MANIAK PISZE WSTĘP
Kolejny raz rozpocznę recenzję „Gotham” podobnymi słowami, ale chyba nic na to nie poradzę. Bo widzicie, jeśli jakiś serial jednocześnie się lubi i jest się świadomym jego wielu wad (a mimo to stawia najwyższe oceny), to cały czas czeka się na moment, w którym twórcy wreszcie zorientują się, że coś robią nie tak. Czeka się na odcinek, wobec którego będzie miało się mniej zastrzeżeń; którego oglądanie nie sprawi ani trochę zawodu, ale frajdę; który zwyczajnie porwie.
Szósty odcinek „Gotham” nie jest odcinkiem idealnym. Nadal jest w nim kilka fabularnych uproszczeń czy trochę kiepskiej gry aktorskiej. Jednocześnie jednak, jest to odcinek, który sporo w serialu naprawia i który wreszcie ogląda się z zapartym tchem niemal przez cały czas jego trwania.
MANIAK O SCENARIUSZU
Tę odsłonę, zatytułowaną „Spirit of the Goat” („Duch Kozła”) pisze Ben Edlund („Revolution”, „Nie z tego świata”, „Kleszcz”) — bardzo wprawiony scenarzysta, którego duże doświadczenie zdecydowanie czuć w sposobie rozpisania odcinka.
Akcja tym razem koncentruje się na zabójcy, tytułowym Duchu Kozła, który przywdziewa skórzaną maskę i morduje pierworodnych elity miasta Gotham. Dziesięć lat temu mordercę zastrzelił Bullock. Obecnie w mieście pojawia się naśladowca, który pieczołowicie odtwarza modus operandi poprzednika — nawet o szczegóły, które znane były tylko śledczym. Tymczasem w tle toczy się dochodzenie w sprawie Gordona i Pingwina. Śledzimy także poczynania Edwarda Nygmy, którego poznajemy od nieco bliższej strony.
Sprawa tygodnia wreszcie została poprowadzona tak, jak należy. Jest intrygująca, niejednoznaczna, mroczna i oferuje kilka zaskakujących zwrotów akcji. Rozwój dochodzenia wymyka się trochę cotygodniowym schematom, do których przyzwyczajono w poprzednich odcinkach, dzięki czemu historia jest mniej przewidywalna. Najciekawszym elementem tego wątku jest jednak rozwój postaci Bullocka. Dzięki sprawie połączonej z jego przeszłością możemy zajrzeć wgłąb jego duszy. Dowiadujemy się, w jaki sposób ukształtował się jego obecny charakter, jak sprawa Ducha Kozła go zdefiniowała i jak pojawienie się naśladowcy wpływa na niego dziś. Śledzenie jego wewnętrznej walki, doskonale przez Edlunda rozpisanej, jest prawdziwie fascynujące.
W dość interesującym kierunku zmierza też dochodzenie w sprawie Gordona, choć tu dają się we znaki fabularne głupotki, które zaburzają nieco wiarygodność świata przedstawionego (zeznania świadka, którego rzetelność łatwo podważyć, nagle stanowią niepodważalny dowód). Tym niemniej, historia ta prowadzi do udanej końcówki i świetnie łączy się z wątkiem Barbary (którą scenarzysta ciekawie rozwija) oraz Pingwina (który jak zwykle sporo namiesza).
Słabiej wypadają sceny poświęcone Edwardowi Nygmie. Cieszę się, że twórcy poświęcają temu bohaterowi więcej czasu (bo do tej pory pojawiał się epizodycznie), ale sposób w jaki jest on rozpisany woła o pomstę do nieba. Bardzo nie lubię, kiedy osoby o dużym intelekcie pokazane są jako stereotypowe kujony, które nie potrafią wchodzić w relacje międzyludzkie i są ignorowane przez otoczenie. To pójście na łatwiznę i droga na skróty — bardzo na tym postać Nygmy cierpi. Szkoda.
MANIAK O REŻYSERII
Reżyseruje TJ Scott, dla którego jest to drugie spotkanie z serialem. Drugie i oby nie ostatnie, bo jest to zdecydowanie jeden z najlepszych reżyserów, pracujących przy „Gotham”.
Scott, tak jak poprzednio, znakomicie pokazuje akcję i oddaje w stylistyce odcinka mroczny ton scenariusza, który podkreśla specyficzną, niepokojącą atmosferą. Ucieka się do kilku ogranych, ale dobrze sprawdzających się rozwiązań, mających na celu przestraszyć widza. Są więc tajemnicze sylwetki majaczące w tle; nagłe, niepokojące dźwięki czy też zdjęcia nakręcone w ciemności i dynamiczny montaż.
Bardzo dobrze reżyser kieruje aktorami — znów dba o to by nie przekraczali pewnej umownej linii i w większości scen się to udaje. Znakomicie wyciska też emocje, które świetnie podkreśla na zbliżeniach.
MANIAK O AKTORACH
Ben McKenzie standardowo wciela się w Gordona bardzo porządnie. Udaje mu się bardzo dobrze ująć różne niuanse swojej postaci i przedstawić jej złożony obraz. To jednak nie on jest gwiazdą odcinka. Taki tytuł bezsprzecznie należy się Donalowi Logue’owi, który odgrywa rolę Bullocka. Jego występ jest znakomity — wielowymiarowy, skomplikowany, porywający. Aktor fantastycznie buduje postać i ukazuje jej wewnętrzne sprzeczności.
Spory postęp robi Erin Richards w roli Barbary Kean. W „Spirit of the Goat” jest całkiem przyzwoita i raczej nie irytuje, choć nieco brakuje jej charyzmy.
Zawodzą Victoria Cartagena i Andrew Stewart-Jones. Montoya i Allen są w ich wykonaniu niestety bezbarwni i płascy. Naprawdę szkoda, bo to ciekawe postaci, które można byłoby poprowadzić lepiej.
Cory Michael Smith jako Edward Nygma tym razem bardzo się stara, choć wciąż daleko mu do perfekcji. Prawie oduczył się recytowania kwestii na uśmiechu, pozostaje jeszcze popracować nad mimiką twarzy (obecnie jest wymuszona, mechaniczna) i intonacją (mogłaby nie być tak monotonna). Oczywiście zdaję sobie sprawę, że to wszystko są elementy pomysłu aktora na tę postać, ale nie tędy droga, naprawdę.
Jak zwykle znakomity jest Robin Lord Taylor w roli Pingwina. Niejednoznaczny, nieprzewidywalny, naznaczony cechami rozpuszczonego dziecka bohater w wykonaniu Taylora absolutnie oszałamia. Dużo dobrego można też powiedzieć o jego serialowej matce, odgrywanej przez Carol Kane, która zalicza występ zdecydowanie lepszy od tego, w drugim odcinku serialu — bardziej wyważony i rozsądny.
MANIAK O TECHNIKALIACH
Zdjęcia są kapitalne — znakomicie wykorzystano w nich mrok i świetnie nakręcono te bardziej niepokojące ujęcia. Kamera prowadzona jest zawsze tak, by widz nie przeoczył kluczowych elementów i mógł bez problemu odnaleźć się w przestrzeni. Pomaga w tym bardzo dobry, płynny montaż.
Pochwalić należy charakteryzację. Najobłędniej wygląda pod tym względem Pingwin oraz jego matka, ale dość przyzwoicie odmłodzono także w scenach retrospekcji Donala Logue’a (choć może nie aż o 10 lat, jak sugerują twórcy).
Świetnie wykorzystano do wzmocnienia atmosfery dźwięk. Na właściwe tory wchodzi także kompozytor, który tym razem przygotowuje naprawdę dobrą oprawę — kilka motywów muzycznych autentycznie wpada w ucho.
MANIAK OCENIA
Wreszcie mogę z czystym sumieniem postawić najwyższą ocenę. Szósty odcinek „Gotham” to duży postęp w stosunku do pozostałych odsłon i mam nadzieję, że na tym twórcy nie poprzestaną, a kolejne odcinki będę jeszcze lepsze.
DOBRY |
A co to się dopiero wydarzy w e07? :)
OdpowiedzUsuńNadal przede mną ;)
OdpowiedzUsuń