MANIAK PISZE WSTĘP
W 2011 roku odbywa się konkurs na najlepszą historię, która miałaby posłużyć jako podstawa scenariusza filmu, nawiązującego do powstania wielkopolskiego. Konkurs wygrywa Łukasz Barczyk ze swoją „Hiszpanką”. Rok później komisja powołana przez Polski Instytut Sztuki Filmowej decyduje o przyznaniu projektowi Barczyka dofinansowania w wysokości 2 000 000 zł. Jednym z członków komisji jest Paweł T. Felis, (nie)sławny krytyk filmowy, często mający pretensje do reżyserów filmów rozrywkowych, że ich dziełom brak artyzmu; do tego mający bardzo burzliwą relację z tzw. „piątą gwiazdką”.
„Hiszpanka” wchodzi do kin na początku 2015 roku i od razu zostaje niemal jednogłośnie zmiażdżona przez krytyków. Niemal, bo jest i kilka głosów pozytywnych — w tym ten, który należy do recenzenta, współpracującego m.in. z Gazetą Wyborczą. Ma on na nazwisko Felis…
MANIAK O (NIE)ETYCE FELISA
Można machnąć na to wszystko ręką i powiedzieć, że przecież nic się nie stało — w końcu zdanie jednego krytyka nie jest w stanie zaciągnąć rzesz ludzi do kina (ba, nawet się to nie udało, bo seanse „Hiszpanki” świecą pustkami), a teraz i tak recenzji nie czyta się w gazetach, ale na blogach. Jest w tym jakaś racja. Ale nadal ciężko znaleźć w postępowaniu Felisa chociaż cień przyzwoitości.
Dyskusję na ten delikatny temat zapoczątkował na facebooku inny znany krytyk filmowy, Tomasz Raczek. Napisał tak (pisownia, podkreślenia itd. oczywiście oryginalne):
ETYKA KRYTYKA — czy istnieje jeszcze coś takiego? Paweł T. Felis figuruje w napisach końcowych HISZPANKI jako jeden z tych, którzy zdecydowali o tym, że film otrzymał dofinansowanie i w rezultacie mógł powstać (był w komisji scenariuszowej PISF-u, rekomendującej wsparcie finansowe projektu). Teraz ten sam Felis pisze w Gazecie Wyborczej pochwalną recenzję HISZPANKI i daje filmowi pięć gwiazdek, choć efekt wieloletniej pracy filmowców wprawia innych krytyków i widzów w zakłopotanie. Uważam, że coś tu jest nie tak. I podtrzymuję moje wcześniejsze zdanie: krytycy nie powinni włączać się w proces produkcji filmów W ŻADEN SPOSÓB, a jeżeli już to robią, powinni potem POWSTRZYMAĆ SIĘ OD RECENZOWANIA FILMÓW, do których powstania sami się przyczynili.
Zdanie wyrażone bardzo dosadnie, mocno i jasno. I chyba nie sposób się w tej kwestii z Raczkiem nie zgadzać. Chyba, że jest się obiektem ataku (ponownie — pisownia oryginalna):
Panie Tomaszu, ocena scenariuszowa projektu na etapie PISF jest — oceną scenariuszową projektu. I nie ma nic wspólnego ze wspoluczestniczeniem w produkowaniu filmu. Przypomnę, że scenariusze oceniało i ocenia w PISF wielu moich kolegów — Tadeusz Sobolewski, Michal Oleszczyk, Rafał Marszałek, Łukasz Maciejewski, Ola Salwa, Michal Chaciński, Kuba Mikurda itd. Bo znają się na kinie i ich głos — szefom komisji eksperckich, którzy ich zaprosili do prac — wydał sie ważny. Ale ocenianie scenariusza i ocenianie filmu to dwie zupełnie rożne sprawy. I każda z wymienionych osób ma prawo swoje opinie o gotowych obrazach wyrażać i wyraża: czasem pozytywnie, a czasem nie. Bo w zaden sposob nie byli współautorami filmu. To doszukiwanie sie wszędzie spisku, kumoterstwa jest niestety bardzo polskie i bardzo smutne. Zarzucanie mi, ze sprzeniewierzam sie etyce zawodowej, bo byłem niejako współtwórcą filmu: jest juz zwykłym i przykrym oszczerstwem. Na szczescie są wciąż osoby, które nie myślą o kinie w kategoriach „układu”, tylko są w stanie się filmem zwyczajnie zachwycić, kibicować mu w sposob absolutnie czysty i bezinteresowny (powtórzę: bezinteresowny!). Albo tez na film wkurzyć. Rownie bezinteresownie. A na marginesie — niektórym moim kolegom „Hiszpanka” sie bardzo nie podoba, innym z kolei bardzo podoba. I takie dyskusje, czemu jest dobrze albo czemu niedobrze, co sie udało a co nie, czemu imponuje albo irytuje — mam nadzieje, „Hiszpanka” wywoła.
To smutne, że osoba w centrum sprawy tak bardzo nie rozumie, w czym rzecz. A do tego mija się z prawdą. Felis pisze: „ocena scenariuszowa projektu na etapie PISF jest — oceną scenariuszową projektu. I nie ma nic wspólnego ze wspoluczestniczeniem w produkowaniu filmu”. Każda inteligentna osoba, która umie znajdować zależności na poziomie przyczynowo-skutkowym, wie, że jest to bzdura. Wydanie oceny scenariuszowej projektu, prowadzi do decyzji o przyznaniu (lub nie) dofinansowanie, a takie dofinansowanie przecież wkładem w produkcję jest. Punkt A (ocena) nie prowadzi tylko do punktu B (decyzja), ale raczej przezeń do punktu C (przeznaczenie pieniędzy). Jak zatem pracę pana Felisa zakwalifikować inaczej?
Dalej krytyk dodaje, że „ocenianie scenariusza i ocenianie filmu to dwie zupełnie rożne sprawy”. Jest racja w tym, że scenariusz a gotowy film to dwa różne produkty. Nie można jednak powiedzieć, że są to produkty zupełnie odrębne, a zatem nie można także powiedzieć, że ocenianie scenariusza i ocenianie filmu to dwie zupełnie inne sprawy. Zwłaszcza w wypadku, gdy autorem owego scenariusza jest jego reżyser, a więc człowiek, który ma już pewną wizję na etapie pisania.
Bardzo nie podoba mi się też taki argument: „To doszukiwanie sie wszędzie spisku, kumoterstwa jest niestety bardzo polskie i bardzo smutne”, a zwłaszcza część „bardzo polskie”. Jakoś tak ostatnio pojawił się trend, by podczas czynienia komuś zarzutów a propos jego postawy, zrównywać ją z postawą całego narodu i to jeszcze w taki sposób, by zabrzmiało to jako obelga. Takie chwyty uważam za chwyty poniżej pasa. A skoro na poziomie językowym brakuje komuś przyzwoitości, to czy jest w ogóle sens szukać jej na poziomie zawodowym?
Dalej krytyk dodaje, że „ocenianie scenariusza i ocenianie filmu to dwie zupełnie rożne sprawy”. Jest racja w tym, że scenariusz a gotowy film to dwa różne produkty. Nie można jednak powiedzieć, że są to produkty zupełnie odrębne, a zatem nie można także powiedzieć, że ocenianie scenariusza i ocenianie filmu to dwie zupełnie inne sprawy. Zwłaszcza w wypadku, gdy autorem owego scenariusza jest jego reżyser, a więc człowiek, który ma już pewną wizję na etapie pisania.
Bardzo nie podoba mi się też taki argument: „To doszukiwanie sie wszędzie spisku, kumoterstwa jest niestety bardzo polskie i bardzo smutne”, a zwłaszcza część „bardzo polskie”. Jakoś tak ostatnio pojawił się trend, by podczas czynienia komuś zarzutów a propos jego postawy, zrównywać ją z postawą całego narodu i to jeszcze w taki sposób, by zabrzmiało to jako obelga. Takie chwyty uważam za chwyty poniżej pasa. A skoro na poziomie językowym brakuje komuś przyzwoitości, to czy jest w ogóle sens szukać jej na poziomie zawodowym?
Odkładając tę kwestię na bok, zastanawiam się, dlaczego w ogóle Felis po prostu nie powstrzymał się od recenzowania tego filmu. Do kin przecież co tydzień wchodzi przynajmniej kilka tytułów — wystarczyło wybrać taki, z którym na żadnym etapie produkcji nie miało się nic do czynienia. Byłyby pieniążki za robotę? Były. Byłoby etycznie? Było. A nawet jeśli już tak bardzo chciał pan krytyk o „Hiszpance” napisać, to mógł chociaż wspomnieć, że pisze z perspektywy osoby jakoś z obrazem związanej. To zwyczajna kwestia dobrego smaku. Szkoda tylko, że tego dobrego smaku zabrakło.
MANIAK KOŃCZY
Cała ta sprawa otwiera oczywiście niezwykle ciekawe pole do dyskusji. Dyskusji niewątpliwie potrzebnej — nie tylko w środowisku krytyków i recenzentów, ale też w środowisku odbiorców ich tekstów, a w dalszej linii, widzów filmów. Czy Felis postąpił uczciwie czy jednak nie? Moim zdaniem zdecydowanie nie. A Waszym?
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.