MANIAK ZACZYNA
„Mała Syrenka” Hansa Christiana Andersena to bardzo piękna, a jednocześnie dość smutna baśń o poszukiwaniu miłości, ciekawości świata, cierpieniu i poświęceniu, a także o wielu poziomach samorealizacji. Duński pisarz pokazuje w nim niespełnione uczucie oraz wielki ból i choć całość kończy nieco bardziej optymistyczną nutą, to nie stawia w baśni na zwycięstwo miłości, ale stara się raczej pokazać, że nic nie jest ostateczne. Najsłynniejsza, disneyowska adaptacja baśni ma jednak zupełnie inną wymowę — twórcy zmieniają w niej zakończenie, pozwalając syrence poślubić swojego ukochanego księcia.
Bardzo zastanawiało mnie, jak scenarzyści „Once Upon a Time” zinterpretują tę historię. Zdawałem sobie sprawę, że odniosą się w jakiś sposób do wersji wytwórni Disneya, ale miałem też nadzieję na kilka nawiązań do oryginalnej baśni. Muszę powiedzieć, że wcale się nie zawiodłem.
Bardzo zastanawiało mnie, jak scenarzyści „Once Upon a Time” zinterpretują tę historię. Zdawałem sobie sprawę, że odniosą się w jakiś sposób do wersji wytwórni Disneya, ale miałem też nadzieję na kilka nawiązań do oryginalnej baśni. Muszę powiedzieć, że wcale się nie zawiodłem.
MANIAK O SCENARIUSZU
Za scenariusz do tej odsłony serialu odpowiadają jego twórcy — Edward Kitsis i Adam Horowitz. Odcinek zatytułowano „Ariel”, co oczywiście stanowi nawiązanie do imienia głównej bohaterki disneyowskiej adaptacji baśni „Mała Syrenka”.
Fabuła znów podzielona jest na kilka wątków. W retrospekcjach śledzimy historię Arielki, w którą scenarzyści wplatają także postaci Królewny Śnieżki oraz Złej Królowej. W Nibylandii obserwujemy zmagania głównych bohaterów, którzy otrzymują szansę uratowania Neala, a także nadal przyglądamy się Titelituremu i jego samotnej misji. Wszystko zaś doprawione niecnymi knowaniami Piotrusia Pana.
Same retrospekcje nie wnoszą może zbyt wiele do głównej historii, ale za to rozwijają mitologię serialu, a w szczególności tę, dotyczącą syren. Twórcy czerpią z wielu podań i legend, dodając do nich własne pomysły. To, co ostatecznie z tego wychodzi, jest całkiem interesujące.
Podobne podejście Kitsis i Horowitz stosują do samej historii Arielki. Tak, jak się tego spodziewałem, odwołują się zarówno do pierwotnej wersji baśni, jak i do jej najsłynniejszej animowanej adaptacji, ale ostatecznie interpretują całość po swojemu. Zostawiają najważniejsze motywy oryginału i osnuwają wokół nich całkiem niezłą historię z kilkoma intrygującymi zwrotami akcji — zwłaszcza jeśli chodzi o morską wiedźmę Urszulę. Zgrabnie nawiązują też w dialogach do filmu Disneya.
Retrospekcje są jednak zaledwie miłym dodatkiem, bo najciekawiej dzieje się w Nibylandii. Scenarzyści idealnie wyważają tu wartką akcję z rozwojem postaci. Najbardziej w pamięć zapada scena w jaskini, dzięki której sporo dowiadujemy się o poszczególnych bohaterach i ich motywacjach. Kitsis i Horowitz pokazują, jak wydarzenia z poprzednich sezonów ukształtowały dane postaci i trzeba przyznać, że robią to w bardzo satysfakcjonujący sposób.
Zadowala również wątek Titeliturego, który wreszcie łączy siły z Reginą i postanawia wziąć sprawy w swoje ręce. Sporo tym elementem fabuły twórcy obiecują, ale przed wszystkim dostarczają znakomite, uszczypliwe dialogi, przy których nie sposób się nie uśmiechnąć.
Dużym optymizmem napawa końcówka, która zapowiada potencjalne przyszłe wątki.
Fabuła znów podzielona jest na kilka wątków. W retrospekcjach śledzimy historię Arielki, w którą scenarzyści wplatają także postaci Królewny Śnieżki oraz Złej Królowej. W Nibylandii obserwujemy zmagania głównych bohaterów, którzy otrzymują szansę uratowania Neala, a także nadal przyglądamy się Titelituremu i jego samotnej misji. Wszystko zaś doprawione niecnymi knowaniami Piotrusia Pana.
Same retrospekcje nie wnoszą może zbyt wiele do głównej historii, ale za to rozwijają mitologię serialu, a w szczególności tę, dotyczącą syren. Twórcy czerpią z wielu podań i legend, dodając do nich własne pomysły. To, co ostatecznie z tego wychodzi, jest całkiem interesujące.
Podobne podejście Kitsis i Horowitz stosują do samej historii Arielki. Tak, jak się tego spodziewałem, odwołują się zarówno do pierwotnej wersji baśni, jak i do jej najsłynniejszej animowanej adaptacji, ale ostatecznie interpretują całość po swojemu. Zostawiają najważniejsze motywy oryginału i osnuwają wokół nich całkiem niezłą historię z kilkoma intrygującymi zwrotami akcji — zwłaszcza jeśli chodzi o morską wiedźmę Urszulę. Zgrabnie nawiązują też w dialogach do filmu Disneya.
Retrospekcje są jednak zaledwie miłym dodatkiem, bo najciekawiej dzieje się w Nibylandii. Scenarzyści idealnie wyważają tu wartką akcję z rozwojem postaci. Najbardziej w pamięć zapada scena w jaskini, dzięki której sporo dowiadujemy się o poszczególnych bohaterach i ich motywacjach. Kitsis i Horowitz pokazują, jak wydarzenia z poprzednich sezonów ukształtowały dane postaci i trzeba przyznać, że robią to w bardzo satysfakcjonujący sposób.
Zadowala również wątek Titeliturego, który wreszcie łączy siły z Reginą i postanawia wziąć sprawy w swoje ręce. Sporo tym elementem fabuły twórcy obiecują, ale przed wszystkim dostarczają znakomite, uszczypliwe dialogi, przy których nie sposób się nie uśmiechnąć.
Dużym optymizmem napawa końcówka, która zapowiada potencjalne przyszłe wątki.
MANIAK O REŻYSERII
Reżyseruje Ciaran Donnely („Camelot”, „Dynastia Tudorów”). Świetnie radzi on sobie ze scenariuszem, skupiając się przede wszystkim na postaciach. Doskonale pokazuje ich głębię i dostarcza odpowiedniego ładunku emocjonalnego. W wielu momentach wizualnie odwołuje się do filmów Disneya, co stanowi bardzo miłą gratkę dla fanów.
MANIAK O AKTORACH
Aktorzy nie zawodzą. Joanna Garcia Swisher („Reba”, „We dwoje raźniej”) to dość intrygująca Arielka. Udaje jej się połączyć pewną naiwność bohaterki z jej ciekawością poznawania świata i czyni to całkiem przekonująco.
Nie mam większych zastrzeżeń do Gila McKinneya ("Friday Night Lights”, „Nie z tego świata”) w roli księcia Eryka. Nie jest to może postać szczególnie wyrazista, ale za to dość porządnie zagrana.
Cudowna jest Lana Parilla jako Regina. Aktorka pokazuje kilka różnych twarzy i widać, że doskonale bawi się rolą. Szczególne wrażenie robi w scenach retrospekcji, w których w genialny sposób nawiązuje do „Małej Syrenki” Disneya.
Jennifer Morrison jako emocjonalnie pogubiona Emma sprawdza się dość dobrze, tworząc wiarygodną kreację. Cieszę się, że udaje jej się skutecznie pokazać dojrzewanie bohaterki.
Niemniej świetny jest Colin O’Donoghue w roli Haka. Potrafi być równie dobry w scenach mniej poważnych oraz tych bardziej dramatycznych, w których jego bohater staje przed dużym dylematem.
Ginnifer Goodwin i Josh Dallas pozytywnie zaskakują w rolach Śnieżki i Księcia, bardzo umiejętnie pokazując relację tych obojga. Goodwin jest także świetna w scenach retrospekcji.
Robert Carlyle traci trochę pazura, ale za to pozwala widzowi zajrzeć w głąb postaci Titeliturego i czyni to z powodzeniem.
Nie mam większych zastrzeżeń do Gila McKinneya ("Friday Night Lights”, „Nie z tego świata”) w roli księcia Eryka. Nie jest to może postać szczególnie wyrazista, ale za to dość porządnie zagrana.
Cudowna jest Lana Parilla jako Regina. Aktorka pokazuje kilka różnych twarzy i widać, że doskonale bawi się rolą. Szczególne wrażenie robi w scenach retrospekcji, w których w genialny sposób nawiązuje do „Małej Syrenki” Disneya.
Jennifer Morrison jako emocjonalnie pogubiona Emma sprawdza się dość dobrze, tworząc wiarygodną kreację. Cieszę się, że udaje jej się skutecznie pokazać dojrzewanie bohaterki.
Niemniej świetny jest Colin O’Donoghue w roli Haka. Potrafi być równie dobry w scenach mniej poważnych oraz tych bardziej dramatycznych, w których jego bohater staje przed dużym dylematem.
Ginnifer Goodwin i Josh Dallas pozytywnie zaskakują w rolach Śnieżki i Księcia, bardzo umiejętnie pokazując relację tych obojga. Goodwin jest także świetna w scenach retrospekcji.
Robert Carlyle traci trochę pazura, ale za to pozwala widzowi zajrzeć w głąb postaci Titeliturego i czyni to z powodzeniem.
MANIAK O TECHNIKALIACH
Zdjęcia do odcinka są zrealizowane bardzo porządnie. Kolejne ujęcia dość dobrze połączono za pomocą montażu, ustrzegając się większych błędów. Zastosowane efekty specjalne wyglądają, jak na telewizyjne standardy, dość przyzwoicie, zachwyca zaś doskonała charakteryzacja. Nie mogą nie spodobać się kostiumy, zwłaszcza, że sporo w pomysłowy sposób nawiązuje do animacji Disneya. Muzyka napisana przez Marka Ishama jak zwykle jest przecudowna.
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.