MANIAK SŁOWEM WSTĘPU
Dobrą historię miłosną napisać jest dziś bardzo ciężko. Należy być przede wszystkim bardzo ostrożnym, pozwolić relacji między dwojgiem ludzi rozwijać się stopniowo, w swoim tempie, a przeszkody na ich drodze stawiać w sposób przemyślany i niewymuszony. No i wreszcie najważniejsze: trzeba odbiorcę umieć zainteresować, napisać tę historię tak, by angażowała i nie pozostawiała obojętnym; by do odbiorcy trafiła i zagrała na jego uczuciach.
W świecie „Once Upon a Time” miłość zazwyczaj pokazywana jest w sposób bardzo interesujący. I choć w gruncie rzeczy śledzimy perypetie postaci baśniowych, a więc pochodzących z historii mocno uproszczonych (choć ważnych), to twórcy bardzo pomysłowo dekonstruują znane opowieści i starają się dodać do nich mnóstwo mądrych przemyśleń.
MANIAK O SCENARIUSZU
Autorką scenariusza jest Katie Wetch („Zero Hour”), a odcinek zatytułowano „The Heart of Stone” („Serce z kamienia”). Zarówno serce, jak i kamień grają w nim bowiem ogromną rolę.
W retrospekcjach śledzimy kontynuację wątku Willa i Anastasii, którzy dopiero co dostali się do Krainy Czarów. W teraźniejszości Czerwona Królowa proponuje Alicji chwilowy sojusz, Cyrus jest coraz bliżej ucieczki, a Dżafar obmyśla nowy plan i w tym celu przesłuchuje Białego Królika.
Scenarzystce przede wszystkim udaje się napisać niezwykle przejmujące, wzruszające retrospekcje, w których od ciekawej strony pokazuje nie tylko Krainę Czarów (świat o wiele większy, niż się z początku wydawało), ale także powoli rozpadający się związek Anastasii i Willa. Na pierwszy plan wysuwa się tu motyw miłości do człowieka i miłości do bogactwa oraz to, jak często głos rozsądku okazuje się przewodnikiem zwodniczym i że czasami warto jednak słuchać serca. A wszystko to w cudownie uroczej, baśniowej otoczce.
W teraźniejszości szczególnie ciekawie rozwinięto postać Czerwonej Królowej, która powoli nabiera wyrazu i staje się jedną z najbardziej intrygujących i niejednoznacznych bohaterek serialu. W tym odcinku jej działania potrafią zaskoczyć, a scenarzystka przypomina, że każdy w świecie „Once Upon a Time” zasługuje na drugą szansę.
Podoba mi się też sposób w jaki ujęto podróż samej Alicji. To bardzo silna bohaterka, do której trudno nie czuć sympatii. Alicja potrafi w zadziwiający sposób przezwyciężyć swoje słabości (w tym odcinku niemalże uosobione) i pokazać, że do ostatniej chwili będzie bronić wartości, w które wierzy.
Do przodu posuwa się wątek Cyrusa i trzeba przyznać, że zmierza w ciekawą stronę. Można było się spodziewać, że bohater będzie do końca traktowany jak dama w opresji (no, tu dżentelmen), ale na szczęście twórcy nie idą w tę stronę i starają się uniezależnić dżina od działań innych. Bardzo mnie to cieszy.
No i jest wreszcie Dżafar — postać niezwykle inteligentna i za wszelką cenę dążąca do osiągnięcia swojego celu. To do czego posuwa się w „The Heart of Stone” niepokoi, ale jednocześnie wywołuje dreszczyk emocji.
W retrospekcjach śledzimy kontynuację wątku Willa i Anastasii, którzy dopiero co dostali się do Krainy Czarów. W teraźniejszości Czerwona Królowa proponuje Alicji chwilowy sojusz, Cyrus jest coraz bliżej ucieczki, a Dżafar obmyśla nowy plan i w tym celu przesłuchuje Białego Królika.
Scenarzystce przede wszystkim udaje się napisać niezwykle przejmujące, wzruszające retrospekcje, w których od ciekawej strony pokazuje nie tylko Krainę Czarów (świat o wiele większy, niż się z początku wydawało), ale także powoli rozpadający się związek Anastasii i Willa. Na pierwszy plan wysuwa się tu motyw miłości do człowieka i miłości do bogactwa oraz to, jak często głos rozsądku okazuje się przewodnikiem zwodniczym i że czasami warto jednak słuchać serca. A wszystko to w cudownie uroczej, baśniowej otoczce.
W teraźniejszości szczególnie ciekawie rozwinięto postać Czerwonej Królowej, która powoli nabiera wyrazu i staje się jedną z najbardziej intrygujących i niejednoznacznych bohaterek serialu. W tym odcinku jej działania potrafią zaskoczyć, a scenarzystka przypomina, że każdy w świecie „Once Upon a Time” zasługuje na drugą szansę.
Podoba mi się też sposób w jaki ujęto podróż samej Alicji. To bardzo silna bohaterka, do której trudno nie czuć sympatii. Alicja potrafi w zadziwiający sposób przezwyciężyć swoje słabości (w tym odcinku niemalże uosobione) i pokazać, że do ostatniej chwili będzie bronić wartości, w które wierzy.
Do przodu posuwa się wątek Cyrusa i trzeba przyznać, że zmierza w ciekawą stronę. Można było się spodziewać, że bohater będzie do końca traktowany jak dama w opresji (no, tu dżentelmen), ale na szczęście twórcy nie idą w tę stronę i starają się uniezależnić dżina od działań innych. Bardzo mnie to cieszy.
No i jest wreszcie Dżafar — postać niezwykle inteligentna i za wszelką cenę dążąca do osiągnięcia swojego celu. To do czego posuwa się w „The Heart of Stone” niepokoi, ale jednocześnie wywołuje dreszczyk emocji.
MANIAK O REŻYSERII
Odcinek reżyseruje Paul Edwards („Zagubieni”, „Once Upon a Time”) i radzi sobie z nim całkiem nieźle. Bardzo dobrze wychodzi mu zwłaszcza dostosowanie tonu filmowej narracji do poszczególnych wątków. Retrospekcje są więc z początku barwne i kolorowe, by powoli, wraz z gasnącym uczuciem między Willem a Anastasią, stawały się coraz bardziej przytłaczające. W teraźniejszości Edwards stawia przede wszystkim na dynamizm, ale zdarza mu się też użyć elementów charakterystycznych dla horrorów. Jest więc różnorodnie, ale to wszystko składa się w niezwykle oglądalną całość.
MANIAK O AKTORACH
Bardzo pozytywnie zaskakuje w tym odcinku Emma Rigby. W retrospekcjach zadziwiająco dobrze ukazuje powolną przemianę zachodzącą w Czerwonej Królowej, a w scenach w teraźniejszości widać, jak doskonale bawi się swoją rolą. Cieszę się, że po tych kilku pierwszych odcinkach wreszcie znalazła pomysł na swoją bohaterkę
Znakomicie gra Michael Socha jako Will. Do tej pory dał się poznać raczej od strony komediowej, tym razem scenarzystka przygotowuje dla niego kilka scen dramatycznych, którymi udowadnia, że jest aktorem niezwykle wszechstronnym.
Sophie Lowe, wcielająca się w Alicję, bardzo zadowala niezwykłą charyzmą. To aktorka doskonale dopasowana do swej roli, co udowadnia pierwszorzędną grą.
Znakomicie gra Michael Socha jako Will. Do tej pory dał się poznać raczej od strony komediowej, tym razem scenarzystka przygotowuje dla niego kilka scen dramatycznych, którymi udowadnia, że jest aktorem niezwykle wszechstronnym.
Sophie Lowe, wcielająca się w Alicję, bardzo zadowala niezwykłą charyzmą. To aktorka doskonale dopasowana do swej roli, co udowadnia pierwszorzędną grą.
Niezmiennie cudownie wypada Naveen Andrews. Groźna intonacja, perfekcyjna mimika twarzy, doskonale wypracowane gesty i bijąca od niego aura tajemniczości wystarczają, by stworzyć Dżafara budzącego niepokój i fascynację.
Do roli Białego Królika powraca John Lithgow. I użycza głosu swej postaci pierwszorzędnie, przede wszystkim znakomicie podkreślając jej chwiejność i bojaźliwość niepewnym, drżącym tonem.
Od niezłej strony pokazuje się Peter Gadiot. Duża w tym rola twórców, którzy przestali traktować Cyrusa jako postać bierną. Aktor dobrze korzysta z tej okazji, choć nie wybija się jakoś szczególnie.
MANIAK O TECHNIKALIACH
Zdjęcia zrealizowano świetnie. Kamera w wielu momentach prowadzona jest delikatnie i nastrojowo, a tam gdzie postawiono na krótsze i bardziej dynamiczne ujęcia nie można skarżyć się na niechlujstwo operatora. Montaż także wykonano porządnie i natknąć można się tylko na kilka, mało znaczących błędzików.
Bardzo udana jest charakteryzacja i jak zwykle pierwszorzędnie wypadają kostiumy. Te ostatnie cieszą oko zwłaszcza w retrospekcjach. Scenografia głównie opiera się na efektach komputerowych i choć wygenerowane tła nie wyglądają fotorealistyczne, to można się do nich przyzwyczaić, a na pewno nie należy zlekceważyć włożonej w nie pracy.
Znakomita jest oczywiście muzyka Marka Ishama — cieszę się, że stawia na podobny styl, co w serialu-matce, ale jednak tworzy zupełnie nowe kompozycje, idealnie pasujące do tego świata.
Bardzo udana jest charakteryzacja i jak zwykle pierwszorzędnie wypadają kostiumy. Te ostatnie cieszą oko zwłaszcza w retrospekcjach. Scenografia głównie opiera się na efektach komputerowych i choć wygenerowane tła nie wyglądają fotorealistyczne, to można się do nich przyzwyczaić, a na pewno nie należy zlekceważyć włożonej w nie pracy.
Znakomita jest oczywiście muzyka Marka Ishama — cieszę się, że stawia na podobny styl, co w serialu-matce, ale jednak tworzy zupełnie nowe kompozycje, idealnie pasujące do tego świata.
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.