MANIAK NA POCZĄTEK
Po pierwszych dwóch odcinkach serialu „Gwiezdne Wojny. Rebelianci”, które złożono w niespełna godzinny film pt. „Iskra Rebelii”, wreszcie sięgnąłem po trzecią odsłonę. Jak pewnie wiecie z mojej recenzji, wstęp do serialu bardzo mi się podobał. Byli nieźli bohaterowie, przyzwoita animacja, a przede wszystkim opowieść osadzono w interesujących czasach.
Po „Iskrze Rebelii” miałem jednak sporo pytań. Zastanawiałem się przede wszystkim, w jakim kierunku pójdą twórcy, przygotowując dalsze przygody załogi statku „Duch” i jak cała historia zostanie wpasowana w świat „Gwiezdnych Wojen”. Spodziewałem się raczej jednoodcinkowych historii, z malującą się w tle większą intrygą. Co dostałem?
MANIAK O SCENARIUSZU
Autorem scenariusza jest Greg Weisman, znany z prac przy wielu animacjach (m.in. „Gargoyles”) oraz kilku komiksów. Trzeci odcinek serialu zatytułowano „Droidy w opałach”, a to zwiastuje dwie rzeczy. Po pierwsze — występy znajomych z kinowych filmów, czyli C3PO i R2D2. Po drugie — kłopoty, w których się znajdą.
Załodze Ducha kończą się środki, w związku z czym postanawiają przyjąć zlecenie od pasera Vizago. Bohaterowie mają przejąć ładunek z rąk Imperium. Wkrótce okazuje się jednak, że skrzynie zawierają coś niebezpiecznego…
Intryga jest bardzo interesująca. Powoli odkrywamy kolejne informacje, a po drodze czeka kilka dobrze pomyślanych zwrotów akcji. Historię poprowadzono więc sprawnie i satysfakcjonująco, dzięki czemu jej przebieg śledzi się z przyjemnością.
Wprowadzenie do fabuły C3PO oraz R2D2, którzy w odcinku biorą czynny udział, pozwala nie tylko umieścić w serialu nawiązania do filmów, ale także nieco ubarwić produkcję i nadać jej komediowego tonu. Bardzo się to sprawdza, bo jest w odcinku kilka mroczniejszych elementów, a rozładowanie ich humorem, pomaga twórcom wszystko lepiej wyważyć.
Cieszy rozwój bohaterów. „Droids in Distress” przede wszystkim skupia się na postaci Zeba, którego poznajemy od nieco innej niż poprzednio strony i więcej dowiadujemy się o jego przeszłości. Twórcy całkiem nieźle to wszystko wykombinowali. Nie zapomnieli też oczywiście o (no, to się wpakowałem w paskudną deklinację) Ezrze, który przejawia coraz większe umiejętności. Bardzo mnie ciekawi, jak bohater zostanie ostatecznie dopasowany do świata „Gwiezdnych Wojen”.
Intryguje zakończenie odcinka, w którym odwiedzamy znajome miejsce i spotykamy kogoś równie nieobcego. Mam nadzieję, że twórcy powrócą jeszcze do tego wątku w przyszłych odsłonach.
MANIAK O REŻYSERII
Reżyseruje ponownie Steward Lee, który spisuje się poprawnie. Znów korzysta raczej ze sprawdzonych rozwiązań. Kolejne sceny buduje zręcznie, bez zbędnych dodatków i stara się, by akcja przebiegała dość sensownie. Utrzymuje odpowiednie tempo narracji, doskonale realizując zarówno elementy komediowe, jak i dramatyczne. Dobrze ogląda się też sceny akcji — walki oraz pościgi są emocjonujące i pozwalają wczuć się w prezentowany na ekranie świat.
MANIAK O AKTORACH
Oryginalna obsada spisuje się znakomicie. Taylor Gray („Bucket and Skinner’s Epic Adventures) ma w swoim głosie młodzieńczy zapał i zadziorność, co znakomicie pasuje do postaci Ezry. Freddie Prinze Jr. („Koszmar minionego lata”) idealnie sprawdza się w roli nieco srogiego, ale też rozważnego Kanana. Doskonale oddaje dojrzałość bohatera, dzięki czemu między Ezrą a Kananem tworzy się ciekawa dynamika.
Tiya Sircar („Stażyści”, „Pamiętniki wampirów”) oraz Vanessa Marshall („Justice League: The Flashpoint Paradox”, „Green Lantern: The Animated Series”) kapitalnie radzą sobie w rolach Sabine oraz Hery. Ta pierwsza jest nieco zawadiacka, natomiast druga roztropna i spokojna.
Fantastyczną pracę wykonuję Steven Blum („Justice League: War”, „Young Justice”), który użycza głosu Zebowi. Potrafi być nie tylko szorstki i oschły, ale też doskonale się uzewnętrznia, dzięki czemu obraz bohatera staje się pełniejszy.
Miłą niespodzianką dla fanów z pewnością będzie powrót do roli C3PO Anthony’ego Danielsa. Jak zwykle jest jako droid genialny — kapitalnie oddaje jego fajtłapowatość i służalczość.
MANIAK O TECHNIKALIACH
Graficznie jest mniej więcej tak, jak poprzednio. Na pewno mogą się podobać szczegółowe tła. Oko cieszą zarówno lokacje przygotowane na potrzeby serialu, jak i te znajome, które bardzo starannie odtworzono z filmów. Modele postaci są zaś specyficzne i trzeba się przyzwyczaić do pewnych uproszczeń, ale w gruncie rzeczy nie wyglądają źle (a póki nie pojawiają się wookie, nie ma na co narzekać).
W miarę udaje się animacja. Czasem niektórzy będą poruszać się odrobinę ciężkawo, ale za to w dynamiczniejszych scenach dopracowano ten element bezbłędnie. No i jest całkiem niezła, choć uproszczona mimika twarzy.
Montaż nie zawodzi. Jest bardzo sprawny, logiczny i nie zakłóca płynności odcinka. Po raz kolejny przyłożono się także do efektów dźwiękowych. Muzyka znów zaś składa się głównie z przearanżowanych kompozycji Johna Williamsa i sprawdza się w poszczególnych scenach fantastycznie.
MANIAK OCENIA
„Droids in Distress” to odcinek dokładnie taki, jakiego się spodziewałem. W centrum znajduje się jednorazowa przygoda, w tle zaś rozwijane są większe wątki. Do tego całość już teraz ładnie powiązano z filmami. Co do kolejnych odsłon „Rebeliantów” jestem więc spokojny.
DOBRY |
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.