Maniak ocenia #160: "Once Upon a Time" S03E07

MA­NIAK ZA­CZY­NA


Bar­dzo lu­bię nie­spo­dzie­wa­ne zwro­ty ak­cji — oczy­wi­ście pod wa­run­kiem, że nie są wdro­żo­ne na si­łę i rze­czy­wi­ście szo­ku­ją (choć cza­sem nie mam nic prze­ciw­ko temu, je­śli uda mi się co nie­co od­gad­nąć — lu­bię so­bie cza­sa­mi po­łech­tać ego). Nie­spo­dzie­wa­ne dzia­ła­nia, nie­zna­ne wcze­śniej toż­sa­mo­ści po­sta­ci, zna­czą­co wpły­wa­ją­ce na fa­bu­łę od­kry­cia — ta­kie pro­ste za­bie­gi, ale je­śli ko­rzy­sta się z nich mą­drze i w spo­sób prze­my­śla­ny, to moż­na spra­wić od­bior­com mnó­stwo fraj­dy.
W siód­mym od­cin­ku trze­cie­go se­zo­nu „Once Upon a Time” zwro­tów ak­cji jest cał­kiem spo­ro i, co waż­ne, nie są one zre­ali­zo­wa­ne w kiep­ski spo­sób, a do­dat­ko­wo moc­no wzma­ga­ją tem­po fa­bu­ły. Pierw­sza po­łów­ka se­zo­nu zbli­ża się w tej od­sło­nie do punk­tu kul­mi­na­cyj­ne­go.

MA­NIAK O SCE­NA­RIU­SZU


W tym od­cin­ku za­wi­ta­my do Mrocz­nej Do­li­ny, czy­li „Dark Ho­llow” w Ni­by­lan­dii i tak brzmi też na­wią­zu­ją­cy do niej ty­tuł. Au­to­ra­mi sce­na­riu­sza są Ka­lin­da Vas­quez („Ni­ki­ta”, „Ska­za­ny na śmierć”) i An­drew Cham­bliss („Doll­house”, „Pa­mięt­ni­ki wam­pi­rów”).
Oprócz do­li­ny, do któ­rej wy­ru­szą Emma, Hak i Neal, by za­pew­nić so­bie bez­piecz­ny po­wrót do domu, od­wie­dzi­my też Sto­ry­brooke, gdzie Ariel i Bel­la po­szu­ku­ją Pusz­ki Pan­do­ry i na­ty­ka­ją się na nowe nie­bez­pie­czeń­stwo; po­dą­ży­my za Hen­rym, któ­ry na wła­sną rę­kę od­kry­je nowe ta­jem­ni­ce Pio­tru­sia Pana oraz po­to­wa­rzy­szy­my skłó­co­nym w ostat­nim od­cin­ku Śnież­ce i Księ­ciu w dro­dze do Dzwo­necz­ka (i zgo­dy).
Sce­na­rzy­ści two­rzą zna­ko­mi­ty od­ci­nek i przy­go­to­wu­ją cie­ka­we mo­men­ty dla każ­de­go bo­ha­te­ra. Pierw­szo­rzęd­nie roz­pi­su­ją re­la­cje Emmy, Nea­la i Haka, od­cho­dząc od sztam­po­wej dy­na­mi­ki trój­ką­tów mi­ło­snych i za­zna­cza­jąc nie­za­leż­ność po­sta­ci ko­bie­cej. Ser­wu­ją mnó­stwo emo­cji w Sto­ry­brooke i w ka­pi­tal­ny spo­sób od­no­szą się tam do ele­men­tów mi­to­lo­gii oraz opo­wie­ści o Pio­tru­siu Pa­nie. Sam Pan po­ja­wia się, rzecz ja­sna, w Ni­by­lan­dii i znów jest ab­so­lut­nie nik­czem­nym ma­ni­pu­lan­tem — do­sko­na­le śle­dzi się to, z ja­ką lek­ko­ścią przy­cho­dzi mu igra­nie z wszyst­ki­mi bo­ha­te­ra­mi. No i jest też zwią­zek Śnież­ki i Księ­cia — z tym sce­na­rzy­ści ma­ją ma­ły pro­blem i nie oby­wa się bez sztam­py, ale sce­ny tych bo­ha­te­rów są na tyle sym­pa­tycz­ne, że moż­na pew­ne nie­do­cią­gnię­cia wy­ba­czyć.

MA­NIAK O RE­ŻY­SE­RII


„Dark Ho­llow” re­ży­se­ru­je Guy Fer­land („Sy­no­wie Anar­chii”, „E­le­men­ta­ry”). Ak­cję pro­wa­dzi bar­dzo spraw­nie, nie da­jąc wi­dzo­wi się nu­dzić ani na chwi­lę. Ko­lej­ne sce­ny bu­du­je w prze­my­śla­ny spo­sób, ge­nial­nie daw­ku­jąc na­pię­cie i zwra­ca­jąc uwa­gę na to, by jak naj­le­piej przy­kuć uwa­gę od­bior­cy. Bar­dzo ład­nie uwy­dat­nia też emo­cje bo­ha­te­rów.

MA­NIAK O AK­TO­RACH


Szcze­gól­nie du­żo w od­cin­ku Emi­lie de Ra­vin jako Bel­li i Jo­an­ny Gar­cii Swi­sher jako Ariel. Zwłasz­cza ta pierw­sza spi­su­je się świet­nie — bi­ją­ca od niej aura opty­mi­zmu i sym­pa­tii po­zwa­la jej stwo­rzyć zna­ko­mi­tą ro­lę. Gar­cia Swisher nie jest du­żo gor­sza i ra­zem sta­no­wią zgra­ny ak­tor­ski duet.
Wy­śmie­ni­cie gra mło­dy Ro­bbie Kay, wcie­la­ją­cy się w Pio­tru­sia Pana. Zło­wiesz­czy uśmiech, prze­szy­wa­ją­ce spoj­rze­nie, fał­szy­wa tro­ska — wszyst­ko do­pro­wa­dzo­ne do nie­mal­że per­fek­cji.
Ja­red Gil­more w roli Hen­ry’e­go ma tu­taj kil­ka cie­ka­wych scen, ale wy­pa­da w nich tyl­ko po­praw­nie i choć jego wy­stęp jest przy­zwo­ity, to nic po­nad to.
Co­lin O’Do­no­ghue jako Hak i Mi­chael Ray­mond-James jako Neal wcho­dzą w bar­dzo cie­ka­we ak­tor­skie in­te­rak­cje. Ich prze­ko­ma­rzan­ki za­gra­ne są cu­dow­nie, a i płyn­ne przej­ścia w tryb współ­pra­cy wy­pa­da­ją na­tu­ral­nie. Szko­da tyl­ko, że Je­nni­fer Mo­rri­son, czy­li se­ria­lo­wa Emma, nie sta­ra się tak moc­no jak ta dwój­ka.
Gi­nni­ffer Good­win i Josh Da­llas, któ­rzy od­gry­wa­ją ro­lę Śnież­ki i Księ­cia do­da­ją do se­ria­lu spo­ro cie­pła, a ich wspól­na sce­ny, jak­kol­wiek sztam­po­we pod wzglę­dem sce­na­riu­sza, są za­gra­ne prze­ślicz­nie.

MA­NIAK O TECH­NI­KA­LIACH


Po­now­nie nie za­wo­dzą tech­nicz­ne aspek­ty pro­duk­cji. Zdję­cia i mon­taż sto­ją na bar­dzo wy­so­kim po­zio­mie, dzię­ki cze­mu ak­cję śle­dzi się bez tru­du. W efek­ty spe­cjal­ne nie wło­żo­no zbyt wie­le pie­nię­dzy, ale i tak wy­glą­da­ją przy­zwo­icie. Czło­wiek od ko­stiu­mów, czy­li Edu­ar­do Cas­tro, znów za­chwy­ca po­my­sło­wo­ścią, a sce­no­gra­fia (prze­de wszyst­kim zbu­do­wa­na w stu­diu Ni­by­lan­dia) cie­szy oko. Kom­po­zy­tor Mark Isham do­da­je oczy­wi­ście trzy gro­sze od sie­bie i przy­go­to­wu­je do­sko­na­łą opra­wę mu­zycz­ną.

MA­NIAK OCE­NIA


„Dark Ho­llow” to wspa­nia­ły od­ci­nek trze­cie­go se­zo­nu „Once Upon a Time”, któ­ry moc­no po­su­wa fa­bu­łę do przo­du i za­ska­ku­je wie­lo­ma zwro­ta­mi ak­cji. Czy­sta przy­jem­ność.

DO­BRY

Komentarze