MANIAK TYTUŁEM WSTĘPU
Rubryka „Maniak marudzi” na jakiś czas tkwiła w zawieszeniu, ale jeśli za długo się nie narzeka, to później w środku się zbiera i trzeba gdzieś dać temu upust. A nazbierało się jakiś czas temu całkiem sporo.
Panią Joannę Bator być może część z Was kojarzy, jako zdobywczynię nagrody Nike za powieść „Ciemno, prawie noc”. To także autorka, która ma pewien specyficzny związek z Japonią i napisała o tym kraju dwie książki: „Japoński wachlarz”, który, choć popularny, to ze względu na brak japonistycznego wykształcenia autorki, jest mało wartościowy, oraz ostatnio „Rekin z parku Yoyogi”. Przy okazji promocji tej drugiej, autorka jakiś czas temu pojawiła się w programie „Xięgarnia”, emitowanym na TVN24, w którym podzieliła się swoimi spostrzeżeniami, dotyczącymi japońskiej kultury popularnej. I nie bez powodu użyłem tu kursywy.
MANIAK MARUDZI
Joanna Bator jest z wykształcenia filozofką, studiowała też kulturoznawstwo. Znana jest ze skrajnych, feministycznych poglądów, choć sam określiłbym je bardziej jako mizoandryczne, bo wręcz bije z nich nienawiść do płci męskiej.
Autorka spędziła w Japonii łącznie 4 lata, a po pierwszym pobycie napisała wspomniany już „Japoński wachlarz”. Dlaczego jest to książka zła? Ponieważ pani Bator opisuje w niej pewne typowe dla Kraju Wschodzącego Słońca zjawiska i bez odpowiedniego wiedzowego zaplecza o japońskiej kulturze je interpretuje. Z tego, co mówi w „Xięgarni” po dziesięciu latach (pierwsze wydanie „Japońskiego Wachlarza” ukazało się w 2004 roku) nadal niczego się nie nauczyła.
Autorka spędziła w Japonii łącznie 4 lata, a po pierwszym pobycie napisała wspomniany już „Japoński wachlarz”. Dlaczego jest to książka zła? Ponieważ pani Bator opisuje w niej pewne typowe dla Kraju Wschodzącego Słońca zjawiska i bez odpowiedniego wiedzowego zaplecza o japońskiej kulturze je interpretuje. Z tego, co mówi w „Xięgarni” po dziesięciu latach (pierwsze wydanie „Japońskiego Wachlarza” ukazało się w 2004 roku) nadal niczego się nie nauczyła.
Rozmowa z panią Bator rozpoczęła się pytaniem o tzw. otaku. Według autorki jest to japońska subkultura, na którą składają się głównie przedstawiciele płci męskiej, „którzy odmówili udziału w normatywnym życiu japońskiego mężczyzny” i pragną „bawić się jak mali chłopcy, tak długo jak się da”; subkultura, która „powstała między innymi jako wyraz kryzysu męskości”. Z taką definicją nie można się zgodzić.
Zacząć wypadałoby od tego, że samo określenie otaku jest określeniem dość problematycznym. Początkowo było to jedno z japońskich słów odnoszących się do drugiej osoby gramatycznej (pisane お宅), następnie, w latach osiemdziesiątych, zaczęło być używane w stosunku do fanów mangi i anime czy też fantastyki naukowej, ale również osób, które z ogromnym zapałem oddają się pewnemu hobby (zapisywane tym razem jako おたく lub オタク) i było naznaczone pejoratywnie. W słownikach wręcz podkreśla się, że otaku to „osoba tak zafascynowana danym hobby, że jest wręcz upośledzona społecznie”. Nie trudno wyciągnąć więc wniosek, że do określenia otaku, przynajmniej w kontekście Japonii, należy podchodzić ostrożnie.
Zupełnie nietrafione jest zawężanie społeczności fanów mangi i anime do samych mężczyzn. Nie składa się bowiem ona wyłącznie, jak chce tego pani Bator, z „małych chłopców”, ale i z równie wielu przedstawicielek płci żeńskiej, które z pewnością poczułyby się urażone ich pominięciem. Takie zawężanie wydaje się być mocno naznaczone mizoandrycznymi poglądami autorki, co słychać w ironii, jaka bije z jej słów. Zresztą, całe jej spojrzenie na zagadnienie jest bardzo ograniczone. Rynek mangi i anime jest w Japonii bardzo szeroki i dosłownie każdy może w nim znaleźć coś dla siebie. Dowodzi tego fakt, że trudno w tym kraju o osobę, która choć nie otarła się o jego produkty. A bycie fanem, zapaleńcem, czy wręcz maniakiem (dzień dobry), lubującym się w japońskich komiksach, animacjach i wszystkim naokoło, jakkolwiek przesadzone (taka już specyfika Kraju Wschodzącego Słońca) nie oznacza jeszcze „odmowy uczestniczenia w normatywnym życiu”. Spojrzenie autorki wiąże się raczej z brakiem zrozumienia, dużą generalizacją i pewnego rodzaju snobizmem — wynika z niego, że to co związane z popkulturą, jest złe i trzeba patrzeć na to z góry. Bzdura — tak to można tylko skwitować.
Pani Bator jednak woli dostosowywać fakty do swego światopoglądu i brnie dalej, opowiadając o tokijskiej dzielnicy Akihabara (秋葉原). Opisuje ją jako „pokój małego chłopca […] przeniesiony w przestrzeń miasta.” To dziwne, ale mnie Akihabara wydała się pod względem architektonicznym zwyczajną dzielnicą Tokio, w której owszem, sporo rzeczy związanych z (nie tylko japońską) popkulturą, ale także mnóstwo elektroniki. Być może autorka bywała w osobliwych pokojach małych chłopców?
Całkowitym niezrozumieniem japońskiej mentalności autorka popisuje się, odpowiadając na pytanie o ciekawość Japończyków wobec zachodu, twierdząc, że mieszkańcy tego kraju nie są zainteresowani światem zewnętrznym. Myli przy tym pewnego rodzaju niechęć w pokazywaniu swojego wnętrza, tzw. uchi (内) z autentycznym zaciekawieniem światem zachodnim, z którego Japończycy sporo czerpią, a widać to choćby na poziomie języka, zalewanego wręcz anglicyzmami (jeszcze bardziej niż język polski).
Pani Bator wysnuwa także teorię, że Godzilla to symbol żołnierzy wyklętych, którzy podczas II wojny światowej popełnili liczne zbrodnie w imię cesarza. Teorię całkowicie błędną. Godzilla owszem, jest pewnym symbolem traumy wojennej, ale związanej z wydarzeniami w Hiroshimie i Nagasaki. Reżyser pierwszego filmu sam wyznał, że nadał temu słynnemu potworowi cechy bomby atomowej, wobec której ludzkość jest bezradna. Dodatkowo, tekstura skóry Godzilli wynikała z inspiracji bliznowcami osób ocalałych z wybuchu w Hiroshimie. Potwora tego nie można zabić nie dlatego, że jest symbolem powracających do podświadomości żołnierzy, jak chce tego pani Bator, ale dlatego, że symbolizuje przeraźliwą siłę broni jądrowej.
MANIAK KOŃCZY
Słuchając opowieści pani Bator ma się wrażenie, że jest to osoba, która żyje we własnym świecie i przez pryzmat tego świata ocenia otaczającą ją rzeczywistość. Nie chcę Was zniechęcać do jej książek o Japonii, bo pod pewnymi względami to pozycje ciekawe (choć trafniejszym określeniem wydaje się jednak słowo „osobliwe”) — oczywiście, jeśli podczas lektury lubicie łapać się za głowę. Trzeba jednak na twórczość autorki spojrzeć bardzo krytycznie i mieć świadomość, że choć sama uznaje się za wielbicielkę i znawczynię Japonii, to w rzeczywistości nijak nie ma prawdziwej, głębokiej wiedzy na temat tego kraju. Jeśli chcecie się czegoś rzeczywiście o nim dowiedzieć, sięgajcie po książki napisane przez osoby o japonistycznym, a nie filozoficznym wykształceniu.
"Jeśli chcecie się czegoś rzeczywiście o nim dowiedzieć,
OdpowiedzUsuńsięgajcie po książki napisane przez osoby o japonistycznym,
a nie filozoficznym wykształceniu.
"
To może jakaś polecajka? Ostatnio naszła mnie ochota na reportaże, a Japonią interesuję się ogólnikowo od jakiegoś czasu więc przeczytałbym dobrą książę na temat jej kultury, historii i społeczeństwa.
Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że cała masa ludzi jest bezkrytycznie zafascynowana jej książkami, zwłaszcza "Japońskim Wachlarzem". To, że coś jest przystępnie napisane jeszcze nie oznacza, że jest dobre i rzetelne. >.>
OdpowiedzUsuńBardzo dobre pytanie. Z książek podróżniczo-reportażowych mogę polecić Ci "Bezsenność w Tokio" oraz "Tatami kontra krzesła" oraz (angielskojęzyczne) "Learning to bow". Zajrzyj też na bloga mojej Połówki: http://takanoshashin.blogspot.com/.
OdpowiedzUsuńZ rzeczy o historii dość lekko czyta się książkę "Starożytna Japonia. Miejsca, ludzie, historia", w której opowieść o dawnej Japonii przeplatana jest opisem ciekawych miejsc miejsc.
Jeśli chcesz coś lekkiego, ale niekoniecznie podróżniczego, to dobrze czyta się "Mitologię japońską" Tubielewicz lub tę nowszą, Kozyry czy "Baśnie japońskie" Tylera.
Ewentualnie, jak Cię japońska kultura wciągnie, możesz też sięgnąć po coś cięższego, np. "Kulturę japońską" Varleya, "Historię Japonii" Tubielewicz czy też Antologię "Dziesięć tysięcy liści" Kotańskiego.
Dlatego między innymi napisałem tę notkę - żeby jednak przed panią Bator ustrzec, bo rzeczywiście, może językowo jest sprawnie i dobrze się to czyta, ale merytorycznie leży.
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie. Pozycje dodane na Goodread więc gdy będę miał ochotę na Japonię będę wiedział gdzie zajrzeć :)
OdpowiedzUsuńProszę uprzejmie i polecam się na przyszłość ;)
OdpowiedzUsuń