Maniak ocenia #226: "Buffy the Vampire Slayer: Season 10" #7

MANIAK WE WSTĘPIE


Siódmy numer dziesiątego, komiksowego sezonu „Buffy” to zarazem druga część zapoczątkowanej w poprzednim zeszycie historii „I Wish”. W jej pierwszej odsłonie bohaterowie musieli zmierzyć się ze swoim przywiązaniem do przyszłości i ostatecznie postawić krok naprzód, ku dorosłemu życiu. Tutaj podjęte zostają podobne motywy, choć twórcy biorą pod lupę nieco inny aspekt tego problemu i stawiają w centrum Xandera i Spike’a, którzy poprzednio grali raczej drugie skrzypce.
To także numer powrotów. Do tworzenia ilustracji powraca więc Rebekah Isaacs, która zrobiła sobie od „Buffy” miesięczną przerwę; natomiast scenarzysta ponownie otrzymuje wsparcie w osobie Nicholasa Brendona, czyli serialowego Xandera. Można zatem liczyć nie tylko na przepiękną oprawę graficzną (Isaacs w końcu nigdy nie zawodzi), ale także na świetne, żywe dialogi (nikt tak nie rozumie Xandera jak Brendon — no, poza Whedonem). Jak to wszystko wypada w przysłowiowym praniu?

MANIAK O SCENARIUSZU


Zaczyna się w gruncie rzeczy niewinnie. Oto Spike i Xander otrzymują odpowiedzialne zadanie pilnowania księgi Vampyr. Powiedziałem „niewinnie”, a potem użyłem słów: „Spike”, „Xander” i „odpowiedzialność” w jednym zdaniu. No tak… Oczywiście nie wynika z tego nic dobrego, bo wkrótce w bohaterach odzywają się pewne pokusy. By je uciszyć wybierają się do baru — nie wiedząc, że czyha na nich niebezpieczeństwo…
Scenarzyści dotykają przede wszystkim emocji Spike’a i Xandera i tego, jak mężczyźni radzą sobie z drzemiącymi wewnątrz nich uczuciami. Bohaterowie w gruncie rzeczy bardzo różni, ale łączy ich sytuacja, w jakiej się znaleźli — obaj dostali kosza od ukochanych kobiet. Gage i Brendon z niezwykłą lekkością snują wokół tego motywu historię o trudnej sztuce godzenia się z własnym losem (w sprawach uczuciowych), wzbogacając ją ciekawą przypowieścią o tym, że pozory mylą (wbrew, notabene, pozorom, wcale nie taką sztampową i naiwną) oraz rozwijając świat Buffy i umieszczając w nim nowe potwory.
Oczywiście siłą numeru są dialogi. Za każdym razem, gdy do Gage’a dołącza Brendon można to wyczuć bez spoglądania na okładkę. Duet dostarcza bowiem tekst szalony, bez zahamowań i przezabawny. Dialogi, obowiązkowo pełne nawiązań do popkultury, zaczepek, ciętych ripost oraz zabaw językowych od razu wprawiają w dobry humor — przerzucając kolejne karty komiksu, zaśmiewałem się do rozpuku nie raz. Oczywiście tam gdzie trzeba jest poważniej — zawsze jednak rozwiązane jest to tak, by przejścia do takich scen były jak najbardziej płynne.
Choć historia nosi znamiona bardziej jednorazowej, to nie zapomniano też o elementach głównej fabuły. Z tymi mamy do czynienia na samym początku oraz na samym końcu, który ponadto sugeruje, że warto przeczytać wydaną w wakacje powieść graficzną „Spike: Into the Light”.

MANIAK O RYSUNKACH


Dziesiąty sezon „Buffy” nie byłby taki sam bez Rebeki Isaacs i jej kreskówkowo-magnowego stylu. Jej rysunki są jak zwykle dynamiczne, doskonale zgrane ze scenariuszem i dopracowane w najmniejszych szczegółach. Postaci zawsze narysowane są proporcjonalnie i nawet jeśli spoglądamy pod nietypowym kątem (a Isaacs lubi czasem poeksperymentować), to nigdy nie jest zaniedbana perspektywa. Wszyscy są także zróżnicowani i na każdym kadrze można od razu poznać danego bohatera, nawet jeśli jest gdzieś w oddali, na drugim planie. Ekspresja, delikatnie przerysowana, jest przygotowana znakomicie. Na twarzach bohaterów widać, co w danym momencie przeżywają, a do tego nie zdarzają się panele, na których mimika byłaby identyczna. Do tego wszystkiego dochodzą oczywiście genialne tła, pomysłowe projekty potworów oraz zabawne smaczki (jest choćby figurka Obcego). Dan Jackson wspaniale zaś wszystko koloruje, stosując żywe barwy i umiejętnie dostosowując je do nastroju i obrazków Isaacs.

MANIAK OCENIA


Druga część „I Wish” to świetna odsłona serii, którą autorzy udowadniają, że choć serialowa „Buffy” już dawno się skończyła, to ta komiksowa spełnia zadanie dobrej kontynuacji.

DOBRY

Komentarze