MANIAK ROZPOCZYNA
Bardzo lubię poznawać historie czarnych charakterów. Jacy byli dawniej? Czy zawsze byli nikczemnikami i niegodziwcami? Co skłoniło ich do tego, by wejść na ścieżkę zła? Co tak naprawdę starają się osiągnąć i dlaczego korzystają przy tym z określonych środków? Odpowiedzi na takie pytania często są fascynujące i pozwalają spojrzeć na daną postać z zupełnie innej strony. Każą się także zastanowić nad istotą zła. Czy to coś, z czym się rodzimy, czy jednak coś, co wskutek ciężkich doświadczeń nabywamy?
Twórcy „Once Upon a Time” zawsze skłaniali się ku tej drugiej teorii i tak też czynią w pobocznym serialu, „Once Upon a Time in Wonderland”. W czwartym odcinku przedstawiona zostaje część genezy Dżafara i trzeba przyznać, że scenarzyści stają na wysokości zadania, przygotowując historię niejednoznaczną i niezmiernie interesującą.
Twórcy „Once Upon a Time” zawsze skłaniali się ku tej drugiej teorii i tak też czynią w pobocznym serialu, „Once Upon a Time in Wonderland”. W czwartym odcinku przedstawiona zostaje część genezy Dżafara i trzeba przyznać, że scenarzyści stają na wysokości zadania, przygotowując historię niejednoznaczną i niezmiernie interesującą.
MANIAK O SCENARIUSZU
Scenariusz napisała Jan Nash („Partnerki”, „Bez śladu”), a odcinek zatytułowany jest „The Serpent”, czyli „Wąż”. Węże rzeczywiście są motywem przewodnim i pokazano je w całkiem ciekawym świetle, podkreślając przede wszystkim to, co symbolizują, czyli odrodzenie.
Historię Dżafara rozwiązano znakomicie. To pełna zwrotów akcji, niepokojąca opowieść o determinacji, upokorzeniu, manipulacji i zdradzie, którą śledzi się z zapartym tchem. A najważniejsze, że twórcy uchylają tylko rąbka tajemnicy i wciąż pozostawiają kilka pytań odnośnie głównego czarnego charakteru bez odpowiedzi, umiejętnie wzniecając ciekawość widza.
Nie mniej emocjonująco jest w teraźniejszości, w której Will zostaje porwany przez Królową, a Alicja, zmuszona przerwać misję ocalenia Cyrusa, rusza na ratunek przyjacielowi. Tu także jest sporo zwrotów akcji, a największą ciekawość budzi postać Królowej, którą scenarzystka znakomicie rozwija. To nie jest bohaterka tak prosta, jak się na początku wydawało i jeszcze nie raz zaskoczy swoim zachowaniem.
No i jest też wątek Cyrusa, który również nie stoi w miejscu. Dżin wreszcie przestaje być bohaterem biernym i podejmuje jakieś działania, co śledzi się z przyjemnością.
Historię Dżafara rozwiązano znakomicie. To pełna zwrotów akcji, niepokojąca opowieść o determinacji, upokorzeniu, manipulacji i zdradzie, którą śledzi się z zapartym tchem. A najważniejsze, że twórcy uchylają tylko rąbka tajemnicy i wciąż pozostawiają kilka pytań odnośnie głównego czarnego charakteru bez odpowiedzi, umiejętnie wzniecając ciekawość widza.
Nie mniej emocjonująco jest w teraźniejszości, w której Will zostaje porwany przez Królową, a Alicja, zmuszona przerwać misję ocalenia Cyrusa, rusza na ratunek przyjacielowi. Tu także jest sporo zwrotów akcji, a największą ciekawość budzi postać Królowej, którą scenarzystka znakomicie rozwija. To nie jest bohaterka tak prosta, jak się na początku wydawało i jeszcze nie raz zaskoczy swoim zachowaniem.
No i jest też wątek Cyrusa, który również nie stoi w miejscu. Dżin wreszcie przestaje być bohaterem biernym i podejmuje jakieś działania, co śledzi się z przyjemnością.
MANIAK O REŻYSERII
Reżyseruje facet od pilota, czyli Ralph Hemecker i dla tak ważnego fabularnie odcinka była to decyzja jak najbardziej właściwa. Reżyser bardzo sprawnie realizuje kolejne sceny i doskonale oddziałuje swymi rozwiązaniami na widza. Kiedy trzeba stawia na zaskoczenie, innym razem wzmaga napięcie szybkimi ujęciami, a czasem stawia na podkreślenie nastroju i emocji ujęciami dłuższymi oraz zbliżeniami. Odcinek ogląda się dzięki temu z niemałą przyjemnością i łatwo się w niego zaangażować. A o to mniej więcej chodziło.
MANIAK O AKTORACH
Najciekawiej z całego odcinka grają Naveen Andrews w roli Dżafara i Zuleikha Robinson („Zagubieni”) jako tajemnicza Amara. Oboje wcielają się w postaci skomplikowane, niejednoznaczne i enigmatyczne. Potrafią zaintrygować widza, a ich mimika, gesty i sposób wypowiadania się naprawdę porywają.
Z odcinka na odcinek coraz lepsza staje się Emma Rigby, czyli serialowa Czerwona Królowa. Jej bohaterka nie jest już taka przerysowana i widać, że aktorka trochę lepiej ją rozumie. Duża w tym zasługa scenarzystów, którzy w bardzo ciekawym kierunku Czerwoną Królową rozwijają.
Tak jak zawsze świetni są Sophie Lowe i Michael Socha w rolach Alicji i Waleta Kier. Dostarczają odpowiednio dużo uśmiechu na twarzy i nieźle radzą sobie z okazywaniem emocji.
Poprawny jest także Peter Gadiot — aktor powoli przestaje być bezbarwny i nabiera trochę wyrazu. Oby tak dalej.
Z odcinka na odcinek coraz lepsza staje się Emma Rigby, czyli serialowa Czerwona Królowa. Jej bohaterka nie jest już taka przerysowana i widać, że aktorka trochę lepiej ją rozumie. Duża w tym zasługa scenarzystów, którzy w bardzo ciekawym kierunku Czerwoną Królową rozwijają.
Tak jak zawsze świetni są Sophie Lowe i Michael Socha w rolach Alicji i Waleta Kier. Dostarczają odpowiednio dużo uśmiechu na twarzy i nieźle radzą sobie z okazywaniem emocji.
Poprawny jest także Peter Gadiot — aktor powoli przestaje być bezbarwny i nabiera trochę wyrazu. Oby tak dalej.
MANIAK O TECHNIKALIACH
„The Serpent” jest nakręcony bardzo porządnie. Kolejne ujęcia zrealizowane są sprawnie i fachowo, taki jest również montaż — doskonale dostosowany do tempa poszczególnych scen.
Efekty specjalne wypadają nieźle — co prawda, komputerowo wygenerowane tła nieco rażą sztucznością, ale też da się na to przymknąć oko. Szkoda tylko, że scenografia nie jest jednorodna, bo czasem stawia się na komputer, a czasem na zdjęcia w plenerze.
Standardowo dla seriali w świecie „Once Upon a Time” do perfekcji doprowadzono kostiumy i charakteryzację, które zachwycają finezyjnością i dopracowaniem szczegółów. Zwłaszcza w scenach retrospekcji w Agrabahu.
No i jest oczywiście muzyka Marka Ishama — naprawdę doskonała i magiczna.
Efekty specjalne wypadają nieźle — co prawda, komputerowo wygenerowane tła nieco rażą sztucznością, ale też da się na to przymknąć oko. Szkoda tylko, że scenografia nie jest jednorodna, bo czasem stawia się na komputer, a czasem na zdjęcia w plenerze.
Standardowo dla seriali w świecie „Once Upon a Time” do perfekcji doprowadzono kostiumy i charakteryzację, które zachwycają finezyjnością i dopracowaniem szczegółów. Zwłaszcza w scenach retrospekcji w Agrabahu.
No i jest oczywiście muzyka Marka Ishama — naprawdę doskonała i magiczna.
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.