FILMY
Nowy film od Studia Ghibli
Studio Ghibli szykuje oparty na książce Joan G. Robinson pt. „When Marnie Was There” (”Gdy była tam Marnie”; zdaje się, że nie wydano jej po polsku) film animowany, zatytułowany „Omoide no Marnie” (『思い出のマーニー』; „Marnie ze wspomnień”). Będzie to pierwsza produkcja studia, która skupi się na dwóch, żeńskich bohaterkach. Głosu użyczą im: Takatsuki Sara (高月彩良) grająca obecnie w serialu „Black President” oraz znana z serialu „Ama-chan” (『あまちゃん』) Arimura Kasumi (有村架純). Dla obu będzie to pierwsza praca w charakterze aktorek głosowych.
Ponadto, będzie to także pierwsza pełnometrażowa animacja od Ghibli, w którą w żaden sposób nie będzie zaangażowany żaden z dwóch współzałożycieli studia: ani Miyazaki Hayao (宮崎駿), który odszedł na emeryturę, ani Takahata Isao (高畑勲). Również po raz pierwszy w animacji Ghibli, piosenka przewodnia zostanie zaśpiewana w całości po angielsku (będzie to „Fine On The Outside” Priscilli Ahn).
Powieść opowiada historię Anny — samotnej dziewczynki wychowującej się w rodzinie zastępczej, która pewnego lata zostaje wysłana do małej wioski na zachodzie Anglii. Zaprzyjaźnia się tam z tajemniczą Marnie i dowiaduje się sporo o jej przeszłości. Z początku ich rozmowy są niezręczne, ale z czasem stają się coraz żywsze. Wkrótce okazuje się, że łączy je nie tylko samotność.
W animacji akcja zostanie przeniesiona na japońską wyspę Hokkaidō. Takatsuki użyczy głosu Annie (杏奈) natomiast Arimura — Marnie. Za scenariusz i reżyserię będzie odpowiadał Yonebayashi Hiromasa (米林宏昌), autor „Tajemniczego świata Arietty” (『借りぐらしのアリエッティ』). Jak mówi:
Nie obyłoby się bez wiadomości związanej z Jossem Whedonem — w końcu to jego miesiąc. Film „In Your Eyes” w reżyserii Brina Hilla, do którego napisał scenariusz właśnie Whedon, można w cenie 5 dolarów obejrzeć w Internecie. Wystarczy wejść na tę stronę. A zresztą posłuchajcie, co ma do powiedzenia sam scenarzysta:
To co? Bierzecie?
Ponadto, będzie to także pierwsza pełnometrażowa animacja od Ghibli, w którą w żaden sposób nie będzie zaangażowany żaden z dwóch współzałożycieli studia: ani Miyazaki Hayao (宮崎駿), który odszedł na emeryturę, ani Takahata Isao (高畑勲). Również po raz pierwszy w animacji Ghibli, piosenka przewodnia zostanie zaśpiewana w całości po angielsku (będzie to „Fine On The Outside” Priscilli Ahn).
Powieść opowiada historię Anny — samotnej dziewczynki wychowującej się w rodzinie zastępczej, która pewnego lata zostaje wysłana do małej wioski na zachodzie Anglii. Zaprzyjaźnia się tam z tajemniczą Marnie i dowiaduje się sporo o jej przeszłości. Z początku ich rozmowy są niezręczne, ale z czasem stają się coraz żywsze. Wkrótce okazuje się, że łączy je nie tylko samotność.
W animacji akcja zostanie przeniesiona na japońską wyspę Hokkaidō. Takatsuki użyczy głosu Annie (杏奈) natomiast Arimura — Marnie. Za scenariusz i reżyserię będzie odpowiadał Yonebayashi Hiromasa (米林宏昌), autor „Tajemniczego świata Arietty” (『借りぐらしのアリエッティ』). Jak mówi:
Najwspanialsze w powieści są rozmowy Anny i Marnie. Za ich pośrednictwem, w sercach obu dziewczynek zaczynają powoli zachodzić zmiany.Film ten będzie dla Studia Ghibli na pewno wielkim wyzwaniem, ale równocześnie brzmi tak ciekawie, że ma bardzo dużą szansę stać się hitem — pomimo braku udziału Miyazakiego i Takahaty.
„In Your Eyes” dostępne w Internecie
Nie obyłoby się bez wiadomości związanej z Jossem Whedonem — w końcu to jego miesiąc. Film „In Your Eyes” w reżyserii Brina Hilla, do którego napisał scenariusz właśnie Whedon, można w cenie 5 dolarów obejrzeć w Internecie. Wystarczy wejść na tę stronę. A zresztą posłuchajcie, co ma do powiedzenia sam scenarzysta:
To co? Bierzecie?
Pierwsza zapowiedź „Zaginionej dziewczyny”
Pojawiła się pierwsza zapowiedź najnowszego filmu Davida Finchera, który oparty będzie na recenzowanej przeze mnie jakiś czas temu powieści pt. „Zaginiona dziewczyna”.
Zapowiedź wygląda bardzo dobrze i ma świetną atmosferę. Wszystko wskazuje na to że Fincher dostarczy nam kolejnego niezwykłego filmu. Mam taką nadzieję, bo książka zdecydowanie zasługuje na dobrą adaptację.
Ukazał się pierwszy zwiastun animacji pt. „Batman: Assault on Arkham”, osadzonej w tym samym świecie, w którym rozgrywają się gry z serii Arkham:
Fabularnie nie zapowiada się jakoś szczególnie, ale z drugiej strony, fabuła nie była też najmocniejszą stroną gier. Czy ostatecznie będzie to dobra animacja — przekonamy się na jesieni.
Zack Snyder udzielił obszernego wywiadu dla magazynu Forbes, w którym między innymi opowiada o przygotowywanej kontynuacji „Człowieka ze stali”. A że nie byłbym sobą, gdybym go nie przetłumaczył, oto i on:
Zwiastun „Batman: Assault on Arkham”
Ukazał się pierwszy zwiastun animacji pt. „Batman: Assault on Arkham”, osadzonej w tym samym świecie, w którym rozgrywają się gry z serii Arkham:
Fabularnie nie zapowiada się jakoś szczególnie, ale z drugiej strony, fabuła nie była też najmocniejszą stroną gier. Czy ostatecznie będzie to dobra animacja — przekonamy się na jesieni.
Wywiad z Zackiem Snyderem
Zack Snyder udzielił obszernego wywiadu dla magazynu Forbes, w którym między innymi opowiada o przygotowywanej kontynuacji „Człowieka ze stali”. A że nie byłbym sobą, gdybym go nie przetłumaczył, oto i on:
Kiedy zostałeś fanem Batmana i ogólnie komiksów? Czy było to w połowie lat osiemdziesiątych, kiedy ukazały się „Powrót Mrocznego Rycerza” i „Strażnicy” — dwa komiksy, o których często mówisz z uwielbieniem?Sporo informacji — nie tylko o nadchodzącym filmie z Supermanem i Batmanem, ale także o całej twórczości reżysera, który jest jednym z moich ulubionych. W wielu kwestiach mocno się z nim zgadzam, a to co mówi o kontynuacji „Człowieka ze stali” nastraja bardzo pozytywnie.
Dzieło Franka Millera pokazało mi, że komiksy, Batman w szczególności, mogą odzwierciedlać pewne polityczne i społeczne idee — wcześniej nie myślałem, że to możliwe. Na „Strażników” patrzę oczywiście tak samo, tzn. jako na komiks, który rzuca pewne światło na, powiedziałbym, naszą rzeczywistość, ale robi to za pomocą metafory i komiksowej mitologii.
Taki był dla mnie „Powrót Mrocznego Rycerza”. Kiedy go przeczytałem, oczywiście wiedząc, kim jest Batman i jaka to postać, poczułem, że z tego może być wspaniały film. Zaczynałem wtedy studia i nie byłem pewien jak to wszystko się ułoży. W każdym razie, to normalne, że na studiach marzy się o takich rzeczach: „Boże, jeśli udałoby mi się kiedyś nakręcić film o Batmanie, ale byłoby super!”
Oczywiście rzeczywistość później takie marzenia weryfikuje, ale to niesamowite, że dla mnie całość rozegrała się właśnie tak, jak się rozegrała. Za takie rzeczy trzeba być naprawdę wdzięcznym, a jednocześnie należy korzystać z różnych możliwości. Nie chcę powiedzieć, że trzeba je maksymalnie wyeksploatować, ale w pewnym sensie trzeba przyjąć wyzwanie i wprowadzać te możliwości w życie… Chodzi o to żeby spróbować odtworzyć to uczucie, jakie przeżywało się wtedy, gdy pierwszy raz przeczytało się daną rzecz. Zawsze mówię to o „Strażnikach” — kiedy ich pierwszy raz przeczytałem, zareagowałem w określony, emocjonalny sposób, co starałem się oddać, tworząc film. To było konkretne uczucie i myślę, że za nim i za związanymi z nim pomysłami podążałem.
Uważam, że podobne możliwości istnieją w przypadku Batmana i Supermana. Ci bohaterowie uczą nas o nas samych. Batman, po filmach Chrisa i całej kinowej historii tej postaci, może w pewien sposób przejść do naszego świata i być kimś realnym, a nie zwykłą karykaturą. Może nam opowiedzieć o naszym społeczeństwie i o tym, jak żyjemy. On i jego moralność na nas wpływają. Superman może mniej, ale Batman z całą pewnością nas głęboko odzwierciedla.
Superman to ideał, do którego dążymy, a Batman to ktoś, kim jesteśmy. Ktoś, kto odzwierciedla naszą osobowość.
Zgadzam się stuprocentowo. Myślę, że trafiłeś w sedno.
Czy kiedy zatrudniono cię przy „Człowieku ze stali” pomyślałeś sobie, że może uda ci się także zrestartować filmowego Batmana?
Szczerze mówiąc, to kiedy zakończyliśmy „Człowieka ze stali” i zaczęliśmy rozmowy na temat kolejnego filmu, zacząłem delikatnie sugerować, że fajnie byłoby skonfrontować Supermana z Batmanem. Na pierwszym spotkaniu zapytałem: „Może Batman?” Może na końcu drugiego filmu do domu Bruce’a Wayne’a dostarczony zostanie kryptonit, czy coś w tym rodzaju? I wtedy byśmy go po raz pierwszy zobaczyli. Ale jak już się taką rzecz wypowie na głos, to wiadomo… Jesteś na spotkaniu dotyczącym fabuły filmu i rozmawiasz o tym, z kim powinien zmierzyć się Superman po tym, jak walczył z potężnym zagrożeniem z kosmosu; z Zodem, w zasadzie kimś tak samo silnym, pochodzącym z tej samej planety i walczącym na naszym terenie… Kto następny? No i jak już się raz wypowie coś na głos, to ciężko się już wycofać. Kiedy powie się: „To może Batman?”, zdaje się wtedy sprawę, że to świetny pomysł. Coś jeszcze? Co może to przebić? Wcale nie chcę przez to powiedzieć, że przyjąłem posadę przy „Człowieku ze stali”, żeby w ten sposób podstępnie dorwać się do Batmana. Dopiero wtedy, gdy zacząłem rozmyślać nad tym, z kim mógłby się zmierzyć Superman, na horyzoncie pojawił się Batman.
W tym roku oczywiście przypada siedemdziesiąta piata rocznica opublikowania pierwszej historii z Batmanem. Kiedy kontynuacja „Człowieka ze stali” trafi do kin, obchodzić będziemy siedemdziesięciopieciolecie Wonder Woman. W tym roku mamy też czterdziestą rocznicę pierwszej aktorskiej wersji Wonder Woman, czyli filmu telewizyjnego dla stacji ABC z Cathy Lee Crosby w roli głównej. Ponadto, kontynuacja „Człowieka ze stali” wejdzie do kin w trzydziestą piątą rocznicę pierwszego filmu o Supermanie z Christopherem Reeve’em. Z produkcją wiąże się więc sporo rocznic i mnóstwo historii. Czy zdawałeś sobie sprawę, jak znaczące będą terminy, związane z tym filmem? I że pierwszy film, w którym zostanie pokazane i ugruntowane większe filmowe uniwersum DC, ukaże się w tak ważnym dla każdego czasie?
Właśnie obchodziliśmy siedemdziesiątą piątą rocznicę Supermana — ekscytującą, a dla mnie naprawdę niesamowitą. Tak samo niesamowite są dla mnie rocznice Batmana i Wonder Woman. Fascynujące jest również to, że, na razie na potrzeby prób, pracujemy nad kostiumami. Jest Batman i Superman. Na razie Bena i Henry’ego zastępują dublerzy, żeby zobaczyć jak te kostiumy wyglądają. Stoją razem w jednym kadrze, a zaraz obok nich Wonder Woman. Pomimo, że to próby, nie da się nie krzyknąć: „Łał, to szalone”. To nie tylko pierwszy raz, kiedy ich widzę, ale też pierwszy raz, kiedy razem zaistnieją na ekranie. To poważna rzecz. Nawet sami Batman i Superman, stojący obok siebie, to coś imponującego. Kiedy stoi się naprzeciw takiej dwójki i Wonder Woman, czuje się wagę ikonografii, wylewającej się poza karty komiksu. To szalone. Ale też przyjemne. Zrobiłem nawet zdjęcie i mam je w swoim archiwum, ponieważ pomyślałem, że warto coś takiego zachować, może coś będzie warte! [śmiech]
Fani zastanawiają się nad tym, kiedy zobaczą oficjalne zdjęcia kostiumów. Plotki mówią że jeszcze tego lata, inne, że dopiero w przyszłym roku. Możesz nam powiedzieć, czy naprawdę będziemy musieli czekać od sześciu do dwunastu miesięcy, czy może zobaczymy je wcześniej?
Niestety sam nie znam terminów… Ponieważ do premiery filmu pozostało sporo czasu, ciężko znać dokładne daty. To wszystko wiąże się ze strategiami marketingowymi dla filmu. Chciałbym, by wszyscy mogli od razu to zobaczyć, ale to niemożliwe. Zrobiłem zdjęcie, właśnie patrzę na nie w moim biurze. Wisi na ścianie, jest wspaniałe, imponujące, naprawdę. Myślę sobie: „Boże, chcę natychmiast wrzucić to zdjęcie do Internetu”. Ale wiem, że mi nie wolno! [śmiech] Cenię pewnego rodzaju ekscytację, pojawiającą się przy ujawnianiu kolejnych szczegółów filmu. Powoli wychodzą na jaw kolejne elementy i docierają do wszystkich, a to stanowi dla nas naprawdę ekscytujące kamienie milowe.
Ludzie zawsze czekają na zdjęcia z planu itp. Myślę, że możesz im powiedzieć, by poczekali na oficjalne materiały — będą wspaniałe i to one zapewnią najlepsze wrażenie. Tylko raz będą mieli okazję po raz pierwszy zobaczyć Batmana, Supermana i Wonder Woman — niech zobaczą ich na czymś lepszym, niż kiepskie zdjęcie na iPhonie.
Dobre jest to, że terminy są ustalone tak dokładnie, że może nie będzie z tym nawet problemu. Ale z drugiej strony, kto wie — niektórzy potrafią nieźle napsuć nam szyki takimi zdjęciami. W każdym razie, kiedy w końcu to pokażemy, będzie naprawdę dobre. I to prawda — lepiej zobaczyć tę oficjalne materiały.
Kiedy pierwszy raz zobaczyłem film „Watchmen: Strażnicy”, pomyślałem sobie: „Tak powinno się podejść do superbohaterskiego uniwersum DC, w którym te postaci współistnieją. Pseudo-realizm i przyglądanie się politycznym implikacjom oraz reakcjom społeczeństwa, wynikającym z istnienia mścicieli w kostiumach. Pokazywanie prawdziwej natury przemocy — nie złagodzonego, umiarkowanego użycia siły.” Czy możemy spodziewać się czegoś podobnego w kolejnym filmie? Nie chodzi o fabułę, ale raczej o wspomniany wcześniej przez Ciebie pomysł umieszczenia na ekranie rzeczy realistycznych a wraz z nimi tych bardziej fantastycznych jak Dr Manhattan, ale tak, żeby do siebie pasowały?
W przypadku Supermana mamy tę możliwość osadzenia go w prawdziwym świecie, w którym żyjemy. I szczerze mówiąc, bardzo zdziwił mnie fakt, że bardzo wielu widzów filmu kurczowo trzyma się wersji postaci, odgrywanej przez Christophera Reeve’a. Niekoniecznie wersji z komiksów, a raczej wersji filmowej i tamtych pomysłów… Jeśli przeanalizować komiksy, to Superman robił w nich całą masę rzeczy, nawet zabijał. Zasady, jakie istnieją w świecie filmowym, niekoniecznie mają zastosowanie w świecie komiksowym — są inne. To zabawane, że ludzie biorą to do siebie… Ja urealniłem Supermana. Sprawiłem, że czuje; sprawiłem że każde jego działanie niesie ze sobą jakieś konsekwencje. Trochę jak z „Watchmen: Strażnicy”. Nie chodziło nam o wersję z oznaczeniem wiekowym PG-13, w której każdy po uderzeniu wstaje i nic mu nie jest. Chciałem pokazać realność przemocy — ludzie umierają, czy zostają ranni i to wcale nie jest zabawne. Chciałem, by Superman był prawdziwym bohaterem, który odzwierciedla dzisiejszy świat…
To duża, dobra postać, a materiał źródłowy jest na tyle bogaty, że pozwala podchodzić do niej w różny sposób. Myślenie fanów, że istnieje tylko jeden prawidłowy sposób, jest moim zdaniem ograniczony.
Tak myślę, a poza tym, co chyba oczywiste, uważam, że historie o superbohaterach to nasze nowoczesne mity. To mitologia współczesnego świata, a mity mówią nam o nas samych. Kiedy w starożytnym świecie wybuchł wulkan czy spadła gwiazda, opowiadano o tym w mitach, by ludzie spali spokojnie czy zrozumieli pewne zjawiska, albo przynajmniej umieli sobie poradzić z tym, co było poza ich kontrolą. Tworzono więc np. historie o bogu, który żyje we wnętrzu góry. Superbohaterowie mają podobną rolę — mogą pomóc wyjaśnić nasz świat.
„Strażnicy” to idealny przykład komiksu, który mówi nam o nas samych. Opowiada o naszych czasach, erze jądrowej, polityce, równowadze pomiędzy unicestwieniem a postępem, naturze sprawiedliwości, różnicy pomiędzy dobrem a złem — to wszystko jest w komiksie i filmie. Batman i Superman to dwie, bardzo silne, ikoniczne postaci, które zajmują miejsce w naszej zbiorowej świadomości. Niemalże każda osoba na świecie w jakimś momencie powiedziała: „Jestem Batmanem!” To mocna rzecz. Batman zdecydowanie wiele o nas mówi.
Kiedy pisaliśmy scenariusz i rozmawialiśmy o tym, jak podejść do tych postaci, jak będzie wyglądać ich starcie, dlaczego się zmierzą i co to będzie oznaczać, chcieliśmy podejść do tego w realistyczny sposób, a także tak, by coś to o nas mówiło.
Adaptacja „Strażników” nie tylko była wierna komiksowi, ale uważam też — i wiem, że będzie to nieco kontrowersyjne — że wiele rzeczy zrobiłeś w niej lepiej, zwłaszcza jeśli chodzi o ujawnienie „tajemniczego spisku”. Myślę, że zadziałało to lepiej i lepiej też korespondowało z motywami tej historii — ideą ostatecznego użycia przemocy; znalezienia jej ostatecznego zastosowania tak, by zapanował ostateczny pokój; tym jak wymierzanie sprawiedliwości na własną rękę, polityka i prowadzenie wojny to tak naprawdę różne metody, prowadzące do tego samego. Twój film miejscami poruszał te problemy lepiej niż komiks — nie ujmując oczywiście nic temu ostatniemu.
Nie, nie — a przy okazji sam wiesz, ile ten komiks dla mnie znaczy — pomyślałem tylko, że zwłaszcza w przypadku tej idei, ludzie oskarżyliby Boga. I o to chodzi. Takie jest posunięcie Adriana Veidta — oskarżenie Boga. Dla mnie to było oczywiste.
Przy okazji, cały ten konflikt z Terrym Gilliamem, który jest dosłownie jednym z moich ulubionych filmowców (a jego „Brazil” to jeden z moich ulubionych filmów i prawdziwe arcydzieło), uważam za niedorzeczny.
Ja również. Wydawało mi się, że ktoś w mediach i wśród fanów chciał na siłę stworzyć fałszywy konflikt. To co powiedziałeś było prawdziwe i dość łatwe do zrozumienia. Niektórzy stwierdzili, że mocno dowaliłeś Terry’emu Gilliamowi, czy wręcz zdenuncjowałeś go jako filmowca, podczas gdy chodziło ci o to że studia i Gilliam byli stanowiska, iż historię należy zmienić, bo inaczej filmu nie będzie dało się zrobić. Ludzie nazywają to „Projektem «Strażnicy» od Terry’ego Gilliama”. Kiedy powiedziałeś, [że chciałeś ocalić „Strażników” od Gilliamów tego świata] zrozumiałem to jako: „Ludzie myśleli, że historię trzeba zmienić, a ja chciałem ją od tych zmian ocalić.”
Właśnie tak. Dokładnie to miałem na myśli. Chodziło o to żeby pozostać jak najbliżej komiksu. Takie było moje stanowisko w tej sprawie. Wszyscy inni twierdzili, że tak się nie da, że trzeba pewne rzeczy obejść. Powiedziałem wtedy: „Spróbujmy. Może nam się nie uda, ale przynajmniej będziemy próbować.” Zgadzam się więc z tym, co mówisz. Jeśli zaś chodzi o Terry’ego Gilliama, to darzę go głębokim szacunkiem i uważam że to geniusz. I tyle.
Zanim zobaczyłem „300: Początek imperium”, dwa dni wcześniej obejrzałem „Jazona i Argonautów” w kinie Quentina Tarantino w Los Angeles. Oba filmy praktycznie zaraz po sobie. I dzięki temu (cieszę się, że miałem taką możliwość, bo inaczej bym nie połączył faktów) widzę pewne silne paralele pomiędzy „Jazonem…” a twoimi filmami z serii „300”. Sięgnąłeś po stare filmy spod znaku miecza i sandałów, żeby wiedzieć jak podejść do „300”?
Powiem szczerze — kiedy oglądałem je w telewizji sobotnimi popołudniami, te filmy wywarły na mnie ogromny wpływ. Na Franku Millerze pewnie też… Główna analogia polega na tym że bierzemy grecki mit czy też fałszywe greckie realia, jakkolwiek by tego nie nazwać, a więc wydarzenia oderwane od historii, a jednocześnie osadzone w danym okresie historycznym, i osnuwamy wokół film. Tak działają na mnie te filmy. To trochę jak z „Excaliburem” — czuje się niemal, że to wszystko się wydarzyło, a jednocześnie zdaje się sprawę z tego, że gdzieś tam to wszystko jest oderwane od naszej rzeczywistości i tego, co jest dla nas możliwe. Ale był taki czas, gdy było możliwe.
Być może o tym też jest „300”. To film o historii poza czasem. To zabawne, bo rozmawiałem z profesorem historii, którego nazwiska nie zdradzę, i powiedział mi, że „300” zrobili więcej dla klasyków niż jakiekolwiek szkoły. Dzieciaki widzą ten film, a potem sięgają po Herodota czy inne źródła prawdziwej historii trzystu Spartan, a to tylko przykład… Nawet moje dzieci w szkole… To było zanim wiedziały, że ja nakręciłem „300”. Ich nauczyciel przyniósł film do szkoły i pokazał, żeby zainteresować historią. Oczywiście puścił wybrane fragmenty. To jest jakiś sposób na rozpoczęcie rozmowy o Termopilach. Szczerze mówiąc, nie będę takiego podejścia bronił [śmiech], bo to trochę nieodpowiedzialne. Z drugiej strony, dzieciaki może uznają, że jednak historia jest w porządku.
Prawdopodobnie wielu, którzy nie zwróciliby na nią uwagi, udało ci się do niej przekonać.
To prawda. Sam te filmy uważam za wielką frajdę. Umieściłem w nich sporo ironii. Tworzyłem je w pewnym sensie z przymrużeniem oka… Wierzę w heroiczny aspekt poświęcenia i to nie jest śmieszne. Natomiast film kręcony był w określonym tonie, którego byliśmy świadomi i nie staraliśmy się nikomu mydlić oczu. Obraz jest pod tym względem dość bezpośredni.
W pierwszych „300” jest scena, w której Leonidas je jabłko i mówi: „Nie ma żadnego powodu, dla którego mielibyśmy nie być uprzejmi, prawda?” Facet, który dobija ciężko rannych odpowiada: „Nie, panie. Żadnego.” I tutaj tkwi sedno i cała frajda…
Natomiast jeśli chodzi o ideę pięknej śmierci, trochę ciężko nam ją pojąć. Ci Spartanie dosłownie wiedzieli, że zginą na polu walki, niemal jak samurajowie. Mieli zakodowany obraz idealnej śmierci i dążyli do niej. To coś, co nie mieści sie nam w głowach.
„Dobra śmierć sama w sobie jest nagrodą.”
W pewnym sensie tak. Takie sceny są bardzo interesujące i w pewien sposób rzuca się nimi wyzwanie widzowi, ponieważ nasz sposób myślenia jest inny. Jest taka kwestia Michaela Fassbendera w „300”: „Skoro poległy wszystkie armie świata, to ktoś musi mi pokazać, na co go stać.” Parafrazując: „Trzymam kciuki za to że ktoś będzie w stanie mnie zabić! Być może…”
Media i fani wyobrażają sobie wielką konkurencję pomiędzy Marvelem a DC. Konkurencję do tego stopnia, że próbujecie wzajemnie podminować swoje filmy. Moim zdaniem, a napisałem nawet o tym artykuł, to nie do końca prawda. Owszem, istnieje konkurencja, ale każdy zwycięża, jeśli film w gatunku odnosi sukces. Nikt nie chce porażki filmów tego drugiego. Czy mam rację?
Stuprocentową. Sam jestem fanem filmów Marvela. Fajne jest to, że robimy inne filmy. Nasz produkt różni się od ich produktu, pomimo że oba związane są ze światem superbohaterów. I to jest wspaniałe. Tu leży dużo możliwości. W kinach dostaje się szansę odwiedzenia różnych światów. Świat Marvela jest dla mnie tak samo interesujący, jak dla każdego. Nie uważam więc, przynajmniej z mojego punktu widzenia, aby istniały jakiekolwiek animozje, czy coś w tym rodzaju. Jesteśmy w tym biznesie razem i mamy nadzieję, że ludzie będą zainteresowani tym, co pokażemy na ekranach. Takie filmy są też zaraźliwe — w weekend po obejrzeniu jednego fajnego filmu, masz ochotę na kolejny.
[O tym jak często filmy Snydera są źle rozumiane lub niedoceniane]
Na razie nie wiem czy to dojdzie do skutku, ale właśnie rozmawiałem z DJ-em [Johnem DesJardinem], kierownikiem produkcji efektów specjalnych, z którym współpracuję, o przygotowaniu specjalnej edycji „Sucker Punch”, czyli super-hiper-nieocenzurowanej i wolnej od wpływów studia wersji filmu. Która istnieje — zmontowałem taką. To była moja pierwsza wersja filmu, najbliższa scenariuszowi. Jest bardziej samoreferencyjna, bardziej uderza w społeczność fanów — jest po prostu mocniejsza gatunkowo, a taki był właśnie pierwotny zamysł.
Udało mi się odczytać to przesłanie. Powiedziałeś wcześniej, że ludzie nie do końca rozumieją twoje filmy, przez co obrazy te nie dostają uznania za to, jak są inteligentne. Całkowicie się zgadzam i od lat staram się do tego przekonać innych, zwłascza w przypadku „Sucker Punch”, który uważam za świetny.
Widziałeś, co SlashFilm zrobili na temat „Sucker Puncha”? Koleś ze SlashFilm przygotował trwający około siedmiu minut filmik pt. „Nie rozumiecie Sucker Puncha”. Analizuje film naprawdę dobrze, zaskoczył mnie. Mówi głównie o tym, że można tego filmu nie lubić, ale nie dlatego, że był „głupi”. Takie miał stanowisko — można czegoś nie lubić, ale nie za coś, czym nie jest. To denerwujące. Będę całkowicie szczery. Czasem się denerwuje. Moje filmy wrzuca się do kategorii pt. „ładnie wyglądające, nic nie znaczące”.
Co zupełnie mija się z prawdą.
Po części… Estetyka jest dla mnie bardzo ważna i przez to ludzie mogą odnosić wrażenie, że moje filmy po prostu ładnie wyglądają i nic nie znaczą. Nie wiem, może zwariowałem…
Nie, jest kilka naprawdę dobrych prac autorstwa dziennikarek o feministycznych poglądach, w których bronią „Sucker Puncha” i pokazują, że niezrozumienie tego filmu wynika z tego, iż ludzie podchodzą do niego i do spojrzenia na kobiety, jak stereotypowy fanboy — a przecież film stanowi przeciwieństwo takiej postawy. Prace tych kobiet naprawdę otwierają oczy, więc kiedy zaczyna się na temat filmu debata, zawsze wysyłam do nich link.
Wyślij też do mnie. Jest jedna rzecz, którą zawsze mówię o tym filmie. Nie chcę tym zanudzać, ale ciężko to przeoczyć — żadna męska postać w filmie nie zasługuje na odkupienie — poza zmyślonym kierowcą autobusu, czyli postacią odgrywaną przez Scotta Glenna, fałszywym ojcem, który jest tylko wytworem wyobraźni. To film o sile kobiet — nie w komiksowym ujęciu, ale bardziej w psychologicznym.
Kamera nigdy nie pokazuje ich tak, by widz pożądliwie spoglądał — tak samo jak w przypadku „300”. Nikt nie narzeka na to że „300” to film, który mocno seksualizuje mężczyzn, choć są na wpół nadzy, a to dlatego, że to film z perspektywy właśnie mężczyzn. „Sucker Punch” to zaś film z perspektywy kobiet i to o tym mówią wspomniane przeze mnie prace… Myślę, że ucieszysz się, jak sporo fanek lubi ten film…
To interesujące i naprawdę fajne. Prześlij mi je, będę wdzięczny.
Hans Zimmer przy kontynuacji „Człowieka ze stali”
I jeszcze jedno o kontynuacji „Człowieka ze stali” Hans Zimmer, który obecnie pracuje nad „Interstellar” Christophera Nolana, oficjalnie zapowiedział, że skomponuje ścieżkę dźwiękową nadchodzącego filmu o Supermanie i Batmanie.
Prowadziliśmy już na ten temat rozmowy i kiedy skończę pracować nad filmem, o którym nie będę mówić, prawdopodobnie udam się tam, gdzie Zack będzie kręcił swój obraz i zostanę tam na jakiś czas, żeby przedyskutować pomysły.
Oczywiście pozostaje ten problem, że Zimmer już wcześniej pracował nad filmami o Batmanie. Problem szczególnie niepokojący w przypadku Zimmera, który lubi „kopiować samego siebie”.
Muzyka do „Człowieka ze stali” była jedną z lepszych w dorobku Zimmera, dlatego mam nadzieję, że i tym razem się spisze. Oby.To mój problem, mój dylemat. Nie chcę zdradzić, jeśli to dobre słowo, filmów z serii „Mroczny Rycerz”. To był Christian i jego rola.
Nie chodzi tylko o to, że spędziliśmy nad serią dziewięć lat i siłą rzeczy chcemy podejść do tego okresu uczciwie i z szacunkiem. Chodzi przede wszystkim o to, czy uda mi się w tym znaleźć coś, czego jeszcze nie znalazłem. A tego nie będę wiedzieć, póki nie porozmawiam z Zackiem.
Druga krótkometrażówka o Batmanie
Jest już druga krótkometrażówka z okazji siedemdziesięciopięciolecia Batmana. Przygotował ją rysownik Darwyn Cooke („DC: The New Frontier”).
Pod względem artystycznym nie jest tak dobra, jak ta od Bruce’a Timma, ale mimo to ogląda się ją przyjemnie. Zwłaszcza, że świetnie odwołano się w niej do wielu interpretacji Batmana w popkulturze.
SERIALE
Pełny zwiastun „Dziecka Rosemary”
Premiera tuż tuż, więc jest już pełny zwiastun nowej wersji „Dziecka Rosemary”.
Jak Holland poradziła sobie z ciężkim zadaniem reżyserii miniserialu, dowiemy się w połowie maja. Ja nadal patrzę sceptycznie. Zwłaszcza, że zwiastun zapowiada odejście od wieloznaczności, czyli siły pierwszej adaptacji książki, w reżyserii Polańskiego.
„Heroes Reborn — The Digital Series”
NBC eksperymentuje i już niedługo ruszy z inicjatywą seriali internetowych. Jednym z pierwszych takich seriali będzie prequel zapowiedzianej niedawno kontynuacji „Herosów”. Wyprodukuje go, tak jak w przypadku dużego serialu, Tim Kring. Pytanie brzmi, czy rzeczywiście będzie to pełnoprawny prequel, czy raczej chwyt marketingowy…
KOMIKSY
„Multiversity” w sierpniu
Długo zapowiadana miniseria „Multiversity” od Granta Morrisona, zacznie ukazywać się od sierpnia. Według pierwszych informacji zobaczymy w niej m.in. Wampirzą Ligę Sprawiedliwości z Ziemi-43, Jeźdźców Sprawiedliwości z Ziemi-18, Superdemona, Doca Fate’a, super-synów Supermana i Batmana, szalonych Retaliatorów z Ziemi-8, Atomowych Rycerzy Sprawiedliwości, Dino-Copa, Sister Miracle, Lady Quark, legion Sivan, Nazi New Reichsmenów z Ziemi-10 i najwspanialszych bohaterów Ziemi-Prime — nas samych.
Dziesięcioczęściowa seria składać będzie się z siedmiu samodzielnych historii połączonych dwuczęściową ramą oraz przewodnika po wszystkich światach multiwersum DC. Znając Morrisona — jest na co czekać, choć pewnie nie wszystkim przypadnie do gustu. Ja biorę w ciemno.
„Grayson”
Po tym, jak ujawniono tożsamość Nightwinga całemu światu, Dick Grayson zrezygnuje z działalności jako zamaskowany mściciel i zostanie superszpiegiem. O wszystkim opowiedzą Tim Seeley („Revival”) i Tom King (były pracownik oddziału antyterrorystycznego CIA) w nowej serii pt. „Grayson” w której Dick zacznie pracować dla organizacji Spyral. Z początku wszystko będzie wydawać się w porządku, ale wkrótce bohater zacznie stopniowo odkrywać jej tajemnice.
Brzmi bardzo ciekawie, a dla Graysona będzie na pewno stanowić powiew świeżości. Mam nadzieję, że jest na co czekać.
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.