MANIAK WE WSTĘPIE
Początki bywają trudne, ale dla tak utalentowanego duetu jak Christos Gage i Rebekah Isaacs nie ma wyzwań, z którymi by sobie nie poradził. Pierwszy numer komiksowego dziesiątego sezonu „Buffy: The Vampire Slayer” wyszedł pierwszorzędnie (o moich wrażeniach przeczytacie tutaj) i dało się w nim prawdziwie poczuć klimat najlepszych telewizyjnych odcinków serialu. Na dalszy ciąg czekałem więc bardzo niecierpliwie, pełen nadziei na wspaniałą przygodę w jednym z moich ulubionych fikcyjnych światów.
Kontynuacja nadeszła i zrobiła na mnie tak samo dobre wrażenie, jak poprzedni numer, utwierdzając mnie w przekonaniu, że zmiana zespołu, pracującego przy tytule, była jak najbardziej dobrą decyzją. A dlaczego? Cóż, tego dowiecie się, czytając dalej.
MANIAK O SCENARIUSZU
Całość Christos Gage zaczyna od bezpośredniej kontynuacji poprzedniego numeru. Wciąż toczy się walka z nowymi wampirami. Do Buffy i jej Scooby Gangu dołączają Faith, Giles oraz pogromczynie z firmy Kennedy. Jednak to nie bitwa gra tu główne skrzypce — prawdziwym majstersztykiem są następujące podczas niej i chwilę później rozmowy kilku bohaterów. Ciekawy moment dostają Kennedy i Willow, bardzo wzruszające jest zaś rozstanie Gilesa i Faith.
Po walce scenarzysta daje na chwilę odpocząć czytelnikowi, a następnie ustala grunt pod dalszą część sezonu, odkrywając przy tym kilka naprawdę ciekawych kart. Wygląda na to że nowy typ wampirów nie będzie głównym zmartwieniem pogromczyni i jej przyjaciół — szykuje się naprawdę potężny Wielki Zły. Takiego kogoś brakowało mi w dziewiątym sezonie i mam nadzieję, że Gage rozegra ten wątek w miarę intrygująco.
Podsuwając bohaterom, a co za tym idzie także czytelnikom, kolejne tropy, autor ani razu nie odpoczywa i oprócz posuwania wątku do przodu, pracuje nad postaciami. Zdecydowanie świetnie pisze uwięzionego w ciele młodego chłopca Gilesa. Wszechwiedzący, nieco dystyngowany Obserwator nękany przez hormony wypada przezabawnie. Gage znakomicie zgłębia także relację między Buffy, Dowlingiem a Spikiem oraz Xanderem, Anyą a Dawn. Skomplikowane miłosne powiązania nie nudzą i nie rażą sztampą, a raczej sporo wnoszą w bogaty świat „Buffy”. Zwłaszcza, że ilustrujące je dialogi są naprawdę genialne.
MANIAK O RYSUNKACH
Rebekah Isaacs znów to robi — tworzy przewspaniałą oprawę graficzną komiksu. Lepszej rysowniczki (tudzież rysownika) „Buffy” nie dało się znaleźć. Jej lekki, kreskówkowy styl doskonale współgra ze scenariuszem Gage’a i prawdziwie go ożywia. Główną zaletą są bardzo starannie przygotowane postaci (które jak żywe przypominają aktorów niegdyś je odgrywających, co będę powtarzać chyba zawsze, zwłaszcza, że mocno mnie pod tym względem rozczarował Georges Jeanty) i perfekcyjnie dopracowana ekspresja. Szczególnie widać to na przykładzie Gilesa. Znakomite są również bardzo szczegółowe i zróżnicowane tła.
Nie zawodzi Dan Jackson, który nanosi na prace Isaacs kolory. Barwy są żywe i dobrze dobrane do poszczególnych sytuacji, zaś cieniowanie idealne.
MANIAK OCENIA
Podczas lektury znów poczułem ducha starej, dobrej, telewizyjnej „Buffy”. Gage świetnie rozumie poszczególne postaci i doskonale uzupełnia się z Isaacs. W efekcie powstaje komiks zabawny, trzymający w napięciu i dostarczający mnóstwa frajdy.
DOBRY |
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.