MANIAK ZACZYNA
Do „Czarnoksiężnika z krainy Oz” do tej pory nawiązywano w „Once Upon a Time” dość subtelnie i ostrożnie. Kolejne postaci z książek wprowadzano powoli, starając się stopniować wrażenia. I tak pojawili się: Zła Czarownica z Zachodu, Czarnoksiężnik, Dobra Czarownica z Południa oraz sama kraina. Na tym jednak koniec, bo bezpośredniej interpretacji powieści L. Franka Bauma twórcy serialu jeszcze nie pokazali. Aż do dwudziestego odcinka trzeciego sezonu.
„Kansas”, jak zatytułowano tę odsłonę, jest odcinkiem przełomowym pod wieloma względami — mocno posuwa akcję do przodu i wreszcie pokazuje Dorotkę Gale. Czy jednak warto było czekać na jej przybycie?
MANIAK O SCENARIUSZU
Scenariusz odcinka piszą: Andrew Chambliss („Dollhouse”, „Pamiętniki wampirów”) i Kalinda Vasquez („Nikita”, „Skazany na śmierć”) — czyli duet dobrze zaznajomiony z serialem, bo pracujący przy nim od dawna.
W Storybrooke obserwujemy narodziny nowego potomka Śnieżki i Księcia, na którego pazury ostrzy Zelena. Zaglądamy też do Oz z przeszłości i poznajemy Dorotkę.
Retrospekcje całkiem dobrze uzupełniają historię Zeleny (idealnie łatając dziury w jej życiorysie), ale przede wszystkim pokazują ciekawą reinterpretację pierwszej książki z serii Bauma. Mnóstwo znanych momentów z powieści (oraz jej licznych adaptacji) zostaje pokazanych w odcinku w zupełnie nowym świetle i jak to już w „Once Upon a Time” bywa, ma w całej historii całkiem inne niż pierwotnie znaczenie. Pomyślane jest to całkiem ciekawie, ale szkoda, że nie ma większego wpływu na główną oś fabularną, bo poza tym, że wydarzenia ostatecznie kształtują Złą Czarownicę z Zachodu, to nijak nie łączą się z pozostałymi wątkami.
Najciekawiej jest w teraźniejszości, w której wreszcie nadchodzi czas na rozliczenia i powolne zamykanie wątków. Akcja rozwija się bardzo szybko, jest kilka niespodziewanych zwrotów akcji i aż do samego końca nie wiadomo, jak to wszystko się ostatecznie skończy. A kończy się naprawdę znakomicie.
Warto też zwrócić uwagę na postać Reginy, która w „Kansas” przechodzi ostateczną przemianę i z czarnego charakteru przeistacza się wreszcie w prawdziwą bohaterkę. Scenarzyści ujmują ten wątek niezwykle przekonująco — rozwój Reginy nie bierze się znikąd i jasno wynika z tego, co działo się na przestrzeni poprzednich odsłon serialu.
MANIAK O REŻYSERII
Reżyseruje Gwyneth Horder-Payton, dla której jest to czwarte spotkanie z „Once Upon a Time”. Spotkanie, z którego wychodzi zwycięzko.
Reżyserka ładnie dba o właściwy rozwój akcji, a na poszczególne sceny ma świetne pomysły. Retrospekcjom nadaje wyjątkowy, osobliwy ton, natomiast sceny w Storybrooke realizuje tak, by były jak najbardziej emocjonujące, co podkreśla sprawnym montażem oraz krótszymi ujęciami.
MANIAK O AKTORACH
Rebbecca Mader w roli Zeleny jest olśniewająca. Znakomita zarówno jako zła do szpiku kości czarownica, jak i jako bardzo pogubiona kobieta, każde z obliczy swej bohaterki pokazuje z równą siłą i nie zawodzi w ani jednej scenie.
Całkiem przyzwoicie radzi sobie Sunny Mabrey („The Client List”), która wciela się w Glindę, Dobrą Czarownicę z Południa. Aktorkę otacza pewna aura optymizmu i dobra, co pozytywnie wpływa na jej występ.
Nie do końca przekonuje Matreya Scarrwener („Dochodzenie”) jako Dorotka. Młodej aktorce trochę brakuje charyzmy i kilka jej manieryzmów troszeńkę irytuje. Szkoda, bo gdyby nie ona, to odebrałbym tę postać lepiej.
Fantastycznie gra Lana Parilla. Zmiany, jakie zachodzą w Reginie ukazuje niezwykle wiarygodnie i genialnie rozbudowuje bohaterkę.
Robert Carlyle odgrywający Titeliturego jak zwykle pokazuje klasę. Potrafi być zarówno szarmancki i czarujący, jak i groźny i niebezpieczny, a przy tym wszystkim nigdy nie traci pewnego rodzaju magnetyzmu.
Emilie de Ravin, to wspaniała przeciwwaga Carlyle’a. Optymistyczna, pełna ciepła Bella działa jako ktoś, kto ma na Titeliturego ogromny wpływ, a aktorka kapitalnie to oddaje.
Bardzo porządna jest rola Jennifer Morrison. Choć to nie jej postać, Emma, stoi w centrum opowiadanej historii, to jednak ma ona kilka istotnych scen, które realizuje niezwykle starannie.
Colin O’Donoghue, który odgrywa rolę Haka, tym razem zaskakuje zupełnie nową twarzą. I jest w tym, co robi, naprawdę świetny!
Nieźle wypadają też Ginnifer Goodwin i Josh Dallas jako Śnieżka i Książę. Świeżo upieczeni rodzice w ich wykonaniu to coś bardzo sympatycznego (a potęguje to fakt, że sami aktorzy, którzy są parą także poza planem, spodziewali się wtedy dziecka).
MANIAK O TECHNIKALIACH
Zdjęcia poprowadzone są bardzo porządnie. Powolne najazdy kamery, zbliżenia, ale też krótsze i dynamiczne ujęcia ogląda się naprawdę dobrze. A wszystko pierwszorzędnie zmontowano.
Jak zwykle doskonałe są kostiumy i charakteryzacja. Czarownice z Oz wyglądają idealnie, ciekawy jest także strój Dorotki — mocno nawiązujący do tego, co już znamy, ale z kilkoma nowymi elementami.
Scenografia jest w porządku, choć trochę szkoda, że zdecydowano się, by Kraina Oz była miejscem bardzo mrocznym. Natomiast plenery i wnętrza w Storybrooke są wspaniałe.
Z reguły zaskakują bardzo dobre efekty specjalne. Jest, co prawda, kilka takich, które niekoniecznie budzą zachwyt (latające małpy), ale sporo mocno dopracowano (warto na to zwrócić uwagę w końcowej sekwencji).
Mark Isham tworzy wspaniałą muzykę — nieco niepokojące dźwięki podczas scen w Oz i pełną emocji oprawę scen w Storbrooke.
MANIAK OCENIA
„Kansas” to świetny, pełen zaskoczeń odcinek „Once Upon a Time”. Zdecydowanie warto było na niego czekać.
DOBRY |
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.