FILMY
Nowe materiały i zdjęcia na temat „Batman v Superman”
W pewnym sensie, tak naprawdę to tylko dwie pierwsze. Tydzień przed tym, jak EW odwiedziło zeszłej jesieni plan, Warner Bros przedstawiło swoje plany co do filmów na podstawie komiksów DC. Dziesięć obrazów przez kolejne pięć lat — projekt rozbudowanego uniwersum. Podsumujmy na jednym wydechu: „Batman v Superman” wejdzie do kin 25 marca przyszłego roku (w Polsce 1 kwietnia), następnie w sierpniu pojawi się „Suicide Squad”; potem „Wonder Woman” i pierwsza część „Ligi Sprawiedliwości” Snydera w 2017 roku; później w 2018 roku „Flash” i „Aquaman”; następnie „Shazam” i druga część „Ligi Sprawiedliwości” w 2019 roku; i wreszcie „Cyborg” i „Zielona Latarnia” w 2020 roku. A teraz wydech.PELERYNY GNIEWU
JEST ZIMNO. NIEBO WYGLĄDA JAK POPIELNICZKA. Zupełnie jak w pierwszej połowie telewizyjnej reklamy antydepresantów. „Idealna pogoda, prawda?” Istnieje małe prawdopodobieństwo, że te słowa Zacka Snydera to nie sarkazm. Miejsce jest niemal komicznie ponure. Członkowie ekipy filmowej kucają przy przenośnych grzejnikach niczym kloszardzi przy koksownikach, podczas gdy porywisty wiatr przemyka przez zrujnowany budynek, który był niegdyś Rezydencją Wayne’ów i rozrzuca opadnięte liście po podłodze. Dekoracje zbudowano na środku pola, które wygląda jakby Andrew Wyeth namalował je w złym humorze. Całość znajduje się kilka mil od miejskich ruin zamkniętych zakładów samochodowych Michigan.
Ale Snyder wygląda na rozpromienionego. To dlatego, że „Batman v Superman: Świt Sprawiediwości” jest dokładnie tym, czego czterdziestodziewięcioletni reżyser potrzebował. Wszyscy ci, którzy myśleli, że „Człowiek ze stali” był niczym ballada na cześć szarości — cóż, to było zanim trafiliśmy do Gotham. Właśnie teraz Bruce Wayne (Ben Affleck) oraz jego wierny kamerdyner, Alfred (Jeremy Irons), poważnymi głosami recytują swoje kwestie, wpatrując się w dogasający ogień w kominku, podczas gdy Bruce przygotowuje się do walki z Supermanem. Miliarder-samozwańczy stróż prawa wygląda na zmęczonego, ale zdeterminowanego, podobnie jak aktor, który się w niego wciela. Jest październik 2014 roku i Affleck — którego skronie porośnięte są na potrzeby roli siwizną — jest już na planie od kwietnia. „To jest — jak to się nazywa? — Heartbreak Hill [strome wzgórze, na trasie maratonu bostońskiego — przyp.tłum], ostatnie dwie mile” mówi.
„To maraton. Nie, to maraton w maratonie” mówi Snyder. „Kojarzysz wyścig z Doliny Śmierci na szczyt Mount Whitney? To ok. 160 kilometrów — z punktu położonego najniżej w kontynentalnej części Stanów Zjednoczonych, do tego położonego najwyżej. Coś szalonego. W każdym razie — z tym filmami jest podobnie.” W erze tzw.event cinema, spektakle nie mogą być po prostu spektakularne — muszą też być rozpoznawalne i tworzyć markę; mieć ogromne, skomplikowane fabuły i budżet porównywalny do PKB Republiki Palau. I właśnie dlatego film Snydera ma tytuł, który brzmi bardziej jak nazwa walki pay-per-view, niż letni hit kinowy: Batman! Superman! Świt! Sprawiedliwość! Nadal za mało? Mamy też Wonder Woman! Nie wspominając o występie Aquamana.
Prawdę mówiąc, nikt o nim nie wspomina. Jeśli chodzi o fabułę, czy informacje o postaciach, aktorzy udzielają odpowiedzi z wyćwiczoną ogólnikowością godną szpiegów, strzegących sekretów stanu. Weźmy Jesse’ego Eisenberga, który gra Lexa Luthora, tego drugiego miliardera w „Lidze Sprawiedliwości”, który ma Supermana na celowniku. Z chęcią wszystko by opowiedział, ale studio ma inne plany. „Powiedzieli, o czym dokładnie wolno mi mówić, co… Jestem nieco zaniepokojony” mówi jeszcze zanim dostaje jakiekolwiek pytanie. „Nie wiem, czy będę umiał złożyć całe zdania.” (Jeśli brzmi to jak paranoja, to jest ku temu, niestety, dobry powód. Kilka dni przed tym, jak 17 kwietnia zadebiutował zwiastun „BvS”, ktoś opublikował jego pirackie nagranie w Internecie i wywołał prawdziwą burzę.)
Wizyta na planie filmu jest więc nadzorowana z precyzją godną osób, tworzących niegdyś potiomikinowskie wioski. Jeden z rekwizytorów, który pokazuje mi nowy wystrzeliwany hak Batmana wspomina, że był tak przedmiot, nad którym praca przyniosła mu szczególną radość… ale nie może o nim mówić. Czyżby ten przedmiot zaczynał się na „k”, a kończył na „ryptonit”? Na jego twarzy pojawia się panika. Spogląda na hak, jakby go chciał wystrzelić w stronę dachu i odlecieć.
PIERWOTNIE NIE MIAŁO BYĆ BATMANA W „Batman v Superman” — film nie miał być niczym więcej, niż bezpośrednią kontynuacją „Człowieka ze Stali”. „Pamiętam, jak zastanawialiśmy się nad kolejnym czarnym charakterem” mówi Snyder. „Nie możemy znów zrobić inwazji obcych. Brainiac zdecydowanie odpadał. To Metallo, jak sądzę, miał być głównym złym w filmie.” I wtedy, zupełnie znienacka, na spotkaniu ze scenarzystą Davidem S. Goyerem oraz producentem wykonawczym Christopherem Nolanem, Snyder złożył propozycję. „Powiedziałem: «A co, jeśli pod koniec filmu zrobimy scenę, w której do Rezydencji Wayne’ów zostaje dostarczona skrzynka kryptonitu?» Pozostali zareagowali mniej więcej tak: «Nooooo, dobra…» Kiedy już powie się taką rzecz na głos, nie da się tego cofnąć.”
Skala projektu z dnia na dzień stała się ogromna. „Jeśli chodzi o konkretną postać — to nie jest to kontynuacja filmu o Supermanie” mówi trzydziestodwuletni Henry Cavill, filmowy Superman, który musiał ustąpić miejsca na scenie Affleckowi. „To bardziej wprowadzenie Batmana, wstęp do „Ligi Sprawiedliwości” oraz rozbudowanie świata, który został stworzony na potrzeby «Człowieka ze stali».” A jednak kiedy studio obsadziło czterdziestodwuletniego Afflecka, reakcja fanów była, w najlepszym wypadku, ambiwalentna. Nawet sam aktor uważał, że filmowcy popełnili błąd, zwracając się do niego. „Na początku zapytałem: «Jesteście pewni?»” mówi Affleck. „Miałem wtedy 40, 41 lat i właśnie skończyliśmy „Operację Argo”. Wydawało mi się, że to dziwne podejście do Batmana. Ale Zack mnie przekonał.”
Reżyser następnie dał Gal Gadot („Szybcy i Wściekli 7”) rolę Dainy Prince, znanej pewniej lepiej jako osławiona amazońska księżniczka, Wonder Woman. Trzydziestoletnia izraelska aktorka zostanie pierwszą superbohaterką w tym dziesięcioleciu, która otrzyma własny film — obecnie przygotowuje się do zdjęć do „Wonder Woman” z reżyserką Patty Jenkins. A potem czeka ją „Liga Sprawiedliwości”. „Myślę, że nadeszła pora, by to kobieta dostała własny film superbohaterski” mówi Gadot. „Najwyższy czas.”
Aby stworzyć ten ogromny miszmasz bohaterów w kostiumach, Snyder i Chris Terrio — scenarzysta „Operacji Argo”, którego zatrudniono do poprawienia tekstu „Batman v Superman” i który napisał już scenariusz „Ligi Sprawiedliwości” — zamknęli się w pokoju z wielkim zapasem dietetycznej Coli i obmyślili tę ogromną sagę wizualnie, niczym ogromne malowidło na ścianie jaskini. „Chris mówił, ja rysowałem. To było jak dziwny filmowy mural bez słów” mówi Snyder.
Czerpali zarówno ze swojej wyobraźni, jak i komiksowej mitologii, w tym z uznanego komiksu Marka Millera z 1986 roku, „Powrotu Mrocznego Rycerza”, w którym również zgorzkniały Batman, mający swój okres świetności dawno za sobą, obiera za cel naszego chłopca w błękicie. W zeszłym miesiącu w montażowni w Pasadenie Snyder pokazywał wczesne wersje tej najważniejszej sekwencji — walki między dwoma bohaterami w pelerynach, toczącej się na obmywanych deszczem dachach budynków. Oglądaniu, jak te dwie ikony popkultury ruszają naprzeciw siebie — a potem rzucają się nawzajem przez ściany i świetliki budynków — towarzyszy nieodzowny dreszczyk emocji. Podobny czuło się w dzieciństwie, kiedy leżąc na brzuchu w salonie trzymało się w dłoniach figurki.
Jest tu jednak tyle efektownej walki, ile konfliktu na tle filozoficznym. Snyder pokazuje także scenę w Bat-jaskini, gdzie Bruce Wayne nakreśla sceptycznemu Alfredowi swoje motywy. To rozumowanie w stylu realpolitik: kwestie moralne zapobiegawczego ataku na Supermana są przeciwstawione nawet minimalnemu prawdopodobieństwu zniszczenia ludzkości. Tego rodzaju refleksyjność tej komiksowej produkcji pomogła przyciągnąć do niej wybitnego, 66–letniego aktora — Jeremy’ego Ironsa. „Myślę, że nie będę się tego wstydzić” mówi Irons. „W gruncie rzeczy, być może będę nawet z tego dumny.”
MINĘŁO SIEDEM LAT, ODKĄD „IRON MAN” zmienił chwilową modę Hollywood na superbohaterów w konieczną strategię przetrwania. I choć gatunek nadal cieszy się popularnością wśród widzów — „Avengers: Czas Ultrona” zarobił tyle pieniędzy, że można by za nie kupić małe, fikcyjne państwo w Europie Wschodniej — to nie jest już tak świeży jak kiedyś. Snyder uważa jednak, że istnieje sposób na jego odświeżenie. „Jeśli [gatunek] będzie mówił o nas i kondycji ludzkiej, a mam nadzieję, że te filmy w jakiś sposób to robią, to uważam, że nigdy się nie znudzą” mówi. „Sądzę jednak, że jeśli nie będzie się przykładać odpowiedniej uwagi, to taka wersja na rynek masowy, stricte konsumpcyjna, może stracić na wartości. Trzeba po prostu uważać.”
Snyder ma nadzieję, że podejmowanie tematu kondycji ludzkiej będzie znakiem rozpoznawczym DC. Pewnego rodzaju naturalizm, którym odznacza się styl filmowca — nienasycona kolorystyka, operowe emocje połączone z realizmem narracyjnym i moralnym — to zarówno kontynuacja estetyki trylogii Mrocznego Rycerza Nolana oraz sposób na wyróżnienie powstającego właśnie uniwersum kinowego. „W ten sposób jest bardziej mitycznie, doniośle i odrobinę bardziej realistycznie” mówi Affleck. „Z natury te filmy nie mogą być tak zabawne, czy tak szybkie i proste jak filmy Marvela.”
Podejście Snydera ma jednak krytyków. Kiedy „Człowiek ze Stali” wszedł do kin, jeden z częstszych zarzutów dotyczył punktu kulminacyjnego trzeciego aktu, w którym toczący walkę Superman i Zod równają z ziemią połowę Metropolis, nie zważając na ofiary ze strony cywili. „Zdziwiło mnie to ponieważ to właśnie to czyni dla mnie Supermana. Nie można wziąć superbohaterów, ustawić ich do walki i całkowicie zignorować konsekwencji.” mówi Snyder. „Batman v Superman” odnosi się do tych kwestii już na samym początku — to właśnie pośrednie ofiary starcia Supermana z Zodem stanowią dla Batmana bodziec, który popycha go do walki z człowiekiem ze stali. „Jest wiele filmów superbohaterskich, w których żartuje się z tego, że tak naprawdę nikomu nie dzieje się krzywda” mówi Snyder. „Nasz taki nie jest.” Snyderowskie dążenie do realizmu może się jednak wydawać walką z wiatrakami. W końcu reżyser to fantasta CGI, stojący za „300” i „Sucker Punchem”. Ta seria, można to z pełną świadomością powiedzieć, wymaga jednak zupełnie nowego arsenału kinowych broni.
Na planie pogoda wciąż jest nieprzyjemna, ale teraz może nawet zbyt ponura. Snyder wygląda z ambrazur Rezydencji Wayne’ów na roztaczające się za nią pole i wzdycha. „Wszyscy będą myśleć, że to komputerowe” mówi. „Zbudowaliśmy ten plan na zupełnym pustkowiu i wygląda jak najbardziej fałszywa rzecz, jaką widziałem.” Uśmiecha się. „Nikt nie uwierzy, że jest prawdziwa. Jest zbyt prawdziwa.”
Potwierdzają się informacje, że fabuła filmu, będzie bezpośrednio wynikać z „Człowieka ze stali”, co mi się niezmiernie podoba. Podoba mi się też podejście Snydera — reżyser brzmi bardzo rozsądnie i realizuje konkretną wizję. Wizję, która ujęła także członków ekipy i obsady.
Na koniec jeszcze kilka nowych kadrów, także od EW:
Z kolejnego tekstu wyłania się z kolei bardzo ciepły obraz Gadot — i coraz mocniej wierzę, że jest odpowiednią aktorką w odpowiedniej roli.ZOSTAĆ WONDER WOMAN
GAL GADOT PRZYSZŁA na casting z reżyserem Zackiem Snyderem, nie mając pojęcia o tym, że stara się o rolę ikony. „Wiedziałam, że [rola] ma być duża i związana z jedną z serii” mówi trzydziestoletnia izraelska aktorka. Po tym, jak odegrała scenkę z „Pulp Fiction”, reżyser zdradził jej tajemnicę. „Powiedział «Nie wiem, co prawda, jak bardzo znana jest w Izraelu…», a ja doznałam opadu szczęki. Spore są oczekiwania co do tej postaci, więc nie da się nie denerwować.”
Od czasu „Iron Mana” z 2008 roku ukazało się ponad 20 komiksowych adaptacji z mężczyznami w rolach tytułowych. A z kobietami ile? Dokładnie zero. I liczba ta nie zmieni się aż do 2017 roku, kiedy wyjdzie „Wonder Woman”, z Gadot dzierżącą złote lasso.
Widzowie zobaczą aktorkę po raz pierwszy w akcji jako amazońską wojowniczkę w „Batman v Superman: Świt Sprawiedliwości”. „Odgrywa niezwykle ważną rolę” mówi Snyder. „Stanowi w gruncie rzeczy pomost prowadzący do pozostałej części Ligi Sprawiedliwości.”
Gadot zaczęła grać w wieku 18 lat, po tym jak w 2004 roku otrzymała tytuł Miss Izraela. Następnie służyła dwa lata w wojsku, po czym zapisała się na studia prawnicze, nie mając zamiaru kontynuowania kariery aktorskiej — nawet wtedy, gdy reżyser castingu poprosił ją o przylot do Londynu na przesłuchanie do „Quantum of Solace”, gdzie miałaby zagrać dziewczynę Bonda. „Powiedziałam: «Nie ma takiej możliwości, żebym przyleciała. Wszystko jest po angielsku, ja nie jestem aktorką i studiuję»” mówi. „Więc nie poleciałam”. Agent namówił ją na zmianę zdania i choć nie dostała roli, to trzy miesiące później dołączyła do serii „Szybcy i Wściekli”.
Choć aktorka ma doświadczenie w filmach akcji, i tak musiała się sporo nauczyć podczas trwającego sześć miesięcy treningu do „Batman v Superman”. Wiedziała jak obchodzić się z bronią z czasów, spędzonych w wojsku. Ale miecz? To była nowość. „Uwielbiam walczyć mieczem” mówi. „To kolejna umiejętność, którą dodaję do swojej kolekcji.” Jeśli zaś chodzi o lasso, to Gadot przyznaje „Wciąż nad tym pracuję.”
KSIĄŻĘ CIEMNOŚCI: BEN AFFLECK OTWARCIE O ZWIĄZKACH BATMANA Z SZEKSPIREMPodejście Afflecka wydaje się jak najbardziej na miejscu. Aktor ma szansę stworzyć naprawdę ciekawą kreację i bardzo mu kibicuję. Jedno jest pewne — takiego Batmana jeszcze nie było.
KIM JEST Batman? Najprostsza odpowiedź brzmi: Bruce’em Wayne’em. Prawdziwa odpowiedź brzmi jednak: Batman ma wiele różnych tożsamości w wielu różnych czasach. Kiedy tworzy się restart należy odpowiedzieć na zestaw pytań: Geneza czy jej brak? Robin czy jego brak? Sutki czy…? „Batman to w zasadzie amerykańska wersja Hamleta” mówi Affleck. „Godzimy się z tym, że wielu aktorów interpretowało go na swój sposób.” Jego wersja Batmana jest starsza niż ta Christiana Bale’a z trylogii Mrocznego Rycerza — i bardziej zmęczona. „To koniec jego działalności, może nawet życia. Jest w nim pewnego rodzaju zmęczenie życiem.”
Oczywiście ponieważ rzuca wyzwanie Supermanowi, Batman nie może być zbyt leciwy. „Spodobało mi się to że Ben ma 193 cm wzrostu i jest wyższy od Henry’ego.” mówi Snyder. „Chciałem, żeby Superman czuł się tak, jakby Batman patrzył na niego z góry, mimo że jest od niego znacznie słabszy.”
Na koniec jeszcze kilka nowych kadrów, także od EW:
Świetne kadry i zdjęcia. Najbardziej podoba mi się to z Affleckiem i Gadot — wyglądają tam doskonale. Scena kojarzy mi się trochę z podobną w filmie „Mroczny Rycerz powstaje”. Ach, no i te włosy Luthora! Jestem wniebowzięty, a niedługo przecież kolejne atrakcje na SDCC!
Źródło: Entertainment Weekly #1371/1372, ew.com
Disney nie zwalnia jeśli chodzi o aktorskie adaptacje i reinterpretacje klasycznych animacji oraz baśni. Właśnie ogłoszono, że trwają prace nad kolejną. Ta miałaby się skupić na postaci znanego z wielu baśni księcia. Scenariusz pisze Matt Fogel („Agent XXL: Rodzinny Interes” — oj, niezbyt dobrze to o nim świadczy), a o fabule wiadomo tylko tyle, że będzie, uwaga, „rewizjonistyczna”. Coś takiego…
No, w każdym razie, jeśli ten pomysł będzie rozwinięty sensownie, to może się okazać strzałem w dziesiątkę. W końcu słynne baśnie z perspektywy księcia — kto by nie chciał ich zobaczyć. Z drugiej strony, pewnie i tak nie można liczyć na odważne potraktowanie temat, jak w „Baśniach” Willinghama czy „Into the Woods” Sondheima. Ale czekać — czekam.
Źródło: hollywoodreporter.com
Film „Kong: Skull Island” stracił właśnie dwa największe nazwiska: Michaeala Keatona i J. K. Simmonsa. Ponieważ zdjęcia do filmu zostały przełożone o kilka tygodni, panowie nie dali rady pogodzić udziału w filmie z innymi projektami. No, ale przynajmniej został Tom Hiddleston. To w końcu też dobry aktor.
Źródło: deadline.com
Ukazał się pełen zwiastun filmu „Steve Jobs” z Michaelem Fassbenderem w roli głównej.
Wygląda to bardzo solidnie i jestem przekonany, że będzie warto choćby ze względu na grę aktorską.
Źródło: Entertainment Weekly #1371/1372, ew.com
Disney o Księciu
Disney nie zwalnia jeśli chodzi o aktorskie adaptacje i reinterpretacje klasycznych animacji oraz baśni. Właśnie ogłoszono, że trwają prace nad kolejną. Ta miałaby się skupić na postaci znanego z wielu baśni księcia. Scenariusz pisze Matt Fogel („Agent XXL: Rodzinny Interes” — oj, niezbyt dobrze to o nim świadczy), a o fabule wiadomo tylko tyle, że będzie, uwaga, „rewizjonistyczna”. Coś takiego…
No, w każdym razie, jeśli ten pomysł będzie rozwinięty sensownie, to może się okazać strzałem w dziesiątkę. W końcu słynne baśnie z perspektywy księcia — kto by nie chciał ich zobaczyć. Z drugiej strony, pewnie i tak nie można liczyć na odważne potraktowanie temat, jak w „Baśniach” Willinghama czy „Into the Woods” Sondheima. Ale czekać — czekam.
Źródło: hollywoodreporter.com
Simmons i Keaton odchodzą z filmu o King Kongu
Film „Kong: Skull Island” stracił właśnie dwa największe nazwiska: Michaeala Keatona i J. K. Simmonsa. Ponieważ zdjęcia do filmu zostały przełożone o kilka tygodni, panowie nie dali rady pogodzić udziału w filmie z innymi projektami. No, ale przynajmniej został Tom Hiddleston. To w końcu też dobry aktor.
Źródło: deadline.com
Zwiastun „Steve’a Jobsa”
Ukazał się pełen zwiastun filmu „Steve Jobs” z Michaelem Fassbenderem w roli głównej.
Wygląda to bardzo solidnie i jestem przekonany, że będzie warto choćby ze względu na grę aktorską.
SERIALE
Emma Swan w nowym wydaniu
Finał czwartego sezonu „Once Upon a Time” był naprawdę szokujący (i tak, dostaniecie w końcu recap, wciąż się robi) — przede wszystkim ze względu na to co stało się z główną bohaterką, Emmą, która poświęciwszy się dla miasteczka wchłonęła potworną Ciemność i stała się nową Mroczną. EW pokazało pierwsze zdjęcia bohaterki w nowym wcieleniu. O to jak panna Swan będzie się prezentować:
(kliknij, aby powiększyć) |
(kliknij, aby powiększyć) |
Drugie pytanie brzmi, jak moce naszej czarnej łabędzicy, mrocznej Swan (jak nazywają ją twórcy serialu), będą się różnić od tych Titeliturego. „To, w jaki sposób Mroczny się objawia, zależy od osoby, która się nim staje. Mroczna w wydaniu Emmy będzie wyjątkowa.”
Kitsis i Horowitz ponadto zaznaczają, że zostanie Mrocznym pozwala wyzbyć się wszelkich zahamowań, „Mamy zamiar podjąć temat miłości i tego, co się dzieje, gdy ludzie używają jej jako broni; a także tego, co miłość każe nam robić. Wcześniej powiedzieliśmy, że miłość to najpotężniejsza magia. Sprawia, że robimy takie rzeczy, o których w innym wypadku byśmy nawet nie pomyśleli.”
Oczywiście wciąż jest nadzieja. „Poszukiwania Merlina to szansa na uwolnienie Emmy.” Potrzebny też będzie nowy wybawiciel. Regina? Titelitury? O tym przekonamy się w piątym sezonie. Ale już teraz jestem maksymalnie podekscytowany. A Morrison wygląda w nowym wydaniu doskonale!
Źródło: ew.com
Amazon i Netflix mówią „nie” „Hannibalowi”
Aktorzy zwolnieni z kontraktów. Amazon nie przejmuje produkcji. Netflix też mówi „nie”. Sytuacja wygląda coraz gorzej. Ale Fuller jest jeszcze dobrej myśli. Kablówki — do boju!
Źródło: spoilertv.com
„Dragon Ball Super”: czołówka i napisy końcowe
W niedzielę ukazał się pierwszy odcinek „Dragon Ball Super”. Dłuższą recenzję planuję dopiero po sezonie (lub po danej historii), ale pierwsze wrażenia możecie przeczytać na moich profilach w portalach społecznościowych (o, np. tutaj). Poniżej możecie zobaczyć też czołówkę i napisy końcowe serialu, tradycyjnie w rytm j-popowych piosenek.
Tzw. opening nie powala muzycznie, ale już ending daje radę. A co Wy sądzicie?
Zapowiedź „Serii Niefortunnych Zdarzeń”
Netfliks opublikował pierwszą, krótką zapowiedź swojej adaptacji „Serii Niefortunnych Zdarzeń”.
Brrrr, aż ciarki przehodzą!
KOMIKSY
DC: nowe mniserie
DC Comics zapowiedziało na 2016 rok kilka miniserii, w których na nowo przedstawią kilka znanych postaci. Do wielu z nich zatrudniono twórców tychże bohaterów (co jest dodatkową gratką), ale znalazło się też miejsce dla nowych głosów.
I w ten sposób: Len Wein, współtwórca Swamp Thinga będzie pisał miniserię mu poświęconą, a także nowy tytuł z Metal Men; Marv Wolfman napisze miniserię o Raven; Gerry Conway o stworzonym przez siebie Firestormie (proszę, niech to będzie dobre); a Mike W. Barr o Katanie.
Do grupy scenarzystów, którzy nie brali udziału w tworzeniu postaci, o których napiszą, należą zaś: Amy Chu (będzie odpowiadać za „Poison Ivy: Cycle of Life and Death” — komiks o słynnej przeciwniczce Batmana); Aaron Lopresti („Metamorpho”) oraz Keith Giffen („Sugar & Spike”).
Twórcy będą mieli za zadanie odświeżyć wizerunek bohaterów oraz pomóc na nowo wprowadzić ich do uniwersum (nie żeby taki „Swamp Thing” tego potrzebował, ale faktycznie — nowa seria z jego udziałem jest bardziej niż wskazana). To chyba dobre posunięcie, ale zobaczymy jak wyjdzie.
Źródło: usatoday.com
Kolejny komiks z Larą
Dark Horse nie odpuszcza: po „Tomb Raiderze” ukaże się kolejny komiks z Larą Croft. Tym razem będzie on jednak powiązany fabularnie ze światem, w którym rozgrywają się gry sprzed restartu serii oraz tytuły poboczne (a więc „Lara Croft and the Guardian of Light” oraz „Lara Croft and the Temple of Osiris”). Składająca się z pięciu numerów miniseria zostanie zatytułowana „Lara Croft and the Frozen Omen” ("Lara Croft i Zamarznięty Omen”).
Całość będzie się obracać wokół starożytnych artefaktów z kości słoniowej. Lara, wraz z Carterem Bellem, będzie próbować je odnaleźć i zabezpieczyć, zanim ubiegnie ją sekta, pragnąca wykorzystać przedmioty do złych, destrukcyjnych w skutkach celów. Scenariusz napisza Corinna Bechko, natomiast za warstwę graficzną odpowie Randy Green, który pracował już przy „Tomb Raiderze” wydawanym pod szyldem Top Cow.
No cóż, czekam!
Źródło: darkhorse.com
BLOGI
Oh, the irony of guilty pleasures. Czy jest się czego wstydzić? — Mysza o „lubieniu ironicznym” oraz wstydliwych przyjemnościach — z właściwym sobie dogłębnym podejściem do tematu.
Niekochany syn Batmana — Pusiek o Jasonie Toddzie — jednej z najciekawszych, choć rzadko dobrze pisanej postaci związanej z Batmanem.
Całusy, dzikusy i Wspaniali Szkoci, czyli „Dzieci kapitana Granta” czytane po latach — aHa po latach wraca do książki z dzieciństwa — jej przemyślenia są niezwykle ciekawe.
Quite useless czyli właściwie dlaczego? — Zwierz o tym, dlaczego sięgamy po kulturę. Bo właściwie to — dlaczego?
Ciekawy artykuł, ciekawy i jak wszystko na temat filmu bardzo ogólnikowy zarazem ;) Jakoś się obawiam tego Batmana v Supermana. Co prawda czytam na ten temat bardzo wyrywkowo, ale widzę w różnych wypowiedziach twórców jakieś rozpaczliwe próby uzasadnienia różnych dziwacznych decyzji producentów - od v w tytule, poprzez Afflecka w obsadzie (którego akurat lubię, chociaż chyba bardziej jako reżysera ;)), aż do tego fragmentu z artykułu który przytaczasz:
OdpowiedzUsuń"Zdziwiło mnie to ponieważ to właśnie to czyni dla mnie Supermana. Nie można wziąć superbohaterów, ustawić ich do walki i całkowicie zignorować konsekwencji.” mówi Snyder. „Batman v Superman” odnosi się do tych kwestii już na samym początku — to właśnie pośrednie ofiary starcia Supermana z Zodem stanowią dla Batmana bodziec, który popycha go do walki z człowiekiem ze stali. „Jest wiele filmów superbohaterskich, w których żartuje się z tego, że tak naprawdę nikomu nie dzieje się krzywda”
Bla bla bla, szczerze mówiąc brzmi to jak bezradna próba uzasadnienia głupoty, którą twórcy palnęli w "Człowieku ze stali". "Zdziwiło mnie to" - no oczywiście, rozwałka jest obowiązkowa w filmach o superbohaterach, ale jeśli rezygnuje się z komiksowości na rzecz realizmu, to trzeba przyjąć, że realny Superman morduje realnych cywilów, a nie nagle wycierać sobie gębę komiksowością superbohatera. No ale z drugiej strony chwała im za to, że usiłują obrócić to na swoją korzyść, bo może będzie to z korzyścią dla scenariusza ;)
Ja na ten film niesamowicie czekam, więc czytam i oglądam wszystko na ten temat. I gdzieś te wszystkie decyzje (tak, łącznie z "v", które jest zabiegiem świetnym, bo w sądownictwie brytyjskim jest czytane zarówno jako "against" jak i jako "and") rozumiem.
OdpowiedzUsuńNatomiast co do uzasadniania tej rozwałki - chyba nie do końca chcą się usprawiedliwić komiksowością, tylko właśnie realnością starcia dwóch osób o niesamowitej sile (przynajmniej tak czytam ich wypowiedź). Snyder mówił też w jednym z wywiadów, że w "Człowieku ze stali" Clark jest niedoświadczony w takich starciach, nie do końca wyćwiczony w walce i nie potrafi do końca wyczuć siłę uderzenia, natomiast Zod jest doskonale wyszkolonym żołnierzem - stąd chaotyczność bitwy oraz ofiary w cywilach. I też się cieszę, że to będzie podjęte w "Batman v Superman". Cieszę się też, że zostanie podjęty wątek tego, jak społeczeństwo reaguje na odmieńca z kosmosu - bardzo mi się to w "Człowieku ze Stali" podobało, bo hej - właśnie z taką nieufnością i takim niepokojem ludzie by do jego "odmienności" podchodzili.
Ja "Człowieka ze stali" jako filmu zupełnie nie kupuję, ale oczywiście jestem ciekawa jego starcia z Batmanem ;) Bardziej chodzi mi o to, że rozwałka uzasadniana jest w kolejnym filmie oraz poza ekranem, zamiast choćby pokazać cień wątpliwości na twarzy Cavilla w dziele właściwym. No ale może jego kontrakt zmian mimiki nie obejmował (wiem, zionę jadem, przepraszam, już kończę ;)) Tym bardziej że scenariusz drugiego filmu powstał już po nakręceniu pierwszego, podobnie jak później do historii został dopisany Batman, więc to nie jest tak, że "to było w planie". Ale nie zmienia to faktu, że jestem ciekawa jak wybrną z tego wszystkiego i film na pewno zobaczę.
OdpowiedzUsuńEj, no ale bez przesady, cień wątpliwości był, nawet więcej: tuż po walce z Zodem to wszystko z Supermana spłynęło i wydał z siebie jęk (tak, on nie był z powodu Zoda, on był z powodu wszystkich tych ofiar).
OdpowiedzUsuńO kurcze, powiem szczerze nie pamiętam jęku :) Może byłam zbyt pochłonięta kąśliwym komentowaniem wydarzeń chłopakowi na ucho. Jeśli tak, cofam wszystko :)
OdpowiedzUsuńProszę, żeby nie było, że ściemniam:
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=_93l5q7AWDM
Rzeczywiście, niewątpliwie Superman wydaje superjęk ;) ale jednak odebrałam go jako jęk typu "musiałem go zabić, a przecież jestem dobry" a nie "rozpirzyliśmy pół miasta i zabiliśmy tysiące ludzi, mam wyrzuty sumienia" ;)
OdpowiedzUsuńNo, to już kwestie indywidualnej interpretacji ;)
OdpowiedzUsuń