MANIAK ZACZYNA
Twórcy „Once Upon a Time” w drugiej połowie trzeciego sezonu zdążyli wyjawić odpowiedzi na wiele pytań, ale jedną, bardzo ważną zagadkę zostawili sobie na deser. Mowa oczywiście o nowej klątwie.
W pierwszym sezonie klątwę rzuciła ogarnięta chęcią zemsty Regina, którą, jak się później okazało, sprytnie zmanipulował Titelitury. Po tym, jak pod koniec historii z Piotrusiem Panem bohaterowie wrócili do Zaczarowanego Lasu musiało się wydarzyć coś, co sprawiło, że Storybrooke pojawiło się w naszym świecie po raz drugi. Teorii snuć oczywiście można było wiele. Podejrzenia padały choćby na Zelenę czy też znów na Reginę. W dziewiętnastym odcinku trzeciego sezonu, a więc niemal pod koniec opowieści o Złej Czarownicy z Zachodu, wreszcie zyskujemy odpowiedzi. I oczywiście wszystko okazuje się być inne, niż się tego spodziewaliśmy.
MANIAK O SCENARIUSZU
Do tak przełomowego odcinka scenariusz piszą oczywiście jego twórcy, tj. Edward Kitsis i Adam Horowitz. Tytuł brzmi tym razem „A Curious Thing”, czyli „Ciekawa rzecz”.
W retrospekcjach dowiadujemy się w jakich okolicznościach została rzucona klątwa. Tymczasem w teraźniejszości bohaterowie wpadają na plan złamania klątwy — chcą sprawić, by Henry uwierzył w magię i odzyskał w ten sposób wspomnienia. Trzeba jednak w tym celu znaleźć książkę (oczywiście nie byle jaką, a konkretną), dzięki której będzie to możliwe…

W teraźniejszości akcja związana z wątkiem głównym bardzo mocno idzie do przodu i coraz bardziej zbliża się do punktu kulminacyjnego. Jest też kilka ciekawych wątków pobocznych, których scenarzyści starają się nie zaniedbywać. Wszystko poprowadzone naprawdę znakomicie, a akcji i napięcia nie brakuje ani na chwilę. Jeśli dodać do tego prawdziwie emocjonujące zakończenie, to już naprawdę nie potrzeba nic więcej.
MANIAK O REŻYSERII
Reżyseruje Ralph Hemecker, którego twórcy „Once Upon a Time” zatrudniają do kluczowych odcinków serialu. I bardzo dobrze, bo radzi sobie świetnie. Tam, gdzie zachodzi taka potrzeba niezwykle sprawnie podkreśla dynamizm akcji, umiejętnie pokazuje też emocje. Fantastycznie operuje zbliżeniami i dzięki temu genialnie wychodzą mu dramatyczne momenty. Doskonale udają się też sceny akcji i bardzo klimatyczne sekwencje w Zaczarowanym Lesie.
MANIAK O AKTORACH
Jennifer Morrison jako Emma bardzo przekonująco pokazuje rozterki swej postaci, związane z życiem w Storybrooke i Nowym Jorkiem, a także fantastycznie wypada w momentach, w których okazuje matczyną miłość.
Dość dobrze radzi sobie Jared Gilmore w roli Henry’ego i widać, że zanikają u niego pewne nieco irytujące aktorskie manieryzmy. Oby tak dalej.
Absolutnie wyśmienita jest Rebecca Mader, która opanowanymi do perfekcji mimiką i gestami, a także doskonale wypracowanymi na potrzeby roli manieryzmami, brawurowo wciela się w postać Zeleny. Ogląda się ją na ekranie z prawdziwą przyjemnością.
Ciekawie buduje rolę Haka Colin O’Donoghue, który nie rezygnuje z pewnej lekkości i humoru, ale tam, gdzie tego trzeba, jest bardziej wycofany.
Lana Parilla znów zaskakuje i pokazuje wiele obliczy Reginy. W Storybrooke promienieje, w Zaczarowanym Lesie jest zaś sarkastyczna, ale też zdolna do wyrażania współczucia. To wszystko przy jednoczesnym pamiętaniu o istocie roli — nie dostajemy trzech różnych postaci, ale jedną o różnych odcieniach i za to Parilli należy się wielkie uznanie.
Ponownie sprawdza się Sean Maguire w roli Robina Hooda. Doskonale ujmuje przede wszystkim taką łobuzerską stronę swojej postaci, ale gdy trzeba, umie zachować powagę.
Pięknie gra Śnieżkę Ginnifer Goodwin zwłaszcza w kluczowym momencie w retrospekcjach, w którym potrafi naprawdę wzruszyć. Szkoda, że Josh Dallas jako Książę nie dotrzymuje jej kroku i niestety jest tylko przeciętny.
Mała tym razem rólka Roberta Carlyle’a i tak pozwala mu zaistnieć na ekranie. Szalony Titelitury w jego wykonaniu to prawdziwe mistrzostwo.
MANIAK O TECHNIKALIACH
Zdjęcia są ostre, płynne i mają odpowiednią kolorystykę. Nie zawodzi też starannie przygotowany montaż. Scenografia, a więc plenery, ciekawie zaaranżowane wnętrza oraz stworzone na komputerze tła, wypada nieźle, a kilka pomysłów naprawdę potrafi zachwycić. Przyzwoicie wygląda też sporo efektów specjalnych (przede wszystkim unosząca się w powietrzu Zelena, czy też towarzyszące rzucaniu zaklęć iskry), choć nadal nie przemawiają do mnie latające małpy.
Kostiumy nigdy nie przestaną zachwycać, a to, co w odcinku noszą takie postaci, jak Glinda, Regina czy Zelena ponownie udowadnia wielkość Eduardo Castro.
No i jest też muzyka Marka Ishama, który znów wie, w jakie uderzyć tony, by zwielokrotnić efekt, jaki chcieli osiągnąć scenarzyści i reżyser.
MANIAK OCENIA
Twórcy „Once Upon a Time” nie przestają zaskakiwać i tworzą kolejny, znakomity odcinek serialu. Ocena jak najbardziej zasłużona:
![]() |
DOBRY |
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.