MANIAK ROZPOCZYNA
Na sam początek kilka słów wyjaśnień. Mój laptop niestety trafił na jakiś czas do naprawy, w związku z czym miałem ograniczony dostęp do Internetu i przez to notki ukazywały się rzadziej niż zwykle. Na szczęście laptop naprawiony, a ja mogę powrócić do regularnego pisania. A powrót ten należy zacząć od „Penny Dreadful”.
Po emocjonującym odcinku, skupiającym się na najbardziej intrygującej postaci serialu, czyli Vanessie Ives, czas na powrót do wydarzeń bieżących w świecie serialu. Scenarzysta, John Logan, poprzeczkę postawił sobie poprzednią odsłoną „Penny Dreadful” bardzo wysoko. Czy sprostał rzuconemu przez samego siebie wyzwaniu w odcinku szóstym?
MANIAK O SCENARIUSZU
Tym razem tytuł brzmi „What Death Can Join Together”, czyli, w swobodnym tłumaczeniu, „Co śmierć złączy”. To dość oczywista aluzja do fragmentu tekstu ceremonii ślubnej, w kontekście odcinka tytuł ten odnosi się zaś do słów doktora Frankensteina.
W przeciwieństwie do poprzednich części, tutaj nie uświadczymy konkretnego wątku przewodniego. Logan skacze po kilku historiach i poświęca każdej z nich mniej więcej tyle samo czasu. Taki zabieg wprowadza do serialu nieco dynamizmu. Obserwujemy więc kolejne działania nieco uszczuplonej nieustraszonej drużyny sir Malcolma Murraya, która bada kolejne poszlaki i coraz bardziej zbliża się do Miny Harker. Tymczasem Vanessa spędza czas z Dorianem Grayem, profesor Van Helsing przekazuje Frankensteinowi istotne informacje, a Caliban zmaga się ze swoimi uczuciami.
Po raz kolejny muszę wspomnieć o tym, jak inteligentnie scenarzysta wplata w serial elementy gotyckich powieści. W tym odcinku przede wszystkim zachwyca zabawą powieścią Mary Shelley o doktorze Frankensteinie. Logan doskonale oddaje jej nastrój i porusza podobne kwestie, co autorka, nie ulegając tym samym częstym trendom ukazywania potwora Frankensteina w uproszczonej czy wręcz spaczonej wersji. Owszem, wiele dodaje od siebie i wprowadza szereg zmian, ale są to zmiany przemyślane i doskonale dopasowujące bohaterów do świata serialu. Świetnie podchodzi też do postaci profesora Van Helsinga, podejmując pewne tropy z „Draculi” Stokera i mocno je rozwijając. Dowiadujemy się między innymi, skąd profesor tyle wie o wampirach (i jest to wyjaśnienie bardzo satysfakcjonujące). W mniejszym stopniu Logan odwołuje się do „Portretu Doriana Graya”, zwracając uwagę raczej na najważniejsze elementy, ale pennydreadfulowy Dorian nie jest na razie postacią na tyle rozwiniętą i wciąż skrywa wiele tajemnic. Genialne jest swego rodzaju burzenie czwartej ściany i bezpośrednia aluzja do literatury spod znaku penny dreadful właśnie, w tym utworu, który stanowił inspirację dla Brama Stokera.
Logan przy tym wszystkim nie zapomina o rozwoju relacji pomiędzy bohaterami. Tworzy się pomiędzy nimi bardzo skomplikowana sieć powiązań, przez co ich stosunki coraz bardziej ciekawią. Jest tak zwłaszcza w przypadku sir Malcolma Murraya, który dokonuje w odcinku fascynujących wyborów, związanych z innymi postaciami. Niemniej interesująco jest też jeśli chodzi o doktora Frankensteina.
Fabuła serialu mocno posuwa się do przodu, a wszystkie rozpoczęte wątki powoli zaczynają się zazębiać i wpływać na siebie nawzajem. To bardzo dobrze. Oczywiście od samego początku wiadomo było, że dokądś cała historia zmierza, ale teraz można się już domyślać, w jakim mniej więcej kierunku pójdzie. I trzeba przyznać, że nawet ten kierunek zaskakuje, co Logan podkreśla doskonałym finałem odcinka.
Świetne są dialogi. Znów naznaczone są pewnym wyrafinowaniem, ale jednocześnie brak w nich wszystkim przesady. Logan nigdy nie przekracza określonej linii, wtrącając tu i ówdzie charakterystyczne dla dziewiętnastowiecznej angielszczyzny elementy, ale też dbając o to by dobrze się tego słuchało.
MANIAK O REŻYSERII
Coky Giedoryc po raz drugi (i ostatni, a przynajmniej w tym sezonie) reżyseruje „Penny Dreadful”. Radzi sobie nieco lepiej niż w poprzednim odcinku. W „What Death Can Join Together” korzysta z większej liczby dłuższych ujęć i nieco subtelniej buduje napięcie. Do tego ma kilka trafnych pomysłów na kompozycję kadru i często (ale nie: zbyt często) pozwala zerkać na świat czami bohaterów, dzięki czemu łatwiej się z nimi utożsamić. Dobrze operuje zbliżeniami, podkreślając nie tylko emocje, ale i ważne dla fabuły detale. Niezwykle umiejętnie kręci sceny akcji, które dostarczają widzowi odpowiedniego dreszczyku emocji. W kluczowych dla odcinka momentach skutecznie straszy, a różne fantastyczne czy horrorowe elementy ukazuje bardzo pomysłowo.
MANIAK O AKTORACH
Aktorzy po raz szósty spisują się pierwszorzędnie. I tak Timothy Dalton tworzy doskonale przemyślaną kreację nieco wycofanego i doświadczonego przez życie Malcolma Murraya. Z odcinka na odcinek postać ta staje się coraz głębsza i coraz lepiej ją rozumiemy, a Dalton bardzo naturalnie to zaznacza.
Rola Josha Hartnetta, który wciela się w Ethana Chandlera, jest z kolei dość porządna i na pewno aktorowi nie można wiele zarzucić. Czekam jednak na odcinek całkowicie poświęcony bohaterowi, tak aby Hartnett mógł więcej pokazać.
Przecudownie gra oczywiście moja ulubiona Eva Green. Każda scena w jej wykonaniu to istny majstersztyk. Aktorka doskonale gra mimiką, głosem i sposobem poruszania się, wiarygodnie ożywiając na ekranie postać tajemniczej Vanessy Ives.
Partnerujący Green w wielu scenach Reeve Carney także sprawdza się znakomicie. Być może nie do końca udaje mu się wyjść spod cienia Green, ale przynajmniej dotrzymuje jej godnego towarzystwa. Jego Dorian Gray to postać pod kilkoma względami podobna do Vanessy Ives, przede wszystkim ktoś bardzo tajemniczy i niejednoznaczny. Carneyowi udaje się to trafnie uchwycić.
Głęboką, perfekcyjnie zagraną rolą zachwyca Harry Treadaway. Jako Victor Frankenstein wydaje się być nieco zagubiony i rozerwany pomiędzy dwoma światami. Jego bohater wciąż poszukuje właściwej drogi, a Treadaway to aktor idealny do tego, by to poszukiwanie pokazać.
Wspaniały jest także Rory Kinnear, który przede wszystkim idealnie gra emocjami. Jako Caliban cierpi, przeżywa niespełnioną miłość, odczuwa złość i frustrację, by wreszcie wybuchnąć. To wszystko Kinnear prezentuje na ekranie z niezwykłym wyczuciem, dzięki czemu jego rola wypada naprawdę przekonująco.
Gościnnie po raz kolejny pojawia się David Warner jako profesor Van Helsing. Warner, choć w „Penny Dreadful” ma raczej małą rolę, dobrze ją przemyślał i w ten sposób przenosi na ekrany telewizorów (czy też monitorów) postać intrygującą i ciekawą.
MANIAK O TECHNIKALIACH
Świat „Penny Dreadful” niepokoi, ale też urzeka, a wszystko dzięki rzeszy ludzi, zajmujących się technicznymi aspektami serialu.
Pracy kamery raczej nie można nic zarzucić — jest płynna i zrównoważona. Z montażem czasami jest podobny problem, co poprzednio — niektóre ujęcia zdają się być troszkę rwane. Natomiast poza tym rzadkim w gruncie rzeczy mankamentem, pod względem montażowym odcinek przygotowano dobrze.
Pracy kamery raczej nie można nic zarzucić — jest płynna i zrównoważona. Z montażem czasami jest podobny problem, co poprzednio — niektóre ujęcia zdają się być troszkę rwane. Natomiast poza tym rzadkim w gruncie rzeczy mankamentem, pod względem montażowym odcinek przygotowano dobrze.
Jeśli chodzi o scenografię, kostiumy i charakteryzację, to znów włożono w te elementy ogrom pracy, co aż rzuca się w oczy. Całkiem niezłe są też efekty specjalne, które wykorzystano z pomysłem.
Nie można oczywiście nie wspomnieć o genialnie dopasowanej do akcji muzyce Abla Korzeniowskiego. Kompozytor pomaga twórcom zbudować nie byle jaką atmosferę.
MANIAK OCENIA
„What Death Can Join Together” to kolejna, świetna część „Penny Dreadful”. Być może nie tak dobra, jak odcinek poprzedni, ale i tak nieznacznie gorsza. Oby takich seriali przybywało.
DOBRY |
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.