MANIAK ZACZYNA
W premierze czwartego sezonu „Once Upon a Time” sporo było rzeczy, które mogły ekscytować fanów serialu, baśni oraz animacji Disneya. Wspomnieć można choćby o wprowadzeniu postaci z „Krainy Lodu” czy niezmiernie ciekawym rozwoju wątku Reginy i Robina Hooda. Mnie bardzo zaciekawiła nawiązująca do segmentu „Uczeń czarnoksiężnika” tajemnicza tiara, którą Titelitury alias pan Gold znalazł w opuszczonej rezydencji.
Od samego początku byłem pewien, że tiara jest bardzo ważnym magicznym artefaktem, który sporo namiesza w świecie „Once Upon a Time”. Inaczej Titelitury by się na nią nie pokusił — to logiczne. Już w czwartym odcinku czwartego sezonu, zatytułowanym zresztą „The Apprentice”, czyli „Uczeń” (odwołanie do „Ucznia czarnoksiężnika”), dowiadujemy się o przedmiocie więcej. Czy odpowiedzi satysfakcjonują?
MANIAK O SCENARIUSZU
Autorami scenariusza są: doświadczony Andrew Chambliss i debiutująca Dana Horgan, którzy tworzą dość zgrany duet. Śledzimy kilka głównych wątków. W retrospekcjach Anna dociera do zamku Titeliturego, z którym zawiera umowę. Tymczasem Hak wybiera się z Emmą na pierwsza randkę i chce w tym celu odzyskać dłoń. Zwraca się do Titeliturego, który ma jednak dość szantażu ze strony pirata…
Scenarzystom przede wszystkim udają się retrospekcje i to na kilku poziomach. Pierwszorzędnie opisują relacje Anny i Titeliturego. To, w jaki sposób Mroczny manipuluje dziewczyną, jak na nią wpływa i jak ostatecznie ją zmienia, zostaje pokazane w odcinku znakomicie. Starcie dwóch tak diametralnie różnych osobowości nie mogło obejść się bez dramatyzmu, a Chambliss i Horgan doskonale ten fakt wykorzystują. Retrospekcje są jednak ciekawe również pod względem rozbudowy świata serialu. Poznajemy mnóstwo nowych informacji i wiele dowiadujemy się o tajemniczej tiarze. Wszystko to ma wewnątrz once’owego uniwersum sens i świetnie się łączy z dotychczasowymi wątkami.
Gorzej wypada randka Emmy i Haka, ale, choć niepotrzebnie spowalnia tempo odcinka, spełnia swoje zadanie jako podbudowa do dalszej historii Haka i jego relacji z Titeliturym. Scenarzyści znów serwują sporo manipulacji i psychologicznych gierek tego ostatniego. Raz, że w fascynującym kierunku dzięki temu idzie postać Haka, dwa, że twórcy kładą interesujące podwaliny pod dalsze odcinki serialu.
Gdzieś w tym wszystkim przebąkują zaledwie naszkicowane wątki poboczne. Jest więc trochę humoru z Willem Scarletem i delikatne nawiązanie do „Once Upon a Time in Wonderland”, a także na moment pokazuje się Królowa Śniegu, żeby widzowie o niej nie zapomnieli. Najlepszy z tych małych wątków jest jednak ten, który skupia się na misji Henry’ego i Reginy oraz Księdze Baśni.
Gdzieś w tym wszystkim przebąkują zaledwie naszkicowane wątki poboczne. Jest więc trochę humoru z Willem Scarletem i delikatne nawiązanie do „Once Upon a Time in Wonderland”, a także na moment pokazuje się Królowa Śniegu, żeby widzowie o niej nie zapomnieli. Najlepszy z tych małych wątków jest jednak ten, który skupia się na misji Henry’ego i Reginy oraz Księdze Baśni.
MANIAK O REŻYSERII
Odcinek reżyseruje Ralph Hemecker. To jego drugi raz z czwartym sezonem (i czternasty raz z serialem). Okazuje się doskonałym wyborem, bo każdą scenę buduje doskonale.
Hemecker zawsze wie, co powinien podkreślić i na jakie elementy zwrócić uwagę widza. Znakomicie pokazuje sceny psychologicznych gierek Titeliturego, w których wprowadza wyjątkową, niepokojącą atmosferę. Pięknie stosuje w wielu momentach technikę sugestii (dźwiękiem czy obrazem), dzięki czemu czasem udaje się widza wystraszyć, a czasem zręcznie oszukać. Nawet sceny miłosne nabierają u niego wyjątkowego wydźwięku i ogląda się je z przyjemnością, bez zażenowania. A jeśli dodać do tego przepiękną stylistykę oraz bardzo ładne przejścia do retrospekcji, to więcej nic już nie potrzeba.
Hemecker zawsze wie, co powinien podkreślić i na jakie elementy zwrócić uwagę widza. Znakomicie pokazuje sceny psychologicznych gierek Titeliturego, w których wprowadza wyjątkową, niepokojącą atmosferę. Pięknie stosuje w wielu momentach technikę sugestii (dźwiękiem czy obrazem), dzięki czemu czasem udaje się widza wystraszyć, a czasem zręcznie oszukać. Nawet sceny miłosne nabierają u niego wyjątkowego wydźwięku i ogląda się je z przyjemnością, bez zażenowania. A jeśli dodać do tego przepiękną stylistykę oraz bardzo ładne przejścia do retrospekcji, to więcej nic już nie potrzeba.
MANIAK O AKTORACH
Pod względem aktorskim „The Apprentice” należy przede wszystkim do Roberta Carlyle’a. Jako Titelitury/pan Gold jest absolutnie perfekcyjny. W scenach retrospekcji fantastycznie bawi się rolą doskonale modulując głosem i gestykulując w charakterystyczny sposób, natomiast w teraźniejszości pokazuje oblicze chłodne i wyrachowane. Kapitalna jest też jego gra spojrzeń, z których wiele na temat postaci można wyczytać.
Elizabeth Lail jako Anna jest jak zwykle pełna optymizmu i pozytywnej energii, choć ma kilka scen, w których musi wyjść ze swojej strefy komfortu i pokazać nieco inną twarz Anny. Wypada to nawet wiarygodnie.
Porządną kreację tworzy wcielający się w Ucznia Timothy Webber („Men in Trees”). Kiedy trzeba jest dostojny, czasem zdecydowany i waleczny, a czasem po prostu sympatyczny i zawsze przyciąga uwagę do ekranu.
Pierwszorzędnie gra Colin O’Donoghue. Pokazuje on trochę innego Haka niż zwykle. Efekt? To obok odcinka „The Jolly Roger” jeden z najlepszych występów aktora, który świetnie rozpracowuje swą postać.
Elizabeth Lail jako Anna jest jak zwykle pełna optymizmu i pozytywnej energii, choć ma kilka scen, w których musi wyjść ze swojej strefy komfortu i pokazać nieco inną twarz Anny. Wypada to nawet wiarygodnie.
Porządną kreację tworzy wcielający się w Ucznia Timothy Webber („Men in Trees”). Kiedy trzeba jest dostojny, czasem zdecydowany i waleczny, a czasem po prostu sympatyczny i zawsze przyciąga uwagę do ekranu.
Pierwszorzędnie gra Colin O’Donoghue. Pokazuje on trochę innego Haka niż zwykle. Efekt? To obok odcinka „The Jolly Roger” jeden z najlepszych występów aktora, który świetnie rozpracowuje swą postać.
Jennifer Morrison daje aktorsko radę i nieźle wyraża emocje swojej bohaterki, Emmy. Dobrze wypada zwłaszcza podczas scen randki z Hakiem, w których bije od niej dużo radości.
Na chwilę pojawia się Michael Socha jako Will Scarlet, który znów kradnie wszystkie sceny, w których się pojawia. Uwielbiam tego aktora!
Mniejszą rolę mają również Lana Parilla i Jared Gilmore, którzy dzielą ledwo parę scen, ale nawiązuje się między nimi dość ciekawa dynamika i dobrze oglądać ich razem na ekranie.
Miłą niespodzianką jest gościnny występ Brada Dourifa („Władca pierścieni”), który powraca na moment do roli Zoso.
Na chwilę pojawia się Michael Socha jako Will Scarlet, który znów kradnie wszystkie sceny, w których się pojawia. Uwielbiam tego aktora!
Mniejszą rolę mają również Lana Parilla i Jared Gilmore, którzy dzielą ledwo parę scen, ale nawiązuje się między nimi dość ciekawa dynamika i dobrze oglądać ich razem na ekranie.
Miłą niespodzianką jest gościnny występ Brada Dourifa („Władca pierścieni”), który powraca na moment do roli Zoso.
MANIAK O TECHNIKALIACH
Kamerę poprowadzono sprawnie i płynnie. Zdjęcia są zróżnicowane, zbliżenia zrealizowane ciekawie, a akcja bywa pokazywana z fikuśnych perspektyw. Kolejne ujęcia połączono zręcznie, a przejścia do retrospekcji są jak zwykle pomysłowe i przygotowane bardzo porządnie.
Efekty specjalne z reguły się udają. Magiczna tiara, rzucanie zaklęć czy nawet ożywiona miotła wyglądają przyzwoicie. Trochę gorsze są niestety komputerowe tła, które, choć znakomicie nawiązują do filmów Disneya, to jednak trochę kłują w oczy. Rekompensuje to jednak scenografia nieprzygotowana na komputerze — pod tym względem świetna jest choćby nawiązująca stylem do „Zakochanego kundla” restauracja, do której na randkę udają się Emma i Hak.
Nie można też zapomnieć o kostiumach. W retrospekcjach co prawda nie zaskakują (bo widzieliśmy je wcześniej), ale już w teraźniejszości Eduardo Castro serwuje sporo ciekawych kreacji, m.in. sukienkę Emmy, nowe ubranie Haka czy też stroje kelnerów.
Mark Isham nie zawodzi oprawą muzyczną, do której dodaje nowe utwory, w tym jeden, inspirowany „Uczniem czarnoksiężnika”.
Efekty specjalne z reguły się udają. Magiczna tiara, rzucanie zaklęć czy nawet ożywiona miotła wyglądają przyzwoicie. Trochę gorsze są niestety komputerowe tła, które, choć znakomicie nawiązują do filmów Disneya, to jednak trochę kłują w oczy. Rekompensuje to jednak scenografia nieprzygotowana na komputerze — pod tym względem świetna jest choćby nawiązująca stylem do „Zakochanego kundla” restauracja, do której na randkę udają się Emma i Hak.
Nie można też zapomnieć o kostiumach. W retrospekcjach co prawda nie zaskakują (bo widzieliśmy je wcześniej), ale już w teraźniejszości Eduardo Castro serwuje sporo ciekawych kreacji, m.in. sukienkę Emmy, nowe ubranie Haka czy też stroje kelnerów.
Mark Isham nie zawodzi oprawą muzyczną, do której dodaje nowe utwory, w tym jeden, inspirowany „Uczniem czarnoksiężnika”.
MANIAK OCENIA
Czwarty odcinek czwartego sezonu „Once Upon a Time” pod względem liczby wszelkiego rodzaju smaczków jest niesamowity, a jego dodatkowy atut polega na znacznym rozbudowaniu mitologii. Jest kilka słabszych wątków, ale nic nie jest doskonałe, prawda?
DOBRY |
PS. Jeśli seans macie już za sobą, zajrzyjcie też do mojej analizy!
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.