MANIAK PISZE WSTĘP
Od razu ostrzegam, że tematyka dzisiejszej odsłony „Maniak marudzi” wyjątkowo nie będzie związana z popkulturą, a w zamian będzie trochę prywaty. Jeśli więc czekaliście na kolejne zjawisko popkulturowe moim krytycznym okiem, to dzisiaj nic z tego.
O czym napiszę? Chcę Wam opowiedzieć pewną historię, w której słowa klucze to: brak, logika, niekompetencja i uczelnia. Będzie o systemie USOS (tak bardzo przez wszystkich studentów znienawidzonym) i o kretyńskiej polityce uczelni, która przyprawiła mnie o zgrzytanie zębami i mnóstwo zszarganych nerwów. A wszystkiego można by było uniknąć, gdyby zwyczajnie wcześniej pomyśleć. Zaciekawieni?
MANIAK MARUDZI
Żeby nakreślić pełny obraz sytuacji, muszę cofnąć się do początku tego roku akademickiego. Ten okres to nie tylko powolne wdrażanie się w rytm zajęć, ale też wyścigi na USOS-ie. Dostaje się magiczną datę i godzinę, o której należy chwycić myszki w dłoń (tudzież przygotować rękę do sunięcia po gładziku, zwanego z angielska touchpadem) i klikać tak, by zarejestrować się do odpowiednich grup zajęciowych. Wygrywa ten, kto ma szybszy Internet. A że jestem takiego posiadaczem, to nie miałem żadnych problemów i udało mi się tak ułożyć swój plan, żeby nie mieć żadnych okienek i szybko kończyć zajęcia. I na tym pewnie by się skończyło, tyle tylko, że postanowiono trochę utrudnić ludziom życie. A co tam, niech mają.
O co chodzi dokładnie? Otóż otrzymaliśmy informację, że musimy zarejestrować się na zajęcia nie tylko z semestru zimowego, ale także letniego. Ktoś powie pewnie: „No, w porządku, nic wielkiego”. Owszem. Ale tylko wtedy, gdy zna się plan, który wtedy jeszcze nie powstał. W tej sytuacji zrobiłem to co podyktował zdrowy rozsądek — zapisałem się do tych samych grup, co w semestrze zimowym, mając nadzieję na chociaż zbliżony rozkład zajęć. Jak bardzo się myliłem.
Nadszedł koniec stycznia i wreszcie (co tam, to tylko kilka miesięcy) opublikowano plan na nowy, letni semestr. Oczywiście zupełnie mi nie pasował — ma się to szczęście. Zamienić nikt się niestety nie chciał (też bym się nie zamienił). Pozostała mi więc ostatnia, parszywa i niecna deska ratunku.
Świadomy tego, że w grupach będą pewne przehandlowania, postanowiłem w dniu otwarcia trzeciej tury rejestracji zaczaić się w systemie USOS, wyrejestrować się i czyhać, aż ktoś nieopatrznie zwolni miejsce w upatrzonej przeze mnie grupie. Tak, wiem, pójdę do piekła. Oburzonych uspokajam, że nic z tego, bowiem w momencie, w którym się wyrejestrowałem, nie mogłem się już zarejestrować ponownie. Nigdzie. Pomimo tego, że w jednej z grup było siedem wolnych miejsc. Co się stało?
Otóż okazało się, że zostały zmniejszone limity przyjęć do grup — z dziewiętnastu do siedemnastu osób na grupę. Co za tym idzie, zmniejszył się również limit ogólny — z siedemdziesięciu sześciu do sześćdziesięciu ośmu. I to właśnie przez ten ostatni, nie mogłem zarejestrować się ponownie — byłem osobą, o ironio, sześćdziesiątą dziewiątą. Zawinił w gruncie rzeczy człowiek — nie system, który tak często jest niewinną ofiarą obelg i przekleństw..
Co mnie czekało? Oczywiście cały ciąg formalności:
Proszę napisać do tej i tej pani.
Przekazuję pańską wiadomość temu i temu panu.
Ale przecież są wolne miejsce w grupie x…
W końcu udało mi się wyjaśnić całą sprawę i za sprawą zrzutów z ekranu udowodnić swą sytuację (bo a jakże, przecież mogłem oszukać). I, po kilku dniach bez żadnej odpowiedzi, zostałem wreszcie zapisany. Niekoniecznie do tej grupy, którą sobie upodobałem, ale w gruncie rzeczy do całkiem niezłej, bo z wolnym poniedziałkiem i piątkiem.
O co chodzi dokładnie? Otóż otrzymaliśmy informację, że musimy zarejestrować się na zajęcia nie tylko z semestru zimowego, ale także letniego. Ktoś powie pewnie: „No, w porządku, nic wielkiego”. Owszem. Ale tylko wtedy, gdy zna się plan, który wtedy jeszcze nie powstał. W tej sytuacji zrobiłem to co podyktował zdrowy rozsądek — zapisałem się do tych samych grup, co w semestrze zimowym, mając nadzieję na chociaż zbliżony rozkład zajęć. Jak bardzo się myliłem.
Nadszedł koniec stycznia i wreszcie (co tam, to tylko kilka miesięcy) opublikowano plan na nowy, letni semestr. Oczywiście zupełnie mi nie pasował — ma się to szczęście. Zamienić nikt się niestety nie chciał (też bym się nie zamienił). Pozostała mi więc ostatnia, parszywa i niecna deska ratunku.
Świadomy tego, że w grupach będą pewne przehandlowania, postanowiłem w dniu otwarcia trzeciej tury rejestracji zaczaić się w systemie USOS, wyrejestrować się i czyhać, aż ktoś nieopatrznie zwolni miejsce w upatrzonej przeze mnie grupie. Tak, wiem, pójdę do piekła. Oburzonych uspokajam, że nic z tego, bowiem w momencie, w którym się wyrejestrowałem, nie mogłem się już zarejestrować ponownie. Nigdzie. Pomimo tego, że w jednej z grup było siedem wolnych miejsc. Co się stało?
Otóż okazało się, że zostały zmniejszone limity przyjęć do grup — z dziewiętnastu do siedemnastu osób na grupę. Co za tym idzie, zmniejszył się również limit ogólny — z siedemdziesięciu sześciu do sześćdziesięciu ośmu. I to właśnie przez ten ostatni, nie mogłem zarejestrować się ponownie — byłem osobą, o ironio, sześćdziesiątą dziewiątą. Zawinił w gruncie rzeczy człowiek — nie system, który tak często jest niewinną ofiarą obelg i przekleństw..
Co mnie czekało? Oczywiście cały ciąg formalności:
Proszę napisać do tej i tej pani.
Przekazuję pańską wiadomość temu i temu panu.
Ale przecież są wolne miejsce w grupie x…
W końcu udało mi się wyjaśnić całą sprawę i za sprawą zrzutów z ekranu udowodnić swą sytuację (bo a jakże, przecież mogłem oszukać). I, po kilku dniach bez żadnej odpowiedzi, zostałem wreszcie zapisany. Niekoniecznie do tej grupy, którą sobie upodobałem, ale w gruncie rzeczy do całkiem niezłej, bo z wolnym poniedziałkiem i piątkiem.
MANIAK KOŃCZY
Oczywiście, co się namęczyłem to moje, ale w przecież takich sytuacji można by uniknąć, gdyby nie zarządzono rejestracji w ciemno. Albo chociaż, gdyby nie założono, że liczba studentów się zmniejszy. Cóż, widać taka uczelniana logika.
Jak dobrze że ja nie mam USOSa:):):)
OdpowiedzUsuńTo na szczęście przypadki ekstremalne ;)
OdpowiedzUsuńW gruncie rzeczy USOS ułatwia życie, bo nie trzeba latać za wykładowcami z indeksem. Ale, jak widać, potrafi też utrudnić (a raczej ludzie się nim "opiekujący".
OdpowiedzUsuńMój biedny! Trzeba było poprosić naszą panią od japki o pomoc, ona taka kochana, wszystko nam zawsze od ręki załatwia i kręci na lewo, jak wydrukować, że masz same piątki, gdy masz same dwóje, kiedy jedziesz na stypendium ;D
OdpowiedzUsuńChoćbym bardzo chciał, to niestety ona nie zajmuje się sprawami z mojego kierunku. Ale to prawda, jest kochana.
OdpowiedzUsuń