Maniak marudzi #16: Klimki, Raczki, Oscary i "tłumaczki"

MA­NIAK ZA­CZY­NA


Nie lu­bię oglą­dać róż­ne­go ro­dza­ju re­la­cji przez In­ter­net. Ja­kość nie za­wsze jest naj­lep­sza, cza­sa­mi zda­rza się, że ja­kaś część uciek­nie, bo łą­cze nie wy­trzy­ma i w ten spo­sób moż­na stra­cić część za­ba­wy. Z Osca­ra­mi do­cho­dzi pro­blem nr 2 — czy­li po­go­dze­nie jed­no­cze­sne­go przy­go­to­wy­wa­nia no­ta­tek na blo­ga, śle­dze­nia tego, co dzie­je się na fa­ce­bo­oko­wym wy­da­rze­niu zwie­rza po­pkul­tu­ral­ne­go i oglą­da­nia ce­re­mo­nii. Chcąc nie chcąc, po­nie­waż nie dys­po­nu­ję dwo­ma lap­to­pa­mi, mu­sia­łem za­siąść przed ekra­nem te­le­wi­zo­ra i prze­ży­wać tę sa­mą bo­lącz­kę, ja­ką prze­ży­wam rok w rok. Prze­bie­rać ocza­mi ze zdzi­wie­nia, i za­sta­na­wiać się czy to, co wła­śnie usły­sza­łem, zo­sta­ło po­wie­dzia­ne na­praw­dę, czy zwy­czaj­nie się prze­sły­sza­łem.


MA­NIAK MA­RU­DZI


Cy­fry­za­cja te­le­wi­zji po­zwo­li­ła nie tyl­ko ulep­szyć ja­kość ob­ra­zu i dźwię­ku, ale tak­że w przy­pad­ku wie­lu pro­gra­mów, do­ko­nać wy­bo­ru po­mię­dzy pol­ską i ory­gi­nal­ną ścież­ką dźwię­ko­wą. Je­śli więc nie chcę, by lek­tor swym bez­na­mięt­nym gło­sem za­głu­szał wszyst­ko, co dzie­je się na ekra­nie, bio­rę pi­lot, zmie­niam ścież­kę i już jest w po­rząd­ku.
Osca­ry w pol­skiej te­le­wi­zji ma­ją tę przy­pa­dłość, że są tłu­ma­czo­ne sy­mul­ta­nicz­nie. Oczy­wi­ście wiem, że ta­ki przek­ład to fu­cha bar­dzo nie­wdzięcz­na i trud­na. I wła­śnie dla­te­go po­trze­ba do niej czło­wie­ka, któ­ry:
a) do­sko­na­le zna ję­zyk obcy i oj­czy­sty,
b) jest dość by­stry i ma re­fleks,
c) nie de­ner­wu­je się swym za­da­niem,
d) ma przy­jem­ną bar­wę gło­su.
Nie­ste­ty, pan tłu­ma­czek, któ­ry pra­cu­je dla Ca­nal +, speł­nia tyl­ko wa­ru­nek pierw­szy (i to też nie do koń­ca). W efek­cie re­la­cja tłu­ma­czo­na jest po łeb­kach, jest du­żo prze­kła­do­wych wpa­dek (ty­pu: „patrz, jak na cie­bie pa­trzę” za­miast „patrz, jak do cie­bie mó­wię” albo „po­mruk mie­czy świetl­ny­ch”) a głos, któ­ry sły­szy­my z gło­śni­ków te­le­wi­zo­ra, jest tak iry­tu­ją­cy, że cięż­ko się przed te­le­wi­zo­rem nie de­ner­wo­wać. O tym, jak czę­sto umy­ka­ją żar­ty, nie trze­ba chy­ba wspo­mi­nać.
Z tych po­wo­dów, ma­jąc na­dzie­ję, że moż­na temu ja­koś za­ra­dzić, spró­bo­wa­łem zmie­nić ję­zyk. Nie­ste­ty — tym ra­zem opcja nie za­dzia­ła­ła, bo zwy­czaj­nie ta­kiej nie prze­wi­dzia­no.
Kiep­skie tłu­ma­cze­nie to jed­nak tyl­ko je­den z pro­ble­mów. Dru­gim jest po­ja­wia­ją­ce się w miej­sce re­klam osca­ro­we stu­dio, w któ­rym swo­je ko­men­ta­rze, co roku wy­gła­sza­ją wiel­cy znaw­cy kina. Za każ­dym ra­zem jest to sno­bi­stycz­na, iry­tu­ją­ca, wszech­wie­dzą­ca ko­bie­ta + mniej lub bar­dziej iry­tu­ją­cy kry­tyk fil­mo­wy.
W tym roku po­sta­wio­no na Ka­ję Kli­mek (dla sły­szą­cych to na­zwi­sko po raz pierw­szy, spie­szę po­in­for­mo­wać, że to ab­sol­went­ka dzien­ni­kar­stwa i kul­tu­ro­znaw­stwa, kry­tycz­ka fil­mo­wa, tłu­macz­ka i dość prze­mą­drza­ła dziew­czy­na, któ­ra ma coś z typu ryżej mendy) oraz To­ma­sza Racz­ka. O ile po tej pierw­szej od razu moż­na się spo­dzie­wać tony an­gli­cy­zmów (z ha­sh­ta­ga­migeek fac­ta­mi na cze­le), al­ter­na­tyw­nej wy­mo­wy tu i ów­dzie (od dziś „Ama­zon” czy­ta się: „e­mej­zo­n”), brak sza­cun­ku do au­to­ry­te­tów („Cie­szę się, że John Wil­liams nie do­stał Osca­ra­.”) czy ra­żą­cych me­ry­to­rycz­nych błę­dów (przy­kła­do­wo, we­dług pani Kli­mek, wspo­mnie­nia So­lo­mo­na Nor­thu­pa, na któ­rych opar­to „Znie­wo­lo­ne­go”, by­ły nie­zna­ne aż do cza­su od­na­le­zie­nia ich przez żo­nę re­ży­se­ra — co z tego, że w la­tach osiem­dzie­sią­tych by­ła już pierw­sza ekra­ni­za­cja?), to po Racz­ku, któ­ry kry­ty­kiem jest nie­złym, po­dob­nych far­ma­zo­nów się nie spo­dzie­wa­łem. A tym­cza­sem był tak samo źle przy­go­to­wa­ny jak pani Kli­mek. I w ten spo­sób do­wie­dzie­li­śmy się np. że „Gra­wi­ta­cja” to wła­ści­wie film ani­mo­wa­ny, w któ­rym twarz San­dry Bul­lock wi­dzi­my spo­ra­dycz­nie, Cu­ra­ón re­ży­se­ru­je za po­mo­cą ak­tor­ki, a „Znie­wo­lo­ny” to film zu­peł­nie nie­od­dzia­ły­wa­ją­cy emo­cjo­nal­nie na wi­dza aż do po­ja­wie­nia się na ekra­nie Lu­pi­ty Ny­on­g’o. Aha.
Naj­więk­szą kom­pro­mi­ta­cją Racz­ka by­ło chy­ba stwier­dze­nie: „Nie wiem, dla­cze­go są dwie na­gro­dy za dźwięk”. Fa­cet, któ­ry fil­ma­mi zaj­mu­je się na co dzień i któ­re po­win­ny sta­no­wić dla nie­go chleb po­wszed­ni, nie umie od­róż­nić mon­ta­żu dźwię­ku od jego przy­go­to­wa­nia i mik­so­wa­nia… Prze­cież to nie jest ja­kaś ta­jem­na wie­dza i wy­star­czy tro­chę po­czy­tać. Od­po­wied­nie przy­go­to­wa­nie do ko­men­to­wa­nia gali po­win­no być chy­ba prio­ry­te­tem, praw­da?

MA­NIAK KO­ŃCZY


Wciąż cze­kam na ta­ką pol­ską trans­mi­sję z Osca­rów, któ­rą bę­dę mógł obej­rzeć z przy­zwo­itym tłu­ma­cze­m/moż­li­wo­ścią prze­łą­cze­nia na ory­gi­nal­ną ścież­kę dźwię­ko­wą i któ­rej ko­men­ta­to­rzy wło­żą choć odro­bi­nę tru­du w przy­go­to­wa­nie się do pra­cy. W tym roku ta­kiej nie do­sta­łem, ale mo­że za rok?

Komentarze

  1. Spodziewałbyś się czegoś lepszego po C+, a tutaj proszę, 2014 rok i nie ma opcji oglądania w oryginale..

    OdpowiedzUsuń
  2. Dorota Pietruszka9 marca 2014 21:50

    Tomasz Raczek? Akysz!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.