MANIAK WE WSTĘPIE
Cierpię na dziwną przypadłość — cokolwiek zacznę oglądać, to choćby było bardzo złe, i tak muszę obejrzeć to do końca. Nie lubię pozostawiać żadnych spraw otwartymi i wszystkie muszę zamykać. Tak jest również z popkulturą: książkami, serialami, komiksami, filmami… Są oczywiście zalety i wady takiego postępowania — bo z jednej strony muszę przemęczyć się przez coś, co jest kiepskie i raczej nie sprawia zbyt wiele przyjemności (a czasami może nawet powodować frustrację), ale z drugiej mam wtedy nauczkę i mogę bardziej świadomie wybierać to co obejrzę w przyszłości — tak by nie trafić na podobnie złą produkcję.
Takim właśnie kiepskim (no, powiedzmy, że średniawym, bo mają swoje momenty) serialem są „Hostages”. Zdaję sobie sprawę, że istnieje masa o wiele lepszych produkcji, ale mimo wszystko nie porzucam tej i oglądam dalej, z coraz mniejszą nadzieją na poprawę.
Takim właśnie kiepskim (no, powiedzmy, że średniawym, bo mają swoje momenty) serialem są „Hostages”. Zdaję sobie sprawę, że istnieje masa o wiele lepszych produkcji, ale mimo wszystko nie porzucam tej i oglądam dalej, z coraz mniejszą nadzieją na poprawę.
MANIAK O SCENARIUSZU
Autorką scenariusza do piątego odcinka, zatytułowanego „Truth and Consequences” czyli „Prawda i konsekwencje” (przy czym konsekwencji jest tu o wiele więcej niż „prawdy”) napisała Jennifer Cecil ("Prywatna praktyka”). Kontynuuje ona wątki z poprzedniego odcinka. Ellen zostaje postawiona przed dylematem — uciec z dziećmi czy uratować postrzelonego męża i ponownie dać się złapać w zasadzkę.
Zaczyna się nieźle. Mamy dramatyczną sytuację, stanowiącą idealny punkt wyjścia, który można było rozwinąć na wiele różnych, ciekawych sposobów. Wybrany zostaje jednak ten najbardziej przewidywalny. I w efekcie zepsuto wszystko to co budowano w poprzednich odcinkach. W zamian dostajemy przedramatyzowany, słaby scenariusz, w którym kiepsko dobrano proporcje poszczególnych wątków (zdecydowanie za dużo tu dzieci Sanders, choć przez chwilę jest nadzieja, że się ich pozbędziemy). I choć napięcia jest sporo, to w większości budowane jest ono sztucznie. Oczywiście dochodzi do tego kilka niedorzeczności fabularnych.
Są jednak przebłyski. Interesująco wypada choćby historia Sandrine, należącej do zespołu, zajmującego dom dr Sanders. Niezła jest też kontynuacja wątku Samanthy, a zwłaszcza jego zakończenie. Niestety, nie poświęcono tym elementom fabuły zbyt wiele miejsca, ograniczając je do minimum. A szkoda, bo tkwiło w nich o wiele więcej potencjału niż w kolejnych dramatach Sandersów.
Wszystko sprowadza się jednak do słabej końcówki, która każe zadać pytanie — po co te wszystkie perturbacje, skoro wróciliśmy do punktu wyjścia? Odpowiedź na to pytanie znają jednak tylko scenarzyści serialu. Jeśli w ogóle.
Toni Collette standardowo jest jako główna bohaterka bardzo dobra. Pomimo wszystkich scenariuszowych niedociągnięć, potrafi swą postać zagrać tak, by zwrócić na te uchybienia jak najmniejszą uwagę. Wciąż zdarza jej się wtrącić tu i ówdzie kilka denerwujących manieryzmów, jednak ogólnie rzecz ujmując, jej gra jest bardzo zadowalająca.
Tate Donovan, wypada w roli Briana Sandersa w „Truth and Consequences” o niebo lepiej, niż w poprzednich odsłonach „Hostages”. Ma tu dość specyficzną rolę, polegającą na pojękiwaniu z bólu i zapewnianiu, że wszystko w porządku, a takie łatwo zepsuć. Na szczęście tak się nie dzieje.
Quinn Shephard oraz Mateus Ward jako dzieci Sandersów są nadal bardzo drewniani — ale z tym już chyba należy się pogodzić. Shephard, co prawda, niby gdzieś tam ma przebłyski, ale to wciąż za mało, by uznać jej grę za dobrą.
Dylan McDermott kontynuuje solidną pracę z poprzednich odcinków. Udaje mu się z powodzeniem podkreślić niejednoznaczność agenta Carlisle’a i ukazać go w ciekawym świetle.
Zaczyna się nieźle. Mamy dramatyczną sytuację, stanowiącą idealny punkt wyjścia, który można było rozwinąć na wiele różnych, ciekawych sposobów. Wybrany zostaje jednak ten najbardziej przewidywalny. I w efekcie zepsuto wszystko to co budowano w poprzednich odcinkach. W zamian dostajemy przedramatyzowany, słaby scenariusz, w którym kiepsko dobrano proporcje poszczególnych wątków (zdecydowanie za dużo tu dzieci Sanders, choć przez chwilę jest nadzieja, że się ich pozbędziemy). I choć napięcia jest sporo, to w większości budowane jest ono sztucznie. Oczywiście dochodzi do tego kilka niedorzeczności fabularnych.
Są jednak przebłyski. Interesująco wypada choćby historia Sandrine, należącej do zespołu, zajmującego dom dr Sanders. Niezła jest też kontynuacja wątku Samanthy, a zwłaszcza jego zakończenie. Niestety, nie poświęcono tym elementom fabuły zbyt wiele miejsca, ograniczając je do minimum. A szkoda, bo tkwiło w nich o wiele więcej potencjału niż w kolejnych dramatach Sandersów.
Wszystko sprowadza się jednak do słabej końcówki, która każe zadać pytanie — po co te wszystkie perturbacje, skoro wróciliśmy do punktu wyjścia? Odpowiedź na to pytanie znają jednak tylko scenarzyści serialu. Jeśli w ogóle.
MANIAK O REŻYSERII
Reżyseruje Karen Gaviola ("Zagubieni” „Skazany na śmierć”). I trzeba przyznać, że udaje jej się choć trochę uratować „Truth and Consequences”. Realizuje scenariusz Cecil w taki sposób, by jak najlepiej się go oglądało. Umiejętnie dozuje zatem napięcie i korzysta ze sprawdzonych reżyserskich sztuczek, by jak najdłużej utrzymać widza w niepewności. Zdarza się co prawda kilka mniej udanych pomysłów czy parę wpadek (typu: zupełnie niepotrzebna scena jadącego autobusu) ale generalnie Gavioli udaje się wnieść pewien powiew świeżości do „Hostages”.
MANIAK O AKTORACH
Tate Donovan, wypada w roli Briana Sandersa w „Truth and Consequences” o niebo lepiej, niż w poprzednich odsłonach „Hostages”. Ma tu dość specyficzną rolę, polegającą na pojękiwaniu z bólu i zapewnianiu, że wszystko w porządku, a takie łatwo zepsuć. Na szczęście tak się nie dzieje.
Quinn Shephard oraz Mateus Ward jako dzieci Sandersów są nadal bardzo drewniani — ale z tym już chyba należy się pogodzić. Shephard, co prawda, niby gdzieś tam ma przebłyski, ale to wciąż za mało, by uznać jej grę za dobrą.
Dylan McDermott kontynuuje solidną pracę z poprzednich odcinków. Udaje mu się z powodzeniem podkreślić niejednoznaczność agenta Carlisle’a i ukazać go w ciekawym świetle.
Niezła jest Sandrine Holt jako Sandrine Renault. To skomplikowana postać, a wszystkie jej rozterki Holt pokazuje w miarę przekonująco. Mimo, że zdaje się mieć przyklejony na stałe kamienny wyraz twarzy.
Wiele zarzucić nie można także Rhysowi Coiro, który poprawnie odgrywa postać Kramera.
Wiele zarzucić nie można także Rhysowi Coiro, który poprawnie odgrywa postać Kramera.
MANIAK O TECHNIKALIACH
Technikalia standardowo dla „Hostages” — niezłe zdjęcia i przyzwoity, całkiem płynny montaż oraz kiepska muzyka. Z rzeczy mniej oczywistych, dość dobrze ocenić mogę także rekwizyty i bardzo staranną charakteryzację. W większości udały się także stroje, choć w jednej scenie wyraźnie przesadzono i Elen ściąga sukienkę, by pokazać… kolejną, noszoną pod spodem.
MANIAK OCENIA
No cóż — nie zanosi się na to by „Hostages” nagle stali się dobrym serialem. „Truth and Consequences” ratuje dobra reżyseria i przyzwoite aktorstwo, ale czy to wystarcza? Nie do końca. Ale i tak obejrzę do końca.
DOBRY |
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.