizabeth Mitchell dobrze odnajduje się w swej roi |
I tak, po raz kolejny na łopatki kładzie wszystkich Giancarlo Esposito, który gra po prostu niesamowicie. Znów zachwyca jako Neville i nie zanosi się na to, by w przyszłości zwolnił tempa.
Świetni są również Billy Burke (Miles) i Elizabeth Mitchell (Rachel). Aktorzy dobrze odnajdują się zarówno w scenach o większym rozmachu, jak i tych spokojniejszych i wypadają w miarę przekonująco.
Nie można narzekać na Zaka Ortha, choć trzeba przyznać, że w "Love Story" po prostu robi swoje i raczej się nie wybija.
Przyzwoity jest Matt Rose ("Trzy na jednego", "American Horror Story") w roli Titusa, przywódcy bandytów, wokół wątku których kręci się główny wątek odcinka. Ma w sobie odpowiednią dozę szaleństwa i złowrogości, a przy tym nie przesadza i nie przerysowuje swej postaci.
Tracy Spiridakos to tradycjnie aktorskie drewno, ale niestety zawodzi również David Lyons, który w "Love Story" nie wkłada w swą rolę zbyt wielu starań. Czyżby zmęczenie materiałem?
MANIAK O TECHNIKALIACH
Technicznie, odcinek zrealizowano bardzo starannie. Choć zdjecia i montaż mogłyby być lepsze w scenach walki, które kręcone są tak, by widz zobaczył jak najmniej, to z reguły całość ogląda się dość dobrze. Przyzwoite są efekty specjalne i sceny wybuchów, na których na szczęście nie oszczędzano. Udała się także charakteryzacja, a poplamieni krwią bohaterowie wyglądają przerażająco realnie.