MANIAK NA POCZĄTEK
Trzeci sezon „Grimm” otworzyła dwuodcinkowa historia, kontynuująca wątki z końcówki sezonu drugiego. Historia, która ma niezmiernie ciekawe konsekwencje i stanowi solidną podbudowę pod dalsze odcinki. Bardzo ciekawiło mnie, czy twórcy dadzą radę wyważyć to wszystko tak dobrze, jak w sezonie drugim, w którym idealnie łączyli jednoodcinkowe śledztwa, z większą opowieścią. Już trzeci odcinek wyznacza kierunek, w jakim zamierzają pójść i wszystko wskazuje na to że nadal będą korzystać z dotychczasowego, świetnie działającego formatu. Będą więc kolejne sprawy rozwiązywane przez Nicka, intrygi rodziny królewskiej oraz kapitana Renarda i wreszcie tajemnicza przypadłość głównego bohatera. To wszystko, połączone z nieźle pisanymi relacjami postaci, składa się na bardzo przyjemny, czterdziestominutowy seans.
MANIAK O SCENARIUSZU
Autorem scenariusza jest Rob Wright („Czarodziejki”). Odcinek zatytułowano „A Dish Best Served Cold”, czyli „Danie najlepiej podawane na zimno”. Bardzo ciekawie wykorzystano tutaj pewne powiedzenie o zemście (ważny motyw tej odsłony) a dodatkowo odwołano się do kluczowego dla odcinka procederu.
Scenarzysta wychodzi od sceny, w której Nick bada się u lekarza. Śledzimy też rozwój związku Monore i Rosalee, a na horyzoncie pojawia się intrygująca sprawa morderstw. W tle obserwujemy zaś knowania rodziny królewskiej po tym, co stało się z Erikiem Renardem.
Intryga, jaką zaserwowano (na zimno) rozwija się w naprawdę interesującym kierunku, a kolejne jej elementy składają się na mądrze pomyślaną opowieść, której wątki mają szansę zostać podjęte w którymś z przyszłych odcinków. W centrum znajduje się odwieczny konflikt na linii blutbad-bauerschwein, pokazany jednak od zupełnie innej strony, niż można się tego spodziewać. Dużą rolę gra tu motyw zemsty, a nawet rewolucji społecznej, a wszystko potraktowane z charakterystyczną dla „Grimm” dozą mroku, ale i delikatnego humoru.
Nie należy też zapominać o wątkach pobocznych. Na tym tle najbardziej wybija się sprawa Nicka i to co dzieje się nie tylko z jego ciałem (a są to rzeczy naprawdę niepokojące i nie mogę się doczekać, aż dowiem się, o co tak naprawdę chodzi), ale i z umysłem. Wydarzenia podczas premiery sezonu odcisnęły spore piętno na jego psychice i Grimm musi się zmagać z poczuciem winy, co scenarzysta ujmuje znakomicie.
Niemniej ciekawe są perypetie kapitana Renarda i Adalind, choć te są przez Wrighta dozowane ostrożnie i w małych kawałkach, tak aby trochę widza podrażnić i nie podać od razu wszystkiego na tacy. I dobrze.
MANIAK O REŻYSERII
„A Dish Best Served Cold” reżyseruje Karen Gaviola („Zagubieni”). Nie tworzy może odcinka wybitnego, ale dość dobrze dobiera środki do kolejnych scen. Wie, jak podkreślić dynamizm akcji, ale potrafi także spuścić z tonu i ładnie zbudować scenę kilkoma dłuższymi ujęciami. Ekipą kieruje dość dobrze, a w efekcie powstaje odsłona „Grimm”, którą ogląda się z zapartym tchem.
MANIAK O AKTORACH
Aktorsko w „Grimm” niewiele się zmienia. David Giuntoli w roli Nicka jak zwykle pozbawiony jest charyzmy i ma mało ciekawą mimikę, ale nadrabia to intonacją i w gruncie rzeczy tworzy rolę niezłą. Odwrotnie ma Bitsie Tulloch jako Julliette, która głosem gra kiepsko, wkładając przede wszystkim zbyt wiele przesady w swe kwestie, ale za to radzi sobie z mimiką.
Wyśmienitą kreację tworzy najmocniejsze aktorskie ogniwo „Grimm”, czyli Silas Weir Mitchell, wcielający się w postać Monroe. Doskonale pokazuje emocje, a we wspólnych, ckliwych scenach z Bree Turner w roli Rosalee (nawiasem mówiąc, naprawdę wspaniałą) wypada bardzo wiarygodnie.
Z pozostałymi nie ma problemu. Russel Hornsby jako Hank standardowo gra bardzo porządnie i czuć, że doskonale rozumie swoją postać. Sasha Roiz w roli Renarda znów otacza się delikatną aurą tajemniczości, a dodatkowo znakomicie radzi sobie z językami obcymi. I wreszcie gościnnie występujący Dan Bakkedahl („Figurantka”) pokazuje jako szef kuchni Graydon Ostler całkiem interesujące oblicze i gra bardzo przekonująco.
MANIAK O TECHNIKALIACH
Kamera prowadzona jest płynnie, logicznie i konsekwentnie, a logiczny i konsekwentny montaż przygotowano nadzwyczaj porządnie. Bardzo dobrze wypadają nawet szybkie, rwane ujęcia, które podkreślają dynamizm akcji.
Doskonale spisują się charakateryzatorzy, szczególnie przy Davidzie Giuntolim (jego trupioblada twarz w kilku scenach wygląda doskonale), świetna jest też scenografia, a zwłaszcza wykorzystanie plenerów. Efekty specjalne bywają nierówne, ale jak na serial i tak prezentują dość wysoki poziom.
Muzyka wzmaga atmosferę, potrafi zaniepokoić i skutecznie pomóc w budowaniu napięcia.
MANIAK OCENIA
Trzeci odcinek trzeciego sezonu „Grimm” to przyjemna, świetnie napisana i przyzwoicie zagrana rzecz. Dostaje oczywiście:
DOBRY |
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.