Maniak ocenia #212: "Gwiezdne Wojny. Rebelianci" S01E07

MANIAK NA POCZĄTEK


Po kilku poważniejszych czy też, by użyć modnego ostatnio słowa, mroczniejszych odcinkach serialu „Gwiezdne Wojny. Rebelianci”, czas wreszcie na coś odrobinę lżejszego. Rozwój głównej fabuły idzie więc na chwilę w odstawkę, a twórcy skupiają się na innych, choć równie ważnych elementach — postaciach oraz relacjach między nimi.
Mały odpoczynek jest jak najbardziej mile widziany, zwłaszcza w takiej produkcji jak „Rebelianci”, w której chodzi przecież także o dobrą zabawę. Poza tym, odpoczynek ten daje niepowtarzalną okazję na to by lepiej poznać dwie ważne i niezwykle intrygujące kobiece postaci: Herę oraz Sabine. Jak więc to wszystko się ostatecznie sprawdza?

MANIAK O SCENARIUSZU


Tytuł odcinka brzmi: „Out of Darkness” (”Z Ciemności”). Można czytać go dosłownie — wtedy będzie odnosił się do wprowadzonej w fabule rasy Fyrnocków — stworzeń bojących się światła. Można też odbierać go mniej dosłownie i potraktować tytułową ciemność jako niewiedzę, brak wtajemniczenia. Scenariusz wyszedł spod pióra Kevina Hoppsa, który pracuje przy „Rebeliantach” już drugi raz.
Hera i Sabine lecą odebrać ładunek od tajemniczego Fulcruma. Na miejscu muszą stawić czoła nieoczekiwanemu niebezpieczeństwu.
Tak, jak już wspominałem, odcinek to okazja, by przyjrzeć się z bliska Herze oraz Sabine — postaciom, które dotąd pozostawały raczej w cieniu. Tym razem to one znajdują się, że tak to ujmę, w świetle jupiterów i jest to bardzo dobra decyzja scenarzystów. Przede wszystkim dlatego, że zarówno twi’lekańska pani kapitan, jak i przebojowa mandalorianka skrywają w sobie kilka tajemnic, pod zasłonę których możemy na moment zajrzeć. A po drugie — bohaterki mają niezwykle silne osobowości i śledzi się je na ekranie bardzo przyjemnie. Zwłaszcza, że wrzucono w ich wątek całkiem nieźle sformułowaną przypowieść o zaufaniu oraz wierze w siebie i swych kompanów. Pokuszono się także o rozwój gwiezdnowojennej mitologii, wzbogacając uniwersum o nowe stwory — tzw. Fyrnocki.
Jest też mały wątek poboczny, który skupia się na Ezrze, Zebie oraz Chopperze i tym, jak ich figle doprowadzają ostatecznie do katastrofy. To dość zabawna historia, która została pomysłowo połączona z głównymi motywami fabuły. Z drugiej strony, za wiele nowego do serialu nie wnosi. Coś za coś.

MANIAK O REŻYSERII


Zgodnie z wcześniej ustalonym w studiu porządkiem, reżyseria „Out of Darkness” przypada w udziale Stewardowi Lee.
Lee przede wszystkim umiejętnie buduje napięcie, co czyni głównie za pomocą sugerowania widzom różnych rzeczy obrazem (zbliżenia na kluczowe elementy, pokazywanie akcji z perspektywy stworów), tudzież dźwiękiem (tu wyjaśnienia są chyba zbędne). Stara się postawić odbiorcę w pozycji bacznego obserwatora, który ma przewagę nad bohaterami i wie nieco więcej od nich. I to się bardzo dobrze sprawdza, zwłaszcza, że do tego wszystkiego jest jeszcze bardzo dynamicznie i wybuchowo — a więc zabawa na całego.

MANIAK O AKTORACH


Aktorsko mają szansę się wykazać Vanessa Mrashall (Hera) i Tiya Sircar (Sabine).
Ta pierwsza nadaje swej postaci nieco inne oblicze niż zwykle. Oprócz tego, że Hera jest bardzo rozważna oraz pełna pewnego rodzaju matczynej troski, tym razem zauważyć można także jej inne cechy, takie jak odwaga czy upór w dążeniu do celu.
Sircar zaś, jak to Sircar — z jednej strony stara się oddać głosem zadziorność i pewnego rodzaju zawadiackość Sabine; z drugiej zaś zaznacza także jej hart ducha oraz pomysłowość. Najlepsza jest jednak w scenach, w których jej postać wyraża rozczarowanie — fantastycznie to aktorka markuje.
Dobrze sprawdza się także duet Taylor Graya w roli Ezry oraz Steve’a Bluma w roli Zeba. Połączenie młodej energii tego pierwszego ze zmęczeniem i nonszalanacją drugiego, działa pierwszorzędnie.
Najmniejszą rolę ma tym razem Freddie Prinze Jr. jako Kanan, jednak te kilka kwestii, jakie dostaje, jak zwykle wychodzi mu doskonale.

MANIAK O TECHNIKALIACH


Technicznie znów jest nienagannie. Jak zwykle zachwycają szczegółowe, bardzo gwiezdnowojenne tła (przestrzeń kosmiczna, wnętrze statku, bazy) oraz nie najgorsze modele postaci. Świetnie wypadają zwłaszcza Fyrnocki — są dość przerażające, a ponadto w zabawny sposób (nie wiem, czy zamierzenie czy też nie, a moze w ogóle to tylko moja opinia) nawiązują wyglądem do pewnego komiksowego bohatera.
Zanimowane jest to wszystko nienagannie — oczywiście w ramach przyjętej już wcześniej stylistyki. Nie można więc oczekiwać hiperrealizmu i ruchów płynnych jak z motion-capture, ale nie o to przecież w „Rebeliantach” chodzi.
Co do muzyki — znów słychać znajome tematy skomponowane przez Williamsa. I bardzo dobrze, bo brzmią wspaniale i bardzo dobrze pasują do kolejnych scen.

MANIAK OCENIA


Choć „Out of Darkness” pełni raczej rolę małego wypełniacza, to nadal jest to przyjemny odcinek „Rebeliantów”. Zdecydowanie zasługuje na 

DOBRY

Komentarze