Maniak ocenia #106: "Buffy the Vampire Slayer Season 10" #1

MA­NIAK KLE­CI WSTĘP


Ko­mik­so­wy dzie­wią­ty se­zon „Bu­ffy: The Vam­pi­re Sla­yer” był bar­dzo do­bry, ale nie ide­al­ny. Głów­na se­ria wcho­dzą­ca w jego skład mia­ła cha­rak­ter zde­cy­do­wa­nie bar­dziej ka­me­ral­ny niż se­zon ó­smy, w któ­rym twór­cy, nie­ogra­ni­cze­ni te­le­wi­zyj­nym bu­dże­tem, pu­ści­li wo­dze fan­ta­zji. Dzie­wią­ty se­zon miał być zde­cy­do­wa­nie bar­dziej oso­bi­sty i pod tym wzglę­dem miał zbli­żyć się do te­le­wi­zyj­ne­go pier­wo­wzo­ru. Po­szło zgod­nie z pla­nem, ale jed­no­cze­śnie czuć by­ło cza­sa­mi, że twór­cy ucie­kli z jed­ne­go eks­tre­mum (czy­li wspo­mnia­nej wi­do­wi­sko­wo­ści) w dru­gie (czy­li du­ży mi­ni­ma­lizm), przez co cze­goś mo­men­ta­mi w ko­mik­sach z se­rii bra­ko­wa­ło. Po­pra­wi­ło się pod ko­niec, pod­czas któ­re­go wszyst­kie wy­da­rze­nia na­bra­ły więk­sze­go sen­su, a po­sta­ci zna­la­zły się w bar­dzo cie­ka­wym po­ło­że­niu.
Zu­peł­nie inna (i o wie­le lep­sza) by­ła dru­ga se­ria wcho­dzą­ca w skład se­zo­nu dzie­wią­te­go „Bu­ffy” czy­li „An­gel and Faith”. Od­po­wia­da­li za nią Chri­stos Gage oraz Re­be­kah Isa­acs, któ­rzy w se­zo­nie dzie­sią­tym przej­mu­ją se­rię głów­ną. A sko­ro tak, to wy­nik mo­że być tyl­ko je­den. Jaki?

MA­NIAK O SCE­NA­RIU­SZU


Pierw­sza hi­sto­ria nosi ty­tuł „New ru­les” — „No­we za­sa­dy”. Od­no­si się on nie tyl­ko do wy­da­rzeń z koń­ców­ki se­zo­nu dzie­wią­te­go, któ­re cał­ko­wi­cie na­mie­sza­ły w Buf­fy­wer­sum, ale tak­że do tego, co dzie­je się we­wnątrz gru­py głów­nych bo­ha­te­rów. Ale o tym za chwi­lę.
Gage od razu rzu­ca czy­tel­ni­ka in me­dias res. Ak­cja dzie­je się krót­ki czas po fina­le po­przed­nie­go se­zo­nu. Na świe­cie znów jest ma­gia, któ­ra dzia­ła jed­nak na (ty­tu­ło­wych) tro­chę in­nych za­sa­dach. Bo­ha­te­rów za­sta­je­my w trak­cie wal­ki z chma­rą zom­pi­rów i stop­nio­wo je­ste­śmy za­po­zna­wa­ni z no­wym sta­tus quo.
Wal­ka i nowa sy­tu­acja jest jed­nak tyl­ko pre­tek­stem, by po­ka­zać re­la­cje mię­dzy głów­ny­mi bo­ha­te­ra­mi. A spo­ro się w nich po­zmie­nia­ło. Cza­sem na lep­sze i zdrow­sze (jak w przy­pad­ku Buf­fy i Spi­ke­’a), cza­sem na nie­co gor­sze (jak w przy­pad­ku Xan­de­ra i Dawn). Po­ja­wia się też kil­ku sta­rych zna­jo­mych, w tym ktoś, kogo nie wi­dzie­li­śmy od na­praw­dę daw­na.
Gage de­li­kat­nie za­zna­cza mo­ty­wy, ja­kie po­dej­mie w ko­lej­nych nu­me­rach se­rii. Sku­pia się mię­dzy in­ny­mi na tym, jak czas wpły­wa na przy­jaźń; za­da­je py­ta­nie o to czy moż­na cał­ko­wi­cie wy­ba­czyć zdra­dę, na­wet je­śli po­peł­nio­no ją w do­brej wie­rze i wresz­cie co­raz bar­dziej zde­cy­do­wa­nie wpy­cha wciąż gdzieś tam za­gu­bio­ną Buf­fy w do­ro­słe ży­cie. Zna­ko­mi­cie to wszyst­ko pod­kre­śla bar­dzo emo­cjo­nal­na i wzru­sza­ją­ca koń­ców­ka (łez­ka za­krę­ci­ła mi się w oku, a przy czy­ta­niu ko­mik­sów zda­rza się mi to na­praw­dę rzad­ko), okra­szo­na szczyp­tą do­bre­go hu­mo­ru w sty­lu Whe­do­na.
No wła­śnie — trze­ba przy­znać, że Gage zde­cy­do­wa­nie od­ro­bił za­da­nie do­mo­we i, tak samo jak w „An­gel and Fa­ith”, do­sko­na­le czu­je po­sta­ci, któ­re pi­sze. Kie­dy czy­ta się dym­ki nad gło­wa­mi bo­ha­te­rów, w gło­wie wręcz sły­chać, jak zna­ni z se­ria­lu bo­ha­te­rzy wy­po­wia­da­ją swe kwe­stie. Jest bar­dzo whe­do­no­wo, spo­ro tu zna­ko­mi­te­go, cha­rak­te­ry­stycz­ne­go dow­ci­pu i zna­ko­mi­cie po­my­śla­nych od­wo­łań do po­przed­nich od­cin­ków czy ko­mik­sów. Wszyst­ko to ra­zem zna­ko­mi­cie pły­nie. Łącz­nie z pro­wa­dzo­ną przez Buf­fy nar­ra­cją, w któ­rej ramy Gage wło­żył opo­wia­da­ną przez sie­bie hi­sto­rię.

MA­NIAK O RY­SUN­KACH


Re­be­kah Isa­acs wy­ko­na­ła w „An­gel and Fa­ith” zna­ko­mi­tą pra­cę i tym bar­dziej ucie­szy­ło mnie jej przej­ście do głów­nej se­rii. Ma ona tę prze­wa­gę nad ry­su­ją­cym se­zon ó­smy i dzie­wią­ty Je­an­tym, że nie ma ab­so­lut­nie żad­ne­go pro­ble­mu z tym, by po­sta­ci ry­so­wa­ne przez nią wy­star­cza­ją­co się od sie­bie róż­ni­ły i przede wszyst­kim, by by­ły po­dob­ne do ak­to­rów, któ­rzy od­gry­wa­li je w se­ria­lu. Wresz­cie mo­głem oglą­dać Buf­fy, któ­ra rze­czy­wi­ście przy­po­mi­na Sa­rę Mi­chel­le Gel­lar. Isa­acs ry­su­je przy tym nie­co kre­sków­ko­wo i tro­chę czer­pie też ze sty­li­sty­ki man­gi (k­tó­rej pry­wat­nie jest wiel­ką fan­ką) i wi­dać to choć­by w wy­śmie­ni­tej eks­pre­sji bo­ha­te­rów. Za­chwy­ca­ją tak­że bar­dzo szcze­gó­ło­we tła. A wszyst­ko uzu­peł­nia bar­dzo do­bry Dan Jack­son, któ­ry na­ło­żył ży­we, ide­al­nie do­pa­so­wa­ne do ry­sun­ków ko­lo­ry. To wszyst­ko skła­da się na prze­pięk­ną opra­wę, któ­rej oglą­da­nie to praw­dzi­wa przy­jem­ność.

MA­NIAK OCE­NIA


Buf­fy po­wra­ca ze zdwo­jo­ną si­łą. Mam na­dzie­ję, że pod ste­ra­mi Ga­ge­’a i Isa­acs wresz­cie otrzy­ma­my ko­mik­so­wy se­zon, któ­ry bę­dzie ide­al­nie wy­wa­żo­ny i opo­wie cie­ka­wą hi­sto­rię. Na ra­zie jest jesz­cze wcze­śnie, by pro­ro­ko­wać, ale zde­cy­do­wa­nie mo­gę po­wie­dzieć, że za­po­wia­da się po­myśl­nie. I obym się nie my­lił. Tym­cza­sem pierw­szy nu­mer otrzy­mu­je oce­nę:

DO­BRY

Komentarze

  1. Dorota Pietruszka23 marca 2014 11:31

    Zmienili rysownika....? Hm... No ale wygląda bardzo ładnie, więc chyba na dobre. Czemu poprzedni się wycofał?

    OdpowiedzUsuń
  2. Poprzedni pracuje teraz przy "Serenity: Leaves on the wind", obecnej zaproponowano wybór między "Angel & Faith" jak dotychczas a "Buffy" i wybrała (ku mojej uciesze!) "Buffy".

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.