MANIAK WE WSTĘPIE
Kiedy zacząłem oglądać „Gingitsune”, spodziewałem się troszkę czegoś innego, niż dostałem w pierwszym odcinku. Czegoś o nieco odmiennej tematyce, nastawionego na rozwój fabuły i tajemnic. Dostałem zaś bardzo sympatyczne anime, skupione przede wszystkim na rozwoju bohaterów. Każdy z do tej pory obejrzanych przeze mnie odcinków był przy tym poprowadzony nieco inaczej i w każdym akcent położono na inny aspekt historii i postaci. Wszystkie miały jednak jeden, bardzo ważny punkt wspólny — zrealizowano je w taki sposób, by nie pozostawiały wobec siebie obojętnym.
Czwarty odcinek z powodzeniem kontynuuje drogę, wytyczoną przez poprzednie, a przy okazji wprowadza nowe wątki.
MANIAK O SCENARIUSZU
Czwarty odcinek anime zatytułowany jest „Satoru to haru” (『悟とハル』 „Satoru i haru”), a za jego scenariusz odpowiada Amamiya Hitomi (雨宮ひとみ) U Makoto i jej ojca ma zamieszkać chłopiec z wymiany, Satoru. Okazuje się, że przybywa wraz z boskim posłańcem, Haru i skrywa pewną tajemnicę.
To pod względem scenariusza chyba najbardziej emocjonalny jak dotąd odcinek „Gingitsune”. Wzruszenia jest tu dużo i choć zastosowano kilka ogranych sztuczek, to sposób, w jaki historia oddziałuje na widza nie jest w żaden sposób tani i nieumiejętny. To znakomicie zaplanowana fabuła, w której sympatyczny humor miesza się z dramatem.
Tak dobry efekt udaje się osiągnąć przede wszystkim dzięki przemyślanemu rozpisaniu poszczególnych postaci. Mamy więc przyjazną Makoto, zgrywającego bufona Gintarō i przezabawnego, nieco naiwnego Tatsuo (達夫) ojca Makoto. Są także: tajemniczy Satoru, którego historię powoli poznajemy oraz związana z nim, w przekomiczny sposób burkliwa Haru. Każdy z bohaterów napisany inaczej, tak by razem idealnie pasowali do większej układanki.
MANIAK O REŻYSERII
Reżyser prowadzi ten odcinek znakomicie. Doskonale czuje klimat scenariusza i z powodzeniem pokazuje emocje bohaterów. Realizując tekst Amamiyi, idealnie wyważa poszczególne jego elementy i świetnie podkreśla to, co w nim najważniejsze.
MANIAK O AKTORACH
Aktorzy głosowi spisują się bardzo dobrze. Kanemoto Hisako, która użycza głosu Makoto, świetnie radzi sobie zwłaszcza w scenach, które wymagają wyrażenia wiele emocji.
Jak zwykle świetny jest Miki Shin’ichirō w roli lisa Gintarō. Aktor fantastycznie moduluje głosem, dostosowując go do poszczególnych scen, w których czasem jest stanowczy, czasem współczujący a czasem zwyczajnie złośliwy.
Zadowala Ono Kenshō (小野賢章) w roli Satoru. Słychać, że aktor rozumie swoją postać, a najważniejsze jest to że nie ucieka się do oklepanych w anime konwencji, starając się nie przesadzać w swej grze. To bardzo ważne, bo w przeciwnym wypadku nie udałoby się osiągnąć tak dobrego efektu, a i trudniej byłoby bohatera polubić.
Absolutnie powala swym występem Fujimura Ayumi (藤村歩), której Haru jest prześmieszna. Sposób, w jaki aktorka podchodzi do postaci nie może się nie spodobać.
W porządku jest również rola Seki Toshihiko (関俊彦) jako ojca Makoto.
MANIAK O TECHNIKALIACH
Technicznie „Gingitsune” pozostaje na bardzo wysokim poziomie. To nadal jedno z najładniej narysowanych anime. Niczego nie można zarzucić także animacji — odpowiednio płynnej i żywej. Kolejne sceny logicznie połączono w montażu. Sporo emocji znakomicie podkreśla muzyka.
MANIAK OCENIA
„Gingitsune” pozytywnie zaskakuje mnie z odcinka na odcinek. Tak było też tym razem.
DOBRY |
Nie zgodzę się co do animacji - postacie głównie rozmawiają, więc trudno źle to zanimować. Zwłaszcza, że często animowane są tylko usta mówiącej postaci, ewentualnie mruganie. Scena akcji w całej serii jest chyba tylko jedna, gdy heraldzi się ganiają.
OdpowiedzUsuńAle fabuły i tajemnic nigdy tu nie było, to ciepła i kojąca obyczajówka z lekką domieszką supernaturala. Mnie to też trochę rozczarowało, ale z drugiej strony, lubię przyjemne obyczajówki. Chyba zorientowałam się o tym dopiero ostatnio, gdy obejrzałam same ciężkie i przedramatyzowane odcinki różnych anime i nie zostało mi nic do ukojenia do snu. Muszę sobie kolejną taką serię znaleźć.
Ja się z kolei nie zgodzę, że trudno źle zanimować rozmowy i że często ruszają się w "Gingitsune" tylko usta i powieki. To nieprawda. Takie rzeczy bardzo łatwo źle zanimować, jeśli ogranicza się do minimum. W "Gingitsune" za to, dbają o szczegóły. Bohaterowie gestykulują, drugi plan nigdy nie jest statyczny, a to, co dane postaci robią na ekranie doskonale się uzupełnia z tym, co grają aktorzy.
OdpowiedzUsuń