MANIAK NA POCZĄTEK
Piąty sezon "Once Upon a Time" rozpoczął się bardzo satysfakcjonująco. Twórcy nakreślili bardzo ciekawe wątki, z powodzeniem wprowadzili nowe postaci i prawdziwie zaskoczyli nową intrygą. I co z tym fantem zrobić dalej? Oczywiście podnieść poprzeczkę jeszcze wyżej
Drugi odcinek piątego sezonu to przede wszystkim jeszcze więcej twórczej reinterpretacji legend arturiańskich (scenarzyści czerpią z nich właściwie na każdym kroku, ale - we właściwy serialowi sposób - obracają pewne wątki o 180 stopni) oraz odsłanianie kolejnych elementów intrygi. Jednak przede wszystkim to odcinek o tym, jak bardzo bohaterowie są niedoskonali i krusi, a przez to ludzcy.
No dobrze, ale wszystko po kolei.
MANIAK O SCENARIUSZU
W Camelot Artur organizuje bal z okazji przybycia gości ze Storybrooke. Nikt nie spodziewa się ataku ze strony jednego z dworzan. W Strobybrooke pojawia się zaś potwór, który powiązany jest z tym, co wydarzyło się na zamku króla Artura. A ponieważ Wybawicielki już nie ma, to Regina będzie musiała działać. Tymczasem Hak planuje sprawdzić, czy będzie w stanie przerwać działanie klątwy, pod którym znajduje się Emma.
Autorami scenariusza są Andrew Chambliss i Dana Horgan, a tytuł odcinka brzmi "The Price" ("Cena") i jest bezpośrednio powiązany z głównym wątkiem, w którym bohaterzy będą musieli pewną cenę ponieść.
"The Price" to przede wszystkim odcinek, w którym w bardzo udany sposób połączono retrospekcje z wydarzeniami w teraźniejszości. Stopniowo poznajemy kolejne elementy układanki, a gdy już poznamy je wszystkie, zaczynamy zauważać, jak ładnie jedno wynika z drugiego. Oczywiście do pewnego stopnia zawsze tak w "Once Upon a Time" było, ale tym razem scenarzyści wykonali ogrom naprawdę wartościowej pracy. Ale jak prezentują się kolejne elementy?
Na pewno ciekawe są retrospekcje. Poszczególne ich wątki rozłożone są bardzo dobrze i każda postać otrzymuje dokładnie tyle czasu ekranowego, ile potrzebuje. Do tego wszystkiego oczywiście ewoluują relacje między bohaterami - zwłaszcza te, między Emmą a Reginą, które skręcają w dość intrygującym kierunku. Jest też absolutnie cudowny mini-wątek Henry'ego. Pochwalić należy także zwroty akcji - nawet, jeśli nie zawsze są niespodziewane. Tym, co jednak najbardziej urzeka, są wszelkie nawiązania do legend arturiańskich, by wspomnieć tu choćby o losach Merlina czy też krótkim występie Percewala.
Jak na tym tle wypada teraźniejszość? Równie dobrze. Tutaj także ewoluują relacje między postaciami, choć nieco inna jest ich dynamika. Wyraźniej zarysowana jest pewna opozycja między kluczowymi mieszkańcami Storybrooke a Emmą. Warto się jej przyjrzeć, zwłaszcza w kontekście Reginy, Haka czy Henry'ego, którym - oczywiście obok Śnieżki i Księcia - chyba najciężej odnaleźć się w nowej sytuacji.
Wydarzenia z teraźniejszości są też nieco dynamiczniejsze, co jest oczywiście związane z grasującym po Storybrooke potworem. A co się zaś samego potwora tyczy - jego genzeza jest dość ładnie wyjaśniona i nawiązuje do mitologii greckiej, której elementy twórcy raz po raz lubią gdzieś do "Once'a" wplatać.
"The Price" scenariuszowo satysfakcjonuje pod jeszcze jednym względem - pod koniec odcinka wiemy mniej więcej, o co Emmie chodzi i co chce zrobić. Pozostają oczywiście pytania bez odpowiedzi (m.in. to kluczowe: "dlaczego?"), ale widać, że twórcy doskonale wiedzą, czego chcą i dokąd zmierzają. Oby tak dalej!
MANIAK O REŻYSERII
Reżyseruje Romeo Tirone, a więc once'owy weteran. W "The Price" stosuje sprawdzone przez siebie rozwiązania i naznacza odcinek charakterystycznym dla siebie stylem. Można się więc spodziewać sporo delikatnych najazdów kamer czy też symbolicznych ujęć na początku kolejnych scen. Wszystko to sprawia dobre wrażenie i jest świetnie dopasowane do tempa opowieści. Cieszą także różnego rodzaju wizualne smaczki, zwłaszcza w kluczowym momencie odcinka.
MANIAK O AKTORACH
Jennifer Morrison daje radę. Jej Mroczna Emma to kreacja niesamowicie dobra i przemyślana; najlepsze, co aktorka do tej pory pokazała w serialu. Ciekawie wypada też w zestawieniu z tym, jak aktorka podchodzi do postaci w retrospekcjach, gdzie jest pogubiona, niepewna i wycofana. I wtedy też wypada nieźle, ale zdecydowanie wolę Emmę całkowicie złą.
Drugą ważną postacią w tym odcinku jest Regina, przeżywająca wielką huśtawkę emocjonalną. Lana Parilla świetnie te emocje ujmuje, przyprawiając je odrobiną reginowego pieprzu. Efekt jest oczywiście - jak zwykle - doskonały.
Przyjemnie wypada Sean Maguire w roli Robina Hooda. Choć jego rola nie jest szczególnie wielka, to aktor bardzo dobrze się w niej odnajduje i konsekwentnie tworzy zbudowany wcześniej wizerunek szlachetnego złodzieja.
Podobnie dobrze radzi sobie Colin O'Donoghue, choć ten okazji, by zabłysnąć, ma niewątpliwie więcej. Hak odbywa bowiem w odcinku niezwykle ważną podróż, która silnie wpływa na jego relacje z Emmą i niesamowicie targa niem wewnętrznie. O'Donoghue nie ma problemu, by pokazać tę kruchą, wrażliwą stronę Haka (co zresztą miał już okazję udowodnić) i robi to znakomicie.
Robert Carlyle znów błyszczy jako Titelitury, bawiąc się wyćwiczonymi manieryzmami. Modulacja głosem, nieco przerysowane ruchy i domieszka niepokoju - to wszystko sprawia, że chce się go oglądać.
Ginnifer Goodwin oraz Josh Dallas jak zwykle tworzą uroczą parę i świetnie się na ekranie uzupełniają. Tam gdzie Śnieżce brakuje otuchy, tam Książę zaraża optymizmem; tam gdzie Księciu brakuje charyzmy, inicjatywę przejmuje Śnieżka.
Z mniejszych ról na pewno warto wspomnieć o Lee Arenbergu, który poza typowymi dla jego postaci scenami humorystycznymi, dostaje także do zagrania nieco więcej i jak najbardziej udaje mu się sprostać wyzwaniu. Szkoda, że scenarzyści trochę jednak jego postać zaszufladkowali i niewiele mu okazji do wyrwania się z tej szuflady dają.
Warto też zwrócić uwagę na Emilie de Ravin, która świetnie zaznacza na ekranie dojrzałość Belli i jej doświadczenie.
Z aktorów występujących gościnnie na pewno warto wspomnieć o Andrew Jenkinsie ("Dochodzenie"), któremu przypadła rola Percewala. Jenkins ma w sobie coś takiego, co idealnie wpasowuje go w tę postać oraz to, co zaplanowali dla niej scenarzyści. Jest bardzo wiarygodny.
Powraca także Liam Garrigan jako Artur. Aktor potrafi zaintrygować i gra Artura w taki sposób, że ciężko tę postać ostatecznie rozgryźć. A wszystko dzięki zawadiackiemu, szelmowskiemu uśmieszkowi oraz tajemniczemu spojrzeniu.
Bardzo ciekawa jest Joana Metrass w roli Ginewry. Portugalska aktorka, którą ostatnio oglądać można było w "Kryptonim U.N.C.L.E.", nie jest może szczególnie charyzmatyczna, ale ma w sobie coś interesującego i przyciągającego. No i to pierwsza Ginewra z tak egzotycznym akcentem.
MANIAK O TECHNIKALIACH
Zdjęcia jak zwykle zrealizowano bezbłędnie. Każdą scenę nakręcono bardzo starannie i efektownie, a całość dopieszczono płynnym, przyjemnym montażem. Narzekać nie można też na doskonałą charakteryzację oraz kostiumy - zwłaszcza w części mającej miejsce w Camelot.
Problemy pojawiają się właściwie tam, gdzie zawsze: w efektach specjalnych. Przy czym najbardziej zawodzą wszelkie komputerowe tła (choć trzeba przyznać, że widać od pierwszego sezonu pewien postęp), a mniej pozostałe zastosowanie komputera.
I choć przy efektach specjalnych mina na moment rzednie, to chwilę później znów nabiera koloru, bo z głośnika płyną dźwięki kompozycji Marka Ishama. A nikt tak nie czaruje muzyką jak on.
MANIAK OCENIA
Drugi odcinek piątego sezonu to solidny ciąg dalszy nakreślonej w premierze opowieści. "Once Upon a Time" rozwija się w naprawdę dobrym kierunku.
DOBRY |
PS. Jak zwykle zapraszam też do recapu, gdzie piszę o wszystkim bardziej sczegółowo, wyławiam nawiązania do legend arturiańskich i zastanawiam się, co dalej.
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.