MANIAK NA POCZĄTEK
„Wielka Szóstka” dostarczyła mi sporo zabawy nie tylko z powodu całkiem niezłej fabuły oraz olśniewających elementów wizualnych, ale także z powodu mnogości wszelkiego rodzaju smaczków, nawiązań i mrugnięć okiem do fanów. Czego w tym filmie nie ma! Ukłony w stronę klasycznych animacji Disneya i obowiązkowe ukryte Myszki Miki, odwołania do komiksów…
Ale o ile te dość łatwo można odnaleźć samemu albo z pomocą licznych filmików i artykułów w Internecie, to problem może być z trzecią kategorią, czyli nawiązaniami do Japonii i japońskiej kultury. I właśnie dlatego postanowiłem kilka z nich Wam przybliżyć.
Oczywiście absolutnie nie wyczerpuję tu tematu, więc jeśli sami coś ciekawego zauważyliście, a mnie to umknęło, to zapraszam do podzielenia się spostrzeżeniami w komentarzach.
Zaczynamy od samej fikcyjnej metropolii, czyli hybrydy San Francisco i Tokio. Na potrzeby filmu, twórcy specjalnie wymyślili historię, według której po trzęsieniu ziemi w 1906 roku, Japończycy pomogli w odbudowie San Francisco — w końcu w fikcyjnym, alternatywnym świecie wszystko jest możliwe. Jakie japońskie elementy można odnaleźć w tym wyjątkowym mieście?
Golden Gate Bridge to chyba jeden z najbardziej rozpoznawalnych obiektów w San Francisco. Twórcy filmu postanowili go nieco przerobić umieszczając na nim tzw. torii (鳥居), czyli znane z chramów sintoistycznych bramy, które symbolicznie oddzielają sfery sacrum i profanum. Umieszczenie ich na moście z pewnością ich tej symboliki pozbawia, ale to i tak ciekawe architektoniczne rozwiązanie, dzięki któremu udało się zmienić znany obiekt w jeszcze bardzie oryginalny.
Skoro jesteśmy przy mostach, to warto wspomnieć o jeszcze jednym. Łączący dzielnicę finansową i wschodnią część zatoki most, to bardzo wierna kopia Yokohama Bay Bridge (横浜ベイブリッジ).
Pracownia robotyki, mieszcząca się przy Sanfransokijskim Instytyucie Technologii, została nazwana imieniem fikcyjnego japońskiego naukowca. Jego nazwisko to hołd złożony Kevinowi Ishioce, odpowiedzialnemu za kierownictwo artystyczne w takich filmach jak „Avatar” czy „Niepamięć” Amerykaninowi japońskiego pochodzenia. Dodatkową ciekawostką jest fakt, że w pobliżu Tokio leżą miejscowości Itō (伊東) i Ishioka (石岡) — jedna na wschód, druga na zachód.
Ogród znajdujący się przed budynkiem Instytutu, w którym odbywają się ważne dla fabuły targi naukowe, został zaprojektowany w stylu japońskim. Zauważyć można przede wszystkim charakterystyczny układ drzew, strumyczki oraz mosty.
Dzielnica finansowa w San Fransokio została zainspirowana chyba najbardziej znanym miejscem w Tokio — Shibuyą. Charakterystyczne drapacze chmur, błyszczące neony, telebimy z reklamami… Ba, jest nawet miejsce na budkę z rāmenem!
Sanfransokijska wersja wyspy Angel, została dość przewrotnie ochrzczona mianem Akuma (悪魔). Akuma oznacza po japońsku demona, co tworzy zabawny kontrast z oryginalną nazwą. No i dość ciekawie wypada w kontekście tego, co na tej wyspie się wydarzyło.
Twórcom dość ciekawie udaje się umiejscowić w San Fransokio najbardziej znaną tokijską linię metra — zaprojektowaną na planie koła (no, prawie) Yamanote (山の手).
Nie mogło zabraknąć oczywiście najbardziej stereotypowej części japońskiego krajobrazu, czyli kwitnących wiśni. W świecie „Wielkiej Szóstki” zdają się kwitnąć niemal przez cały rok, co już w ogóle jest dość zabawne, ale cóż — uroku nie można tym drzewom odmówić.
Czego nie można kupić w Japonii w automatach! A natknąć się na nie można niemal wszędzie. I projektanci San Fransokio o tym nie zapominają, starając się je gęsto umieszczać.
To akurat nie do końca japoński element, bo wygięte dachy kojarzą się raczej z architekturą chińską, a w Japonii występują głównie na budynkach sakralnych. Ale przynajmniej jest azjatycko.
Jedną z uderzających cech Tokio jest to jak świetnie tradycyjne połączone jest z nowoczesnym. Kiedy spacerowałem po terenie ruin zamku Edo, nie mogłem się nadziwić wyrastającym zza drzew i starych budowli drapaczom chmur. Projektantom San Fransokio zdecydowanie udaje się tę specyficzną cechę uchwycić.
W przypadku bohaterów nawiązania z reguły opierają się na znaczeniu imion, ale nie tylko.
Główny bohater nosi dość popularne japońskie imię, do bólu wykorzystywane w Hollywoodzie. Ciekawostką jest jednak, że imię to da się zapisać kilkoma różnymi znakami. Najpopularniejszy zapis to: 広, a znak ten oznacza „szeroki”, ale istnieje jeszcze np. taki: 弘 (to samo znaczenie), czy wreszcie mniej popularny, taki: 博. Ten ostatni odnosi się do wiedzy (występuje w takich złożeniach jak hakase 博士 — doktor, czy też hakugaku 博学 — erudycja) i zdaje się chyba najwłaściwiej odzwierciedlać charakter bohatera. Co się zaś tyczy nazwiska, Hamada zapisuje się z reguły tak: 浜田, czyli znakiem na plażę oraz znakiem na pole ryżowe. To także dość popularne japońskie nazwisko.
To nie jedyne rzeczy, na które warto zwrócić uwagę u Hiro. Ciekawe są także jego włosy, inspirowane nie tylko bujnymi czuprynami mangowych młodzieńców, ale także popularnymi wśród nastoletnich Japończyków (i w ogóle Azjatów) fryzurami.
Brata Hiro charakteryzuje rozsądek, odpowiedzialność, spokój i postępowanie w sposób bardzo moralny. Te cechy doskonale współgrają z jego imieniem. Tadashi z reguły zapisuje się znakiem 正, który oznacza „prawidłowy”.
Sympatyczny robot został przede wszystkim zainspirowany Totoro — stąd ogromna przytulaśność. Jest jednak jeszcze jedna, bardzo japońska cecha — twarz robota nawiązuje do dzwonków używanych w sintoizmie, tzw. suzu (鈴).
Bohaterka została obdarzona dość specyficznym przydomkiem, który jest zniekształconą wersją japońskiego tamago (卵), czyli… jajka. Stąd też, w późniejszych scenach filmu, żółty strój. No i jest jeszcze specyficzna fryzura, którą w Hollywoodzie lubią dawać Azjatkom.
Na próżno szukać na pierwszy rzut oka japońskości w przydomku tej postaci. Ale jakby się nad tym głębiej zastanowić, to Honey Lemon nie brzmi jak złożenie, na jakie wpadłby rodzimy użytkownik języka angielskiego, a raczej coś, co mogli wymyślić Japończycy, łączący angielskie słowa z ogromną swobodą.
Tutaj nawiązanie jest oczywiste — chodzi oczywiście o chrzan japoński. Bohater ponoć zyskał swą ksywkę, bo raz ubrudził się pastą wasabi. A to gapa…
Fred, poza tym, że jest maniakiem komiksów, uwielbia także japońskie kaijū (怪獣), czyli wielkie potwory w stylu Godzilli. W trakcie filmu sam ma szansę się w takiego przeistoczyć.
Tajemniczy, zamaskowany mężczyzna, określany jest w materiałach promocyjnych mianem Yōkai. Termin ten, zapisany następująco: 妖怪, oznacza zjawę, ducha czy też demona. Warto też przyjrzeć się masce, którą złoczyńca nosi — przypomina ona te, które wykorzystywane są czasem (czasem, bo z reguły stosuje się raczej specjalny makijaż, tzw. kumadori 隈取) w japońskim teatrze kabuki (歌舞伎).
Prześliczna włochata dzidzia wabi się w oryginale Mochi, co doskonale oddaje jej charakter. Mochi (餅) to japońskie ryżowe ciasteczko, bardzo kluchowate, co dość zabawnie nawiązuje do tuszy sympatycznego kotka. Szkoda, że w polskiej wersji ochrzczono go Moherem…
Przeciwnik, z którym Hiro mierzy się w walkach botów na początku filmu, ma na imię Yama, co doskonale nawiązuje do jego masywnej budowy. Yama (山) oznacza bowiem po japońsku „górę”.
Pewne odwołania do Japonii można znaleźć także wśród używanych przez bohaterów przedmiotów oraz w niektórych niemiejskich elementach otoczenia.
Bot Yamy jest zaprojektowany w taki sposób, by przypominał japońskiego wojownika. Jednym z elementów wzmacniających to wrażenie jest ozdoba na jego głowie, która przypomina maedate (前立), czyli zdobiącą niektóre hełmy japońskie dekorację.
Hostessa na walkach botów korzysta z tzw. wagasa (和傘), czyli japońskiej parasolki, wykonanej z papieru.
Waluta, jaką posługują się bohaterowie „Wielkiej Szóstki” przypomina nieco japońskie jeny.
W pewnym momencie Honey Lemon używa do podgrzania swojej substancji preparatu o nazwie Blue Dragon. Jeśli przyjrzeć się logo, można na nim zobaczyć smoka przypominającego Sheng Longa z „Dragon Ball”.
Na zegarze, wiszącym w pokoju Hiro, znajduje się Mazinger Z — robot, znany z japońskiej mangi oraz animacji.
Na drzwiach garażu Hiro można dostrzec malunek inspirowany drzeworytami Katsushiki Hokusaia (葛飾北斎) — słynnego japońskiego artysty.
Mający kluczowe znaczenie dla fabuły filmu pogrzeb, inspirowany jest (zwłaszcza początkowe sceny) pogrzebem odprawianym według obrządku buddyjskiego w Japonii.
Napisy końcowe zrealizowano w konwencji nawiązującej stylistyką do mangi i anime.
To tyle z rzeczy, które udało mi się wyłapać. Jeśli macie coś jeszcze, to jak już pisałem, śmiało dajcie znać w komentarzach!
Ale o ile te dość łatwo można odnaleźć samemu albo z pomocą licznych filmików i artykułów w Internecie, to problem może być z trzecią kategorią, czyli nawiązaniami do Japonii i japońskiej kultury. I właśnie dlatego postanowiłem kilka z nich Wam przybliżyć.
Oczywiście absolutnie nie wyczerpuję tu tematu, więc jeśli sami coś ciekawego zauważyliście, a mnie to umknęło, to zapraszam do podzielenia się spostrzeżeniami w komentarzach.
SAN FRANSOKIO
Zaczynamy od samej fikcyjnej metropolii, czyli hybrydy San Francisco i Tokio. Na potrzeby filmu, twórcy specjalnie wymyślili historię, według której po trzęsieniu ziemi w 1906 roku, Japończycy pomogli w odbudowie San Francisco — w końcu w fikcyjnym, alternatywnym świecie wszystko jest możliwe. Jakie japońskie elementy można odnaleźć w tym wyjątkowym mieście?
Torii na Golden Gate Bridge
Golden Gate Bridge to chyba jeden z najbardziej rozpoznawalnych obiektów w San Francisco. Twórcy filmu postanowili go nieco przerobić umieszczając na nim tzw. torii (鳥居), czyli znane z chramów sintoistycznych bramy, które symbolicznie oddzielają sfery sacrum i profanum. Umieszczenie ich na moście z pewnością ich tej symboliki pozbawia, ale to i tak ciekawe architektoniczne rozwiązanie, dzięki któremu udało się zmienić znany obiekt w jeszcze bardzie oryginalny.
Sanfransokijski Golden Gate Bridge. |
Golden Gate Bridge w San Francisco, fot. Rich Niewiroski Jr. |
Yokohama Bay Bridge
Skoro jesteśmy przy mostach, to warto wspomnieć o jeszcze jednym. Łączący dzielnicę finansową i wschodnią część zatoki most, to bardzo wierna kopia Yokohama Bay Bridge (横浜ベイブリッジ).
Most widoczny jest w lewym dolnym rogu. |
A tu prawdziwy Yokohama Bay Bridge, fot. Gleam. |
Pracownia robotyki im. Ito Ishioki
Pracownia robotyki, mieszcząca się przy Sanfransokijskim Instytyucie Technologii, została nazwana imieniem fikcyjnego japońskiego naukowca. Jego nazwisko to hołd złożony Kevinowi Ishioce, odpowiedzialnemu za kierownictwo artystyczne w takich filmach jak „Avatar” czy „Niepamięć” Amerykaninowi japońskiego pochodzenia. Dodatkową ciekawostką jest fakt, że w pobliżu Tokio leżą miejscowości Itō (伊東) i Ishioka (石岡) — jedna na wschód, druga na zachód.
Pracownia robotyki im. Ito Ishioki |
Ogród przed targami
Ogród znajdujący się przed budynkiem Instytutu, w którym odbywają się ważne dla fabuły targi naukowe, został zaprojektowany w stylu japońskim. Zauważyć można przede wszystkim charakterystyczny układ drzew, strumyczki oraz mosty.
Ogród w Instytucie. |
Ogród japoński w Shinjuku Gyōen. |
Dzielnica finansowa
Dzielnica finansowa w San Fransokio została zainspirowana chyba najbardziej znanym miejscem w Tokio — Shibuyą. Charakterystyczne drapacze chmur, błyszczące neony, telebimy z reklamami… Ba, jest nawet miejsce na budkę z rāmenem!
Dzielnica finansowa San Fransokio. |
Shibuya, fot. Guwashi999. |
Wyspa Akuma
Sanfransokijska wersja wyspy Angel, została dość przewrotnie ochrzczona mianem Akuma (悪魔). Akuma oznacza po japońsku demona, co tworzy zabawny kontrast z oryginalną nazwą. No i dość ciekawie wypada w kontekście tego, co na tej wyspie się wydarzyło.
Wyspa Akuma. |
Linia Yamanote
Twórcom dość ciekawie udaje się umiejscowić w San Fransokio najbardziej znaną tokijską linię metra — zaprojektowaną na planie koła (no, prawie) Yamanote (山の手).
Sanfransokijska wersja Yamanote. |
I japońska wersja, fot. LERK. |
Kwitnące wiśnie
Nie mogło zabraknąć oczywiście najbardziej stereotypowej części japońskiego krajobrazu, czyli kwitnących wiśni. W świecie „Wielkiej Szóstki” zdają się kwitnąć niemal przez cały rok, co już w ogóle jest dość zabawne, ale cóż — uroku nie można tym drzewom odmówić.
Kwitnące wiśnie wzdłuż ulic. |
Automaty
Czego nie można kupić w Japonii w automatach! A natknąć się na nie można niemal wszędzie. I projektanci San Fransokio o tym nie zapominają, starając się je gęsto umieszczać.
Nawet Baymax korzysta z automatów. |
Wygięte dachy na tramwajach
To akurat nie do końca japoński element, bo wygięte dachy kojarzą się raczej z architekturą chińską, a w Japonii występują głównie na budynkach sakralnych. Ale przynajmniej jest azjatycko.
Tramwaje, ale raczej inspirowane Chinami. |
Tradycyjne z nowoczesnym
Jedną z uderzających cech Tokio jest to jak świetnie tradycyjne połączone jest z nowoczesnym. Kiedy spacerowałem po terenie ruin zamku Edo, nie mogłem się nadziwić wyrastającym zza drzew i starych budowli drapaczom chmur. Projektantom San Fransokio zdecydowanie udaje się tę specyficzną cechę uchwycić.
Pagoda na tle wieżowców. |
BOHATEROWIE
W przypadku bohaterów nawiązania z reguły opierają się na znaczeniu imion, ale nie tylko.
Hiro Hamada
Główny bohater nosi dość popularne japońskie imię, do bólu wykorzystywane w Hollywoodzie. Ciekawostką jest jednak, że imię to da się zapisać kilkoma różnymi znakami. Najpopularniejszy zapis to: 広, a znak ten oznacza „szeroki”, ale istnieje jeszcze np. taki: 弘 (to samo znaczenie), czy wreszcie mniej popularny, taki: 博. Ten ostatni odnosi się do wiedzy (występuje w takich złożeniach jak hakase 博士 — doktor, czy też hakugaku 博学 — erudycja) i zdaje się chyba najwłaściwiej odzwierciedlać charakter bohatera. Co się zaś tyczy nazwiska, Hamada zapisuje się z reguły tak: 浜田, czyli znakiem na plażę oraz znakiem na pole ryżowe. To także dość popularne japońskie nazwisko.
To nie jedyne rzeczy, na które warto zwrócić uwagę u Hiro. Ciekawe są także jego włosy, inspirowane nie tylko bujnymi czuprynami mangowych młodzieńców, ale także popularnymi wśród nastoletnich Japończyków (i w ogóle Azjatów) fryzurami.
Hiro w „Wielkiej szóstce”. |
Popularna azjatycka fryzura: u nastoletniego Koreańczyka i u postaci z anime. |
Tadashi
Brata Hiro charakteryzuje rozsądek, odpowiedzialność, spokój i postępowanie w sposób bardzo moralny. Te cechy doskonale współgrają z jego imieniem. Tadashi z reguły zapisuje się znakiem 正, który oznacza „prawidłowy”.
Tadashi. |
Baymax
Sympatyczny robot został przede wszystkim zainspirowany Totoro — stąd ogromna przytulaśność. Jest jednak jeszcze jedna, bardzo japońska cecha — twarz robota nawiązuje do dzwonków używanych w sintoizmie, tzw. suzu (鈴).
Baymax. |
Suzu. Inspiracja jest chyba dość jasna. Fot. kimonoboy.com. |
Go Go Tomago
Bohaterka została obdarzona dość specyficznym przydomkiem, który jest zniekształconą wersją japońskiego tamago (卵), czyli… jajka. Stąd też, w późniejszych scenach filmu, żółty strój. No i jest jeszcze specyficzna fryzura, którą w Hollywoodzie lubią dawać Azjatkom.
Go Go Tomago. |
Honey Lemon
Na próżno szukać na pierwszy rzut oka japońskości w przydomku tej postaci. Ale jakby się nad tym głębiej zastanowić, to Honey Lemon nie brzmi jak złożenie, na jakie wpadłby rodzimy użytkownik języka angielskiego, a raczej coś, co mogli wymyślić Japończycy, łączący angielskie słowa z ogromną swobodą.
Honey Lemon. |
Wasabi
Wasabi. |
Fred
Fred, poza tym, że jest maniakiem komiksów, uwielbia także japońskie kaijū (怪獣), czyli wielkie potwory w stylu Godzilli. W trakcie filmu sam ma szansę się w takiego przeistoczyć.
Kaijū Fred. |
Yōkai
Tajemniczy, zamaskowany mężczyzna, określany jest w materiałach promocyjnych mianem Yōkai. Termin ten, zapisany następująco: 妖怪, oznacza zjawę, ducha czy też demona. Warto też przyjrzeć się masce, którą złoczyńca nosi — przypomina ona te, które wykorzystywane są czasem (czasem, bo z reguły stosuje się raczej specjalny makijaż, tzw. kumadori 隈取) w japońskim teatrze kabuki (歌舞伎).
Yōkai. |
Maska kabuki, fot. aumall.jp. |
Mochi
Prześliczna włochata dzidzia wabi się w oryginale Mochi, co doskonale oddaje jej charakter. Mochi (餅) to japońskie ryżowe ciasteczko, bardzo kluchowate, co dość zabawnie nawiązuje do tuszy sympatycznego kotka. Szkoda, że w polskiej wersji ochrzczono go Moherem…
Mochi w wersji kociej. |
Mochi w wersji jadalnej |
Yama
Przeciwnik, z którym Hiro mierzy się w walkach botów na początku filmu, ma na imię Yama, co doskonale nawiązuje do jego masywnej budowy. Yama (山) oznacza bowiem po japońsku „górę”.
Yama. |
REKWIZYTY
Pewne odwołania do Japonii można znaleźć także wśród używanych przez bohaterów przedmiotów oraz w niektórych niemiejskich elementach otoczenia.
Bot Yamy
Bot Yamy jest zaprojektowany w taki sposób, by przypominał japońskiego wojownika. Jednym z elementów wzmacniających to wrażenie jest ozdoba na jego głowie, która przypomina maedate (前立), czyli zdobiącą niektóre hełmy japońskie dekorację.
Bot Yamy. |
Hełm (jap. kabuto 兜) z dorodnym maedate. Fot. pref.yamagata.jp. |
Japońska parasolka
Hostessa na walkach botów korzysta z tzw. wagasa (和傘), czyli japońskiej parasolki, wykonanej z papieru.
Japońska parasolka w „Wielkiej szóstce”. |
Wagasa z prawdziwego zdarzenia, fot. new.uniquejapan.com |
Waluta
Waluta, jaką posługują się bohaterowie „Wielkiej Szóstki” przypomina nieco japońskie jeny.
Sanfransokijska waluta. |
Banknot tysiącjenowy. |
Blue Dragon
W pewnym momencie Honey Lemon używa do podgrzania swojej substancji preparatu o nazwie Blue Dragon. Jeśli przyjrzeć się logo, można na nim zobaczyć smoka przypominającego Sheng Longa z „Dragon Ball”.
Honey Lemon i jej Blue Dragon |
Logo Dragon Balla. Smoki jak kopie. |
Zegar w pokoju Hiro
Na zegarze, wiszącym w pokoju Hiro, znajduje się Mazinger Z — robot, znany z japońskiej mangi oraz animacji.
Zegar Hiro. |
Kadr z anime o Mazingerze Z |
Obrazek na drzwiach garażu
Na drzwiach garażu Hiro można dostrzec malunek inspirowany drzeworytami Katsushiki Hokusaia (葛飾北斎) — słynnego japońskiego artysty.
Obrazek na drzwiach garażu. |
Jeden z drzeworytów Hokusaia. |
INNE
Pogrzeb
Mający kluczowe znaczenie dla fabuły filmu pogrzeb, inspirowany jest (zwłaszcza początkowe sceny) pogrzebem odprawianym według obrządku buddyjskiego w Japonii.
Kluczowa scena pogrzebu. |
Napisy końcowe
Napisy końcowe zrealizowano w konwencji nawiązującej stylistyką do mangi i anime.
Nie ma tu stuprocentowo oddanych cech japońskich animacji i komiksów, ale czuć inspirację. |
MANIAK NA KONIEC
To tyle z rzeczy, które udało mi się wyłapać. Jeśli macie coś jeszcze, to jak już pisałem, śmiało dajcie znać w komentarzach!
Bardzo ciekawe nawiązania do kultury japońskiej :) Podoba mi się łączenie nazw i taki misz-masz. Dzięki za fajny wpis, teraz z pewnością oglądając "Wielką szóstkę" będzie mi się lepiej oglądało, bo będę wiedziała na co zwracać uwagę :)
OdpowiedzUsuńPS wydaje mi się, że w teatrze kabuki nie ma masek. Aktorzy robią sobie taki wyrazisty makijaż. Maski są w teatrze No.
No to mam nadzieję, że będzie Ci się miło oglądało. Co do masek i kabuki - z reguły rzeczywiście nie używa się w tym teatrze masek, ale istnieją sztuki (np. "Nanatsu men"), w których się z nich korzysta.
OdpowiedzUsuńDzięki! Właśnie szukałam jakiejś informacji o maskach kabuki, jak to w końcu z nimi jest :D dziękuję i pozdrawiam! ;)
OdpowiedzUsuńSpoko :) Zmieniłem tez ten fragment w głównym tekście, żeby nie wprowadzał w błąd :)
OdpowiedzUsuń