MANIAK PISZE WSTĘP
Długo trzeba było czekać na czwartą odsłonę „Dreamfall Chapters”. Od premiery pierwszego odcinka musiał minąć niemal rok, a od ukazania się odcinka trzeciego — ponad pięć miesięcy. Na usprawiedliwienie Red Thread Games trzeba jednak powiedzieć, że mieli całkiem sporo do zrobienia, bo poza przygotowaniem samej gry musieli także przesiąść się na nowszą, stabilniejszą wersję silnika Unity. To oznaczało konieczność zaktualizowania dotychczasowego materiału: proces niełatwy i czasochłonny. Ostatecznie zakończył się on sukcesem i tuż przed świętami mogliśmy cieszyć się czwartą, przedostatnią już księgą gry. Księgą, która — jak sugeruje tytuł, „Revelations” (objawienia, ujawnienia, rewelacje) — dostarcza sporo nowych informacji na temat motywacji bohaterów, intryg i przewodniego wątku. A przy okazji przygotowuje grunt pod ostatnią odsłonę. Czy jest to grunt solidny?
MANIAK O FABULE
„Revelations” składa się z trzech rozdziałów oraz interludium. Większość historii skupia się na Zoë, poza tym jest oczywiście Kian oraz — skoro uraczono nas interludium — nieco tajemniczej Sagi, o której mnóstwo się dowiadujemy (i są to wiadomości bardzo dobre, na które od zawsze czekałem). Ale od początku.
Po wydarzeniach z poprzedniej księgi historia Zoë jest chyba skrojona na największą skalę. Przede wszystkim dzięki przygodom bohaterki poznajemy ogromną część mitologii całego uniwersum gry. Dowiadujemy się między innymi, jak twórcy widzą powstanie świata oraz kwestię jego istnienia; rozwinięta zostaje także idea kluczowej w całej serii równowagi (piszę z małej litery, bo chodzi nie tylko o Równowagę między Stark i Arkadią, ale też między mrokiem i światłem; dobrem i złem). Dla kogoś, kto tak jak ja lubi mistycyzm, mitologię i kwestie kosmogoniczne jest to fantastyczna sprawa — tym bardziej, że scenarzyści gry opierają się na szalenie intrygujących konceptach filozoficznych i czerpią z przeróżnych wierzeń, w tym aborygeńskich, a nawet słowiańskich.
Warto jednak przyjrzeć się także problemom poruszanym niejako obok, bo to one najbardziej stanowią o wartości całej narracji. Na pewno można liczyć na ciągnący się niemal od początku motyw strachu przed innością, który (mowa cały czas o strachu) powoli przeradza się w nienawiść (jest nawet dość dosadna scena, w której Zoë bez ogródek komentuje mizoginizm jednej z drugoplanowych postaci). Motyw ten często jest ostatnio poruszany w popkulturze, ale wciąż też jest niezwykle aktualny, a w „Dreamfall: Chapters” potraktowano go bardzo trafnie. Jest też tu trochę o radzeniu sobie ze stratą - i problem ten pokazano od bardzo ciekawej strony, nienachalnie i z dużym wyczuciem. Jest wreszcie stale przewijająca się przez serię kwestia władzy absolutnej i tego, jak psuje ona poszczególne jednostki.
Tematów w wątku Zoë poruszonych zostaje więc mnóstwo, a wszystko w atmosferze powrotu starych znajomych (którzy mogą mieć znaczący wpływ na dalszy rozwój wydarzeń) i ponownych odwiedzin w miejscach znanych z poprzednich części serii. Fani „Najdłuższej podróży” powinni być w szczególności zachwyceni liczbą nawiązań i różnorakich odwołań. Jest zatem nieco nostalgicznie, choć należy zaznaczyć, że nostalgia jest tu zaledwie dodatkiem, nie motywem przewodnim, jak to ostatnio w modzie.
Na oddzielny akapit zasługuje postać Kruka, który w „Revelations” towarzyszy Zoë niemal przez cały czas. Uwielbiam tę postać od czasów „Najdłuższej podróży” (bo i Kruka nie da się nie uwielbiać), a i w czwartej księdze „Dreamfall: Chapters” jest napisana doskonale. Błyskotliwe, doprawione szczyptą ironii i nonszalancji komentarze świetnie się w całej historii sprawdzają, a przede wszystkim znakomicie wyważają jej ton.
A skoro o tonie mowa, to mogę wreszcie przejść do wątku Kiana. Tutaj ten ton jest naprawdę ciężki, a twórcy podejmują odważną tematykę. Odwołują się bowiem wprost do problemu Holocaustu i bardzo bezpośrednio nawiązują do tego, co działo się w obozach koncentracyjnych. Historia jest przez to przytłaczająca i wprost pokazuje konsekwencje fanatyzmu religijnego oraz dążenia do utrzymania władzy za wszelką cenę. Stanowi przy tym nie tylko komentarz do wydarzeń II wojny światowej, ale także do pewnych bardzo niebezpiecznych konwencji w dzisiejszym świecie. To wątek naprawdę mocny i dający do myślenia. Bardzo się cieszę, że twórcy nie bali się takich problemów poruszać w grze komputerowej — medium wciąż przecież nie do końca branym na poważnie.
W historii Kiana najbardziej też widać, jak ciążą podjęte wcześniej decyzje. Zaczynamy dostrzegać, gdzie popełniliśmy błąd i co można było zrobić lepiej; wpływ poprzednich działań i wyborów zaczyna być coraz bardziej widoczny. Niesamowicie rzutuje to na odbiór historii i budzi sporo emocji.
W ostatnim z wątków, tym związanym z tajemniczą Sagą, przebija się motyw radzenia sobie ze stratą bliskich oraz młodzieńczego buntu. Podkreślona jest także ogromna rola wspomnień. Wszystko to staje się jeszcze ciekawsze w kontekście tego, co dowiadujemy się o Sadze z poprzednich partii gry oraz samej końcówki. Wygląda na to, że dziewczyna jeszcze namiesza w ostatniej księdze (może doczekamy się jakiejś małej zapowiedzi sugerowanej już dawno „The Longest Journey Home”?).
MANIAK O ROZGRYWCE
To fabuła, a jak z rozgrywką? Przede wszystkim trzeba zauważyć, że „Revelations” to zdecydowanie najkrótsza z dotychczasowych odsłon — jej przejście zajęło mi ok. 4 godzin i to łącznie z wałęsaniem się po lokacjach, podziwianiem widoków i szukaniem rozwiązań zagadek. Te ostatnie wypadają przyzwoicie, ale tym razem niewiele z nich stanowi szczególnie duże wyzwanie. Trzeba a to coś skojarzyć, a to czegoś odszukać, a to użyć właściwego przedmiotu we właściwym miejscu... Standard. Jest różnorodnie, ale dość łatwo. W pamięć zapada jedynie świetnie zaprojektowana zagadka z interludium, polegająca na wybraniu odpowiedniej grupy wspomnień, które obracają się wokół jakiegoś ogólnego motywu — świetny pomysł i perfekcyjna realizacja.
Drugi trzon rozgrywki stanowi system wyborów i „Revelations” uwydatnia, jak twórcy świetnie go zaimplementowali i dopracowali. Konkretne decyzje — o czym już pisałem — rzeczywiście mają wpływ na poszczególne elementy historii. I to wpływ dość spory, bo może od nich także zależeć to, którzy z bohaterów ostatecznie przeżyją.
Ogólnie rzecz biorąc gra się niezwykle dobrze i ani na chwilę nie chce się odejść od monitora. Zdecydowanie „Revelations” wywołuje syndrom „jeszcze jednego poziomu”.
MANIAK O GRAFICE
Zaktualizowany silnik zmusił mnie do przesiadki na 64-bitowy system (leciwa 32-bitowa Vista nie poradziła sobie z przydzielaniem RAM-u i musiałem przejść niezłą batalię, zanim wszystko ustawiłem tak, żeby ładnie działało), ale zdecydowanie się to opłaciło. Pod Unity 5 gra nabrała zupełnie nowego charakteru. Różnorodne, ogromne lokacje powalają wręcz liczbą szczegółów, kolorystyką czy oświetleniem (w ogóle gra światłem jest doskonała). W takich miejscach jak las Riverwood czy wioska Oularów nie sposób choć na chwilę nie porzucić głównej misji, przystanąć i podziwiać otoczenia.
Zróżnicowane są również modele postaci, zwłaszcza tych ważnych dla fabuły. Czasem, co prawda, mogłyby być lepiej animowane — szczególnie jeśli chodzi o mimikę — ale ogólnie rzecz biorąc „Revelations” bynajmniej nie odpycha od ekranu. Unity 5 naprawdę zdziałało cuda, zwłaszcza że poprawiła się też wydajność (choć przesiadka na 64-bitowy system to absolutny mus).
MANIAK O MUZYCE
Simon Poole przygotowuje niewiele nowych kompozycji na potrzeby „Revelations”, ale wreszcie poczułem podczas rozgrywki, że gdzieś tam wyłaniają się muzyczne motywy przewodnie i gdzieś tam te motywy zaczynają zostawać w głowie na dłużej. A to dobrze świadczy.
Większość czasu spędzamy w Arkadii, gdzie Poole raczy nas wieloma utworami inspirowanymi ludową muzyką państw egzotycznych. Melodie kojarzą się nieco z Indiami czy Arabią, co w gruncie rzeczy świetnie się zgrywa z kulturą Azadi. Fenomenalnie sprawdza się także rozbrzmiewający w niektórych utworach żeński wokal, który dodaje im nieco podniosłości. Ogólnie rzecz ujmując: ścieżka dźwiękowa zawsze jest dobrze dopasowana do atmosfery poszczególnych scen czy elementów rozgrywki i dość skutecznie jest wykorzystywana do budowania napięcia. W tej księdze jestem pracą Poole'a bardzo usatysfakcjonowany.
Większość czasu spędzamy w Arkadii, gdzie Poole raczy nas wieloma utworami inspirowanymi ludową muzyką państw egzotycznych. Melodie kojarzą się nieco z Indiami czy Arabią, co w gruncie rzeczy świetnie się zgrywa z kulturą Azadi. Fenomenalnie sprawdza się także rozbrzmiewający w niektórych utworach żeński wokal, który dodaje im nieco podniosłości. Ogólnie rzecz ujmując: ścieżka dźwiękowa zawsze jest dobrze dopasowana do atmosfery poszczególnych scen czy elementów rozgrywki i dość skutecznie jest wykorzystywana do budowania napięcia. W tej księdze jestem pracą Poole'a bardzo usatysfakcjonowany.
MANIAK O GRZE AKTORSKIEJ
Wciąż nie potwierdzono udziału żadnego z aktorów oficjalnie — to pewnie stanie się dopiero w księdze piątej. Dlatego wypowiem się tylko o tych aktorach, których tożsamość wydedukowano w szeroko rozumianym Internecie.
Jak zwykle fantastyczna jest Charlotte Ritchie w roli Zoë. Aktorka genialnie moduluje głosem, bez problemu oddając w kluczowych momentach ironiczność i delikatną uszczypliwość głównej bohaterki. Do tego w jej głosie aż rezonują emocje, które od razu udzielają się graczowi.
Świetnie radzi sobie również Nicholas Boulton jako Kian. Boulton znów polega na swojej głębokiej barwie głosu, którą podkreśla dojrzałość bohatera i jego otwieranie się na problemy Akradii. Wypada bardzo wiarygodnie.
Świetnie radzi sobie również Nicholas Boulton jako Kian. Boulton znów polega na swojej głębokiej barwie głosu, którą podkreśla dojrzałość bohatera i jego otwieranie się na problemy Akradii. Wypada bardzo wiarygodnie.
Genialny jest oczywiście Roger Raines jako Kruk. Jego występ to coś niesamowitego i nie zabrakło w nim nutki szaleństwa — niezbędnej by tchnąć w Kruka życie. Co ważne, Raines nie tylko oddaje pewną swobodę bycia bohatera, ale także jego głębsze emocje. I owszem, gdzieniegdzie jest to występ nieco przerysowany, ale z drugiej strony takie przerysowanie Krukowi służy.
Z innych ważnych postaci warto wspomnieć jeszcze o Davie Fennoyu, który użycza głosu Likho. I robi to naprawdę kapitalnie. Jego Likho jest taki, jaki być powinien: pełen złości, żądzy zemsty, ale też w kluczowych momentach zdolny do odrzucenia tej skorupy negatywnych emocji i ukazania wnętrza. To wszystko Fennoy oddaje znakomicie.
MANIAK OCENIA
Choć czekać trzeba było długo, a rozgrywka jest dość krótka, to Ragnar Tørnquist i spółka znów dostarczają produkt wyśmienity. „Revelations” to idealny ciąg dalszy, opowiadający świetną historię. Teraz jedynie czekać na zwieńczenie tej historii. A potem na kolejne gry od Red Thread Games.
DOBRY |
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.