MANIAK TYTUŁEM WSTĘPU
Uwaga! We wpisie znajdują się: szczegółowy opis i analiza każdej sceny odcinka. Jeśli omawiana odsłona „Once Upon a Time” jeszcze za Wami, to lepiej kliknijcie tutaj, by poznać moją opinię bez ryzyka popsucia sobie zabawy.
Przy pisaniu pierwszej analizy odcinka „Once Upon a Time” bawiłem się całkiem nieźle (choć nie wiem, czy Wy bawiliście się dostatecznie dobrze podczas czytania, chyba, że ją przegapiliście). Tak czy siak na razie cykl będę kontynuować — zwłaszcza, że twórcy znów przygotowują niezwykle interesującą odsłonę serialu i warto rozłożyć ją na czynniki pierwsze.
MANIAK ANALIZUJE
Zacznijmy od tytułu. Tym razem brzmi on: „White Out” i oczywiście nie ma tylko jednego, właściwego znaczenia.
Po pierwsze, może odnosić się do zjawiska, w którym ilość światła dochodzącego od słońca, jest równa ilości światła odbijanego przez śnieg (czasem także piasek), w związku z czym ograniczona jest widoczność (i znika np. horyzont).
Po drugie, może oznaczać też zwykłą śnieżycę (taką potężną).
Po trzecie wreszcie, stanowi ciekawą grę słowną. Istnieje bowiem takie słowo, jak blackout (składa się z angielskiego black, czyli „czarnego” i out, czyli „z”, „na zewnątrz”), które może znaczyć awarię prądu (a ta następuje w odcinku). Tutaj black zastąpiono white’em, czyli „białym” (rany, czuje się, jakbym tłumaczył dzieciom w podstawówce).
Tak więc sami widzicie — tyle dróg interpretacji, ile się da, a pewnie wszystkich nie wyczerpałem.
Elsa rozgląda się po Stortybrooke. |
Pierwsza scena to powtórka końcówki pierwszego odcinka. Elsa ściska w dłoni naszyjnik, który podarowała Annie i obiecuje, że ją odnajdzie. Następnie wychodzi ze sklepu pana Golda, rozgląda się po ulicy (a my razem z nią — ależ to Storybrooke żywe!) i wreszcie postanawia wszystkich uwięzić w miasteczku do czasu, aż znajdzie siostrę. Chwila koncentracji, zaciśnięte pięści i tuż za tablicą z nazwą miejscowości wyrasta lodowy mur (nawet przyzwoite efekty). Znów spoglądamy na Elsę (to dynamiczne, dodające dramatu zbliżenie!) i następuje ostateczna deklaracja: „Anna, dowiem się, co się z tobą stało”.
Trzeba przyznać, że Elsa zachowuje się w dość niespodziewany sposób, ale jakby się nad tym głębiej zastanowić, to wszystko jasno wynika z tego, co działo się z nią w poprzednim odcinku. Dziewczyna jest zagubiona, znajduje się w nieznanym, wyglądającym na wrogo nastawione miejscu, a w dodatku nie wie, gdzie jest jej siostra. Też by mi puściły nerwy.
Anna na misji w Zaczarowanym Lesie. |
Czas na retrospekcje. Wybieramy się do Zaczarowanego Lasu (wiele lat temu, jak mówi napis na ekranie) i towarzyszymy Annie w jej misji. Na początek obserwujemy, jak dziewczyna przechadza się przepiękną łąką (bardzo ładnie sfotografowaną). Wkrótce dociera do całkiem znajomo wyglądającej chatki. Puk, puk i pytanie o niejakiego Davida (już Wam świta?). Wtem, naszym oczom ukazuje się… Książę (zanim jeszcze Księciem został — a więc w bardzo ciekawym okresie życia) z dość osobliwą czupryną (ale za to niezwykle starannie przygotowaną przez charakteryzatorów).
Lodowa bariera w tle karty tytułowej. |
Pierwsze zaskoczenie za nami, więc oczywiście (żeby przedłużyć oczekiwanie) szybko pojawia się karta tytułowa, a na niej, poza śniegiem i śnieżynką (jak ostatnio), dostrzeżemy też lodową ścianę, którą wyczarowała Elsa w Storybrooke. Może delikatnie zbyt dosłownie, ale trafnie.
Fryzura Księcia — powalająca! |
I wracamy do Zaczarowanego Lasu. Anna tłumaczy Davidowi, że dostała na niego namiary od jego dawnego przyjaciela. Okazuje się, że Kristoff i nasz Książę wcześniej się już znali (a więc prawdopodobnie Kristoff i Sven zawitali już kiedyś do Zaczarowanego Lasu!) w związku z czym Anna może się powołać na swojego narzeczonego i poprosić Davida o przenocowanie. Przy czym jest dość nieufna — nie zdradza powodu swoich odwiedzin (wspomina tylko o tajnej misji) ani swojego prawdziwego imienia (posługuje się pseudonimem: Joan — pamiętacie, jak w „Krainie Lodu” zwróciła się do obrazu z Joanną D’Arc?). Oczywiście Książę to bystrzak jakich mało i od razu się domyśla, że nie jest z nim szczera, ale cóż — narzeczonym przyjaciół (tak, na to też wpada — bo pierścionek) się nie odmawia. Radzi też Annie szybko wejść do środka, bo oto nadjeżdża złowroga Bo Peep. Na razie tylko mignie na ekranie, ale niepokój zdąży zasiać.
Kim jest Bo Peep? Jeśli nie interesujecie się kulturą anglosaską, to pewnie niekoniecznie kojarzycie rymowankę dla dzieci, zatytułowaną: „Little Bo Peep”. Opowiada ona o małej pastereczce, która pewnego dnia gubi owce. Do tej postaci często nawiązuje się w popkulturze — można ją na przykład zobaczyć w komiksach z serii „Fables”, a w pierwszych dwóch „Toy Story” jest inspirowana nią zabawka. W „Once Upon a Time” twórcy przede wszystkim korzystają z oryginału i interpretują go w naprawdę pokrętny, ciekawy sposób.
Dysfunkcyjna rodzinka w najlepszym wydaniu. |
Wracamy do Storybrooke. Najpierw ładne ujęcie na zawieszone nad kołyską małe owieczki (w ramach zgrabnego łącznika z retrospekcjami), a potem cudowne, cięte pióro scenarzystki (Jane Espenson) i Śnieżka, która zwraca się do małego Neala słowami: „Do zobaczenia za trzy godziny, gdy przyjdzie czas na Twoje północne wrzaski”. Och, jak ja uwielbiam tę rodzinkę!
Kilka żarcików później Emma zagląda do koszyka, który przygotowuje Henry. Chłopiec chce odwiedzić Reginę (nie, Emmo, jak mówi, że to dla mamy, to nie zawsze chodzi o Ciebie) i wesprzeć ją w trudnych chwilach. Nagle pod okno nadlatuje czarne kruczysko (brr!), które przynosi liścik. Okazuje się, że Regina nie chce widzieć Henry’ego…
Emma stara się pocieszyć syna. |
Henry w barze „U Babci” (wie, gdzie zapijać smutki). Chłopak jest załamany, a Emma stara się go w jakiś sposób pocieszyć. Tymczasem na obrzeżach Storybrooke pada linia energetyczna. Szybki powrót do baru i pach — nie ma prądu. Natychmiast reaguje Książę (zawsze w gotowości), który kontaktuje się z córką przez krótkofalówkę. Trzeba oczywiście sytuację zbadać.
Emma spogląda na syna i postanawia włączyć go do zabawy (warto zwrócić uwagę na proponowane przez nią nazwy operacji, ponieważ odnoszą się do ważnego w trzecim sezonie wątku z Księciem). Chłopiec jednak nie ma ochoty. Biedny Henry — ta mina zbitego psa…
I pokieruje, i pogada, i poradzi. |
Szybka przejażdżka samochodem, pogaduchy o tym, żeby się nie poddawać (ależ ten Książę ładnie mówi, a w dodatku Josh Dallas bardzo przekonująco w tym odcinku gra) i wreszcie ojciec z córką dojeżdżają do lodowej bariery. Jeszcze tylko spojrzenie na przerażoną Elsę (ładny najazd kamery i porządna gra), która chowa się gdzieś w głębi lodu i…
Delegacja mieszkańców u Śnieżki. |
Pukanie do drzwi. Gościnna jak zawsze Śnieżka otwiera, by zobaczyć za nimi: Gburka, Śmieszka i babcię Czerwonego Kapturka. To Ci dopiero goście! Oczywiście nie przychodzą podziwiać małego Neala! A gdzie tam — mają konkretny interes. No bo zobaczcie: nie ma prądu, Regina słabo burmistrzuje, a poza tym to Śnieżka rzuciła klątwę, więc w gruncie rzeczy, to ona powinna się wszystkim zająć. Tok rozumowania mi się podoba — tworzy się ciekawa dynamika i jest też okazja na odrobinę humoru. No i jak zwykle nie zawodzi Lee Arenberg w roli Gburka/Leroya — przesiąknięta sarkazmem i stanowczością intonacja oraz tak dobrze napisane kwestie! Cudo.
Jest ściana z lodu. Co dalej? |
Tymczasem Emma i Książę z rozdziawionymi ustami wpatrują się w lodową barierę. Ich szczęki z podłogi zbiera Hak, który pojawia się znikąd i wyjaśnia, że taką ścianą zostało otoczone całe miasteczko. Dość trafnie zgaduje też przyczynę awarii prądu — trochę się, widać, o XXI wieku chłopak nauczył.
Kolejne zgłoszenia do Księcia przez krótkofalówkę, więc ten idzie zobaczyć o co chodzi i na chwilę Emma oraz Hak zostają sami — okazja dla Espenson do napisania znakomitych dialogów tej dwójki. Jest odrobinę uszczypliwości ze strony Haka, ale także pewnego rodzaju szarmanckości. Nagle Emma zauważa coś przy lodowej ścianie i postanawia to sprawdzić. Oczywiście jest Zosią Samosią, więc idzie sama. A to da okazję do męskiej rozmowy Haka i Księcia („Chyba nadszedł czas, żebyśmy porozmawiali o twoich zamiarach wobec mojej córki.” — Espenson, jak ja Cię uwielbiam!). Chłopaki ostatecznie nawiązują nić porozumienia — logiczne, biorąc pod uwagę ich wcześniejsze zajścia.
Elsa wciąż na niepewnym gruncie. |
Czas na pierwsze spotkanie na polu Elsa-Emma. Panie szybko się sobie przedstawiają i Elsa od razu przechodzi do rzeczy — szuka siostry, ale nie może jej odnaleźć. Jest przy tym rozedrgana i przerażona, ale i stanowcza — Georgina Haig całkiem nieźle sobie z tym aktorsko radzi. Emma stara się podejść do sytuacji na spokojnie i pyta Elsę o imię siostry — tak, by było wiadomo, kogo szukać. Słyszymy więc imię „Anna” i znów przenosimy się w przeszłość, do Zaczarowanego Lasu.
Delikatna inspiracja filmem Pixara, ale też starymi ilustracjami. |
Farmę Księcia i jego matki odwiedza wspomniana wcześniej Bo Peep. W serialowej interpretacji nie jest biedną pastereczką, która zgubiła owce, ale bezwzględną i okrutną, ściągającą haracze przestępczynią. Trzeba przyznać, że to naprawdę oryginalny pomysł, który nieźle się sprawdza w całej historii.
Cel wizyty Bo Peep jest jeden — otrzymanie należnej jej zapłaty. Na zebranie stosownych środków daje bohaterom jeden dzień (więcej nie wchodzi w grę, chyba, że Książę oddałby swojego wierzchowca, ale wiecie — sentymenty) — w przeciwnym wypadku przejmie farmę, a Książę i jego matka staną się jej niewolnikami. Oczywiście zabezpiecza się w razie ewentualnej ucieczki i oznacza dłużników swą laską, której używa do odnajdywania stada (bardzo twórcze nawiązanie do rymowanki).
Postać Bo Peep nie byłaby taka ciekawa, gdyby nie doskonała kreacja aktorska. Robin Weigert jest w tej roli fantastyczna (ale co tu się dziwić — jej Calamity Jane z „Deadwood” przecież też była genialna) — niedbały, zalatujący nieco cockneyem akcent, pełna niesmaku mina i charakterystyczna gestykulacja składają się na coś absolutnie ekscytującego. Warto też wspomnieć o znakomitym kostiumie, inspirowanym nieco „Toy Story” (disneyowe, a w tym wypadku pixarowe, powiązania muszą być), ale też starymi ilustracjami. Świetnie się to wpisuje w stylistykę „Once Upon a Time”.
Anna przekonuje Księcia, że o swoje należy walczyć. |
W kolejnej scenie następuje małe starcie osobowości. Optymistyczna, waleczna i nieco naiwna Anna stara się wpłynąć na zrezygnowanego Księcia i przekonać, żeby się nie poddawał i stanął do walki z Bo Peep. Ten nie jest przekonany do pomysłu, ale zgadza się przynajmniej na lekcję posługiwania się mieczem (tak, Anna umie używać miecza — Kristoff, ty szczęściarzu!).
No i nici ześspokojnego załatwienia sprawy. |
Po tych emocjach powracamy do Storybrooke. Zniecierpliwieni Książę i Hak postanawiają sprawdzić, co takiego Emma odnalazła przy barierze. Z bronią w ręku, tak na zaś. Oczywiście zupełnie nie zdają sobie sprawy, że w ten sposób jedynie pogorszą sprawę i zwiększą niepokój Elsy. Moc bohaterki wymyka się spod kontroli, wyrastają nowe, lodowe stalagmity i bam! Elsa i Emma zostają uwięzione wewnątrz lodowej ściany, a Książę i Hak zostają na moment zamroczeni (co podkreśla dźwięk brzęczenia — bardzo dobre, reżyserskie rozwiązanie). Napięcie podkreślają oczywiście krótsze ujęcia i bardzo dynamiczny montaż. No i są też naprawdę dobre efekty specjalne.
Spokojnie, bez paniki! |
Książę i Hak są w natychmiastowej gotowości. Najpierw ta najbardziej racjonalna rzecz — próba kontaktu przez krótkofalówkę. Brak odpowiedzi. To teraz na wariata, desperacko — próba przebicia się przez lód. Hak jest zdeterminowany i próbuje zburzyć barierę swoim… hakiem (ale serio — to zdecydowanie na jego twarzy, jak ten O’Donoghue wspaniale gra!). Oczywiście na nic się to nie zdaje. Od czego jest jednak Książę i jego umiejętność logicznego wysnuwania wniosków — skoro to magia stoi za powstaniem ściany, to potrzeba magii, żeby ją zniszczyć. Przysięga, że nie przestanie walczyć, póki nie wydostanie Emmy, a potem płynnie przenosimy się w przeszłość, by potowarzyszyć Annie i Księciu w ćwiczeniach walki mieczem.
Ćwiczenia nie idą Księciu najlepiej. |
Pierwsze, co muszę pochwalić, to naprawdę dobra choreografia w tej scenie — niewiele trzeba tu reżyserskich sztuczek, by poukrywać jakieś niedociągnięcia, a całość, choć składa się oczywiście z krótszych, dynamicznych ujęć, nie jest chaotyczna.
David, po kilku próbach walki ostatecznie odpuszcza. Anna nie daje jednak za wygraną i opowiada o Elsie i wydarzeniach z „Krainy lodu”: o tym, jak jej siostra uciekała przed problemami w myśl zasady „przeżyć = żyć”. Bardzo ciekawie wybrany przez twórców przykład i ładnie ukazana paralela.
Ostatecznie wynika kłótnia, po której Anna nazywa Księcia tchórzem. Ten postanawia się uzewnętrznić i opowiada o ojcu, który podjął walkę z uzależnieniem od alkoholu, ale ostatecznie, z braku siły, ją przegrał. To znakomity moment odcinka — Dallas aktorsko naprawdę daje radę, a i od strony reżyserskiej całkiem sprawnie to pokazano. No i wreszcie dowiadujemy się czegoś o dzieciństwie Davida i moim zdaniem są to bardzo interesujące wieści.
Tak czy siak, Anna uważa, że Książę nie jest słaby i wierzy, że da radę przeciwstawić się Bo Peep. A żeby nie był sam, proponuje pomoc (taka kochana!). Ale ostateczny wybór należy oczywiście do zainteresowanego.
Elsa, to jest krótkofalówka. |
Wracamy za lodową barierę. Elsa ostrzega Emmę, by zachowywała się ostrożnie. Ta oczywiście stara się uspokoić sytuację i prosi, by dziewczyna usunęła lodową ścianę. Nie wie jednak, że Elsa nie panuje nad swoją mocą i tylko obecność Anny byłaby w stanie ją uspokoić oraz pomóc w koncentracji. Elsa nie może przy tym zagrać w otwarte karty (choć z początku się waha), więc postanawia zgrywać stanowczą — najpierw mieszkańcy Storybrooke pomogą odnaleźć jej siostrę, a potem mogą porozmawiać o barierze.
Nagle odzywa się krótkofalówka. Emma szybko tłumaczy Elsie, co to jest i z czym to się je, a następnie streszcza sytuację zatroskanym: Księciu i Hakowi (O’Donoghue pokazuje w tej scenie ciekawe oblicze) i prosi o odnalezienie Anny. Elsa postanawia uwiarygodnić swoje groźby i ostrzega, że jeśli nie znajdzie się jej siostra, to wszystkich pozamraża. Tak naprawdę jednak można się domyślić, że mówi tak raczej z obawy przed tym, że moc zupełnie wymknie się jej spod kontroli…
„A weźcie se kupcie latarki!” |
Czas na część humorystyczną. Śnieżka i delegacja mieszkańców pozbawionych prądu w elektrowni. Królewna stara się uruchomić zasilanie awaryjne, a Gburek, Śmieszek i Babcia oczywiście rozmawiają za jej plecami. W końcu Śnieżka nie wytrzymuje i z jej ust pada najlepszy monolog z całego odcinka, który zaczyna się słowami: „Przestańcie mówić litery!” (reakcja na nagromadzenie DVD, DVR i innych PC-tów w jednym zdaniu), a kończy: „Kupcie sobie latarki!”. Mówiłem już, że uwielbiam Jane Espenson? To teraz jeszcze dodam, że Ginnifer Goodwin ma zadziwiająco dobre komediowe wyczucie — jest w tej scenie wyśmienita.
„Od lat coś w objęcia chłodu mnie pcha.” |
No dobra, nachwaliłem się Espenson to teraz pora za naganę, która należy się za bardzo złe nawiązanie do „Let it Go” (przytoczę w oryginale, a w nawiasie podam tłumaczenie, tak, żeby też nawiązało do piosenki).
Emma: „Aren’t you cold? I’m freezing.” (Nie jest ci zimno? Ja chyba zaraz zamarznę.)
Elsa: „It’s never bothered me.” (Od lat coś pcha mnie w objęcia chłodu.)
Widzicie mniej więcej, na czym to polega? A kysz, tak się tego nie robi. No, ale chociaż zadziorny uśmieszek Georginy Haig troszkę rekompensuje ten mały mankament scenariuszowy. Idźmy dalej.
Elsa zauważa, że naszyjnik Anny wpadł w lodową szczelinę. Emma proponuje odczarowanie bariery, co nie wchodzi jednak w grę i w końcu bohaterka domyśla się, co jest na rzeczy — jej oprawczyni nie panuje nad swą mocą. Emma postanawia więc trochę opowiedzieć o sobie. I znów twórcy serwują miłą paralelę. Pokazują, że bohaterki mają ze sobą wiele wspólnego, dzięki czemu łatwo się im dogadać. Jasne, podają to troszkę zbyt dosłownie, ale co z tego?
Od słowa do słowa, Emma w końcu próbuje użyć swojej magii, ale niestety nie daje rady i jest coraz słabsza, aż w końcu, mimo starań Elsy, mdleje.
Trochę uroczych Goldów nigdy nie zaszkodzi. |
Hak i Książę wpadają do sklepu pana Golda i natychmiast opowiadają o całej sytuacji. Titelitury nie jest zbyt skory do pomocy (ma urlop, do ciężkiej pogody), ale gdy mężczyźni wspominają o naszyjniku, który znalazła Elsa, Bella natychmiast kojarzy fakty (czyżby Goldowie robili inwentaryzację w trakcie swego miesiąca miodowego?) i sięga po zdjęcie naszyjnika. Gdy tylko Książę je zauważa, coś zaczyna mu świtać.
Bo Peep jest gotowa na każdą ewentualność. |
I znów Zaczarowany Las w przeszłości. Książę idzie obudzić Annę i powiedzieć jej, że rezygnuje z walki o swoje, a potem kazać jej uciekać, póki jeszcze może. Okazuje się jednak, że nie może, bo zajęła się już nią Bo Peep. Bezwzględna pastereczka więzi ją gdzieś u siebie, a na wszelki wypadek oznaczyła dziewczynę swoją laską — by zawsze łatwo ją odnalazła. Oj, Książę, to się porobiło!
Z pastereczki w rzeźniczkę. |
Powracamy do Storybrooke. Emma na moment odzyskuje przytomność, ale nie pozostało jej już za dużo czasu. Tymczasem Książę i Hak odnajdują Bo Peep w miasteczku (przypadł jej prestiżowy zawód rzeźnika — znów dość interesujący zabieg scenariuszowy). Książę prosi ją o pomoc, ale oczywiście klątwa nie działa cudów i nie zmienia ludziom charakterów, w związku z czym Bo nie jest chętna, a po krótkiej wymianie zdań rzuca się na gościa z tasakiem. Na szczęście obok jest zawsze Hak, który szybko odwraca szalę zwycięstwa na stronę Księcia, a następnie wynosi z zaplecza magiczną pasterską laskę, za pomocą której będzie można odnaleźć Annę. Nagle z Hakiem kontaktuje się Elsa (łał, ale szybko się nauczyła korzystać z krótkofalówki!) — Emma straciła przytomność i jest bliska śmierci. Dwa szybkie zbliżenia na przerażone twarze bohaterów i znów przenosimy się w przeszłość.
Czas na walkę. |
Scena rozpoczyna się symbolicznie — od widoku naszyjnika Anny, błyszczącego na szyi Bo Peep. Następnie pojawia się Książę — nie ma jednak pieniędzy dla Peep. Postanawia stoczyć z nią walkę. Najpierw zgrabnie radzi sobie z jej pomagierami (swoją drogą, nasza pastereczka ma ich dość mało), a potem sprytnie zyskuje przewagę nad samą kobietą, podłapując co nieco od Anny. Sama sekwencja została zrealizowana całkiem sprawnie i nawet nie tak chaotycznie (choć oczywiście kilka błędzików montażowych się pojawia).
Następnym krokiem Księcia będzie oczywiście odnalezienie Anny. Bo Peep nie zechce mu w tym pomóc (bo jakże), ale na szczęście jest jej magiczna laska. Chwila moment i Ksiażę wie, gdzie skierować swoje kroki. Wchodzi do pomieszczenia i natychmiast zostaje zaatakowany przez Annę (która jest dokładnie taką samą gapą jak w filmach — bardzo mi się to podoba). Szybkie przeprosiny, a później podsumowanie morałów, płynących z historii — należy zawsze walczyć o swoje i nigdy się nie poddawać. Nie morał jest jednak najważniejszy, a zmiana, jaka dokonała się w Księciu, która pokazuje w jaki sposób stał się taki, jakim jest obecnie. I pomyśleć, że wszystko dzięki Annie!
Hak doprowadzony na skraj. |
W stronę lodowej bariery szybko nadjeżdżają Hak i Książę. Wypadają z samochodu i Książę natychmiast komunikuje się z Elsą. Stara się przemówić jej do rozsądku i powołuje się na dawną znajomość z Anną, której (jak wiemy z retrospekcji) wiele zawdzięcza. I w ten sposób historia zatacza koło — mało to subtelne, ale co tam! Elsa w końcu bierze się w garść i udaje się jej wyczarować dziurę w lodzie (warto przy tym zwrócić uwagę na dopracowaną, płynną gestykulację aktorki; niezłe efekty oraz wspaniałą muzykę w tle), przez którą Hak i Książę wyciągają Emmę. Ocalona natychmiast ściska ukochanego (wyglądają razem dość uroczo) a tymczasem Elsa kontynuuje rozmowę z Księciem. Ten obiecuje, że za wszelką cenę pomoże odnaleźć Annę. I konflikt odcinka ładnie rozwiązany. Teraz wracamy jeszcze do Śnieżki.
Śnieżka i przywrócenie prądu? Da dziewczyna radę! |
Nowo wybrana burmistrz miasteczka wciąż walczy z przywróceniem prądu. Ostatecznie głodny Neal pomaga jej wpaść na pomysł, że być może został zamknięty dopływ paliwa. Eureka! Maszyna działa jak nowa, Śnieżka przybija małemu piątkę i mogą ruszać do domu. Malutka scena, ale całkiem sympatyczna i poprawnie zrealizowana.
Emma otoczona opieką. |
Tymczasem Elsa, Hak i Książę docierają z Emmą do domu i natychmiast otaczają ją opieką. Kocyki, ciepłe kakao, a na deser przywrócenie prądu — wszystko mamy. Pozostaje tylko kwestia Anny. Książę sięga po laskę, zaczynają się czary mary i… Twórcy jak zwykle przerywają w ciekawym momencie i po raz ostatni przenoszą nas w przeszłość.
Anna dziękuje za gościnę. |
Czas na dalszą drogę Anny. Mama Księcia, Ruth, daje jej na drogę kanapki (a jak wiemy z angielskiej wersji „Love is an open door”, Anna kanapki uwielbia) i dziękuje za to że udało jej się zmienić Davida. Anna, jak to Anna, skromnie umniejsza swoje zasługi, ale przy okazji prosi o pomoc — podsunięcie danych osoby, która wie coś o magii. Ruth natychmiast przychodzi do głowy pewien potężny czarnoksiężnik, którego imienia nie chce wymawiać (nie, nie chodzi o Voldemorta), ale może zapisać.
Tymczasem David prowadzi konia, którego wcześniej nie chciał oddać Bo Peep. Mówi Annie, że należał kiedyś do ojca i stanowił po nim pamiątkę. Teraz Książę już go nie potrzebuje (oj, ten kompleks Edypa w „Once Upon a Time”). Następują pożegnania, Ruth jeszcze zręcznie wsuwa kawałek papieru z imieniem czarnoksiężnika w rękę dziewczyny a potem komu w drogę, temu czas. Anna rusza, a żeby się popisać jazdą prawie bez trzymanki, po drodze na głos odczytuje imię czarnoksiężnika. Okazuje się nim nikt inny jak Titelitury, który, jak się chwilę później okazuje, wszystko oglądał w szklanej kuli (Carlyle oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie użył swego firmowego śmiechu). Wygląda więc na to, że w kolejnym odcinku Anna pozna Mrocznego — bardzo jestem ciekaw, jak to spotkanie na nią wpłynie.
Laska nie chce pokazać Anny. |
Wracamy na dobre do Storybrooke. Elsa używa laski, by odnaleźć Annę, ale niestety nie udaje się jej zobaczyć. Słychać jednak bicie serca, a to oznacza, że dziewczyna żyje. Ciekawe jednak, dlaczego nie pokazuje się miejsce, w którym się znajduje. Może jest w innym świecie, a laska nie ma tak dużego zasięgu? A może ktoś rzucił specjalne zaklęcie?
Tak czy siak, do domu wraca Śnieżka, nieco zdziwiona obecnością Elsy. Książę szybko wyjaśnia małżonce, co i jak i wygłasza bardzo ładne przemówienie o tym, jak dysfunkcyjna rodzinka nigdy się nie poddaje. Elsa jest przeszczęśliwa, że może liczyć na pomoc, a słowa Davida oddziałują też na Henry’ego, który pomimo listu od Reginy postanawia i tak ją odwiedzić. I jest to strzał w dziesiątkę, bo dzięki temu dostajemy piękną, wzruszającą scenę (może bez łez, ale blisko) i krótkie spojrzenie na Lanę Parillę.
Nić porozumienia zawiązana na dobre. |
Elsa i Emma wracają do lodowej bariery. Kilka dowcipów [w tym jeden żenujący — Emma określa moce Elsy słowem cool (co oznacza „fajny”, ale też „chłodny”), a potem jeszcze podkreśla: „o, taki żarcik” – tak się nie robi!] i Elsa stara się usunąć to, co tam nabroiła. Odkrywa jednak, że nie może — co mocno ją dziwi, bo przecież tylko ona ma taką moc… No, okazuje się, że nie do końca.
Elizabeth Mitchell — witaj! |
Przenosimy się w inne miejsce w Storbrooke. Odwiedzamy małą lodziarnię, w której Gburek kupuje słodką przekąskę. Przy okazji pyta właścicielkę (w tej roli Elizabeth Mitchell, która zagości w „Once Upon a Time” na dłużej), czy przez awarię prądu nie straciła towaru. Ta odpowiada, że miała szczęście. Gburek niezręcznie się uśmiecha (ach ten Lee Arenberg) i wychodzi. My mamy zaś okazję zobaczyć, co to za szczęście — właścicielka lodziarni ma bowiem taką samą moc jak Elsa! A więc to ona prawdopodobnie podtrzymuje teraz barierę!
Oczywiście nie trudno się domyślić, że lodziarka to storybrookowe alter ego Królowej Śniegu, a raczej jej once’owej interpretacji. Pozostaje więc pytanie, czy jest jakoś spokrewniona z Elsą. Może to siostra Idun lub Adgara? A może biologiczna matka Elsy? Czy to ją para królewska chciała odnaleźć w Zaczarowanym Lesie? No i wreszcie: czy to ona stoi za zniknięciem Anny? Mam nadzieję, że już wkrótce się dowiemy. A tak w ogóle, to się ekscytuję, bo Mitchell.
MANIAK KOŃCZY
Zachęcam oczywiście do podzielenia się własnymi opiniami, teoriami oraz spostrzeżeniami. Może zauważyliście coś, co mi umknęło?
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.