MANIAK WE WSTĘPIE
Dziś na pierwszy ogień idzie „Person of Interest” — niemal już zapomniałem, jak dobry jest to serial. I nie chodzi tylko o fakt, że twórcy w zadziwiająco trafny sposób podsumowują w nim dzisiejszą skomputeryzowaną erę, w której przed nikim nic się nie ukryje, ale też o to, jak świetnie rozpisują postaci i jak ciekawie rozprawiają się z innymi cechami współczesnej rzeczywistości. No i też o to, jak dobrze łączą w serialu cechy jednoodcinkowców z produkcjami większymi, opowiadającymi jedną historię na przestrzeni wielu odcinków. I w trzecim sezonie jest nie inaczej.
Scenariusz do odcinka napisał Sean Hennen, który przy serialu pracuje niemal od samego początku. Bardzo ciekawie tę odsłonę zatytułowano, a mianowicie „The Perfect Mark”. „Mark” to slangowy termin, określający ofiarę szwindlu, oszustwa finansowego, w związku z czym całość można przetłumaczyć, jako „Idealna ofiara”.
MANIAK O SCENARIUSZU
Tym razem historia skupia się na niejakim Haydenie Prisie — terapeucie hipnotyzerze, którzy okazuje się też wprawnym oszustem finansowym. To jego numer wskazuje maszyna, więc do akcji wkraczają Reese, Finch i Shaw. Równolegle do tego wątku rozgrywa się historia Carter, która wciąż siedzi na ogonie HR. Wkrótce obie sprawy się zazębiają i łączą w jeszcze bardziej skomplikowaną intrygę.
Odcinek poprowadzony jest sprawnie i nieustannie trzyma w napięciu. Mnóstwo tu niespodziewanych zwrotów akcji, a spisek, wokół jakiego całość się kręci, jest złożony i przekonująco ukazany. W tle przewijają się dość mroczne motywy związane z brudnymi interesami oraz praniem pieniędzy, które Hennen kapitalnie komentuje. Strzałem w dziesiątkę okazało się też skoncentrowanie akcji na pewnym MacGuffinie — dobrze upłynnia to przebieg fabuły.
Oczywiście, nie jest stuprocentowo poważnie, a atmosferę rozładowują pełne ironii, uszczypliwe dialogi. Zresztą rozmowy miedzy poszczególnym bohaterami są, jak zwykle, napisane pierwszorzędnie i nawet, gdy ocierają się o tzw. patos (ulubione słowo wielu krytyków — ja go nie cierpię), to i tak brzmią dość naturalnie i płynnie.
Doskonale wyważone jest zakończenie odcinka. Na początek dostajemy ostateczny zwrot akcji w badanej przez Reese’a i ekipę sprawy, potem wprowadzone zostaje trochę niepokoju, by wreszcie scenarzysta przypuścił atak i zawiesił akcję w niespodziewanym momencie. Tak to się robi.
MANIAK O REŻYSERII
MANIAK O AKTORACH
Aktorzy jak zwykle spisują się dobrze. Ze stałej obsady znów prym wiodą: pełen luzu Jim Caviezel jako Reese, nieco bardziej spięty na potrzeby roli Michael Emerson jako Finch oraz nieużywajaca hamulców Sarah Shahi w roli Shaw. Na moment pojawia się też Amy Acker i zachwyca malutkimi manieryzami, jakie wypracowała dla Root, swojej postaci. No i nie można zapomnieć o Taraji P. Henson, która brawurowo wciela się w Carter i doskonale gra emocjami oraz o Kevinie Chapmanie, który tym razem jako Fusco bywa autentycznie groźny.
Z obsady powracającej dużo dobrego można na pewno powiedzieć o Robercie Johnie Burke’u w roli demonicznego Simmonsa — za każdym razem, gdy pojawia się na ekranie, budzi prawdziwy niepokój. Pierwszorzędnie gra też Enrico Colantoni jako siedzący za kratkami, zadziwiająco chętny do współpracy Elias. Zawodzi natomiast Brian Wiles jako Laskey, który nie zawsze wypada przekonująco.
Dobrze sprawdzają się aktorzy gościnni. Aaron Staton („Mad Men”) świetnie pasuje do roli oszusta Haydena Price’a, natomiast znana z „The Following” Jennifer Ferrin tworzy porządną kreację jego dziewczyny, Natalie.
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.