MANIAK WE WSTĘPIE
Tą notką chciałbym rozpocząć stały — mam nadzieję, że się ta stałość uda — czwartkowy cykl pt. „Czwartkowy Wspomnień Czar” (tak, to moja skazana na porażkę próba polskiego przekładu wyrażenia Throwback Thursday, ale zobaczcie, jak się ładnie hasztaguje: #CWC). W każdy czwartek będę brać na warsztat jakieś starsze dzieło popkultury. Mówiąc „starsze”, mam na myśli takie, które ukazało się ponad miesiąc temu i nikt już o nim nie mówi ;) Dziś na tapet wezmę Nowy początek. To film, który widziałem po raz pierwszy jeszcze w zeszłym roku i mogłem do niego niedawno wrócić dzięki współpracy z HBO Polska.
Nowy początek zaintrygował mnie przede wszystkim dlatego, że dotyczy czegoś, co od dawna mnie fascynuje: języka. Jeszcze zanim zacząłem zawodowo zajmować się przekładem, uwielbiałem językoznawstwo. Z przyjemnością rozkładałem zdania i wyrazy na części pierwsze, porównywałem różne języki i ich struktury… Wiecie, takie wyjątkowo maniacze rzeczy. Możecie więc wyobrazić sobie moją radość, kiedy w końcu okazało się, że stworzono film fantastyczno-naukowy specjalnie dla takich osób jak ja. Film, w którym nie obserwujemy przerośniętych komandosów strzelających z karabinów do chcących nas zjeść obcych (idealnie posługujących się angielskim), ale obraz, w którym śledzimy zmagania lingwistki.
MANIAK O SCENARIUSZU
Scenariusz filmu powstał na podstawie opowiadania Teda Chianga pt. Story of Your Life (Opowieść o twoim życiu) z 1998 roku. Oba opierają się na bardzo podobnych założeniach. O ile jednak Chiang postanowił poruszyć kwestię radzenia sobie z nieuniknionym, scenarzysta filmu, Eric Heisserer, rozłożył akcenty nieco inaczej, na pierwszy plan wysuwając inny, choć równie uniwersalny problem. Heisserer to zresztą ciekawa postać. Z jednej strony do czasu Nowego początku miał na koncie głównie kiepskie horrory (Kiedy zgasną światła i remake Koszmaru z ulicy wiązów). Z drugiej, współpracując z reżyserem filmu, Denisem Villeneuve’em, popełnił tekst bardzo inteligentny i mądry, stojący w zupełnej opozycji do wspomnianych wyżej dzieł. Być może to dlatego, że pomysł próbował rozwijać od wielu lat i do czasu realizacji filmu idea zdążyła odpowiednio w nim dojrzeć.
Opowieść skupia się na językoznawczyni, niejakiej Louise Banks. Kobieta dostaje od rządu nietypowe zadanie — ma rozpracować język przybyłych na ziemię kosmitów. Czeka ją oczywiście masa pracy, ale będzie musiała się spieszyć. Jeśli nie porozumie się z obcymi w odpowiednim czasie, Ziemi może grozić niebezpieczeństwo.
To oczywiście tylko pobieżny opis, bo film jest o wiele głębszy. W tej historii o fascynujących (nie tylko dla entuzjastów językoznawstwa) badaniach nad zupełnie obcą mową kryje się bowiem ważny przekaz. Heisserer i Villeneuve próbują nam powiedzieć, jak ważne są rozmowy i próby dojścia do porozumienia. I czynią to na kilku płaszczyznach. Po pierwsze, ich Nowy początek jest wśród innych obrazów o tzw. pierwszym kontakcie… może niekoniecznie powiewem świeżości, ile przedstawicielem rzadko obieranej drogi. Tutaj nie jest eksponowany konflikt między ludźmi a obcymi (choć wisi nad bohaterami jego groźba). Liczy się więc nie argument siły, ale siła argumentu; nie pięści i spluwy, ale intelekt. Po drugie, to przesłanie jest mocno wyeksponowane w samej fabule, zwłaszcza podczas trzeciego aktu.
Jak już wspomniałem, scenarzysta nieco przesuwa akcenty względem adaptowanego opowiadania. Nie oznacza to jednak, że dodając coś od siebie, zupełnie rezygnuje z tego, co postanowił podkreślić Chiang. Ten wątek również jest w Nowym początku obecny, choć w nieco mniejszym wymiarze. Jakkolwiek nie byłby on jednak wyeksponowany, pozwala twórcom filmu na inteligentną zabawę z widzem. Nie chcę zdradzać zbyt wiele, jeśli jeszcze filmu nie widzieliście, ale zasygnalizuję tylko, że Heisserer buduję opowieść na różnych płaszczyznach czasowych. W ten sposób nie tylko zaskakuje zwrotami akcji, ale też pogłębia rys charakterologiczny głównej bohaterki. A ta jest rozrysowana bezbłędnie. Inteligentna, ale również delikatna i z wyraźnymi słabościami; zdeterminowana, choć czasem wątpiąca; jednym słowem: człowiek z krwi i kości.
Rzecz jasna, jak to w wielu produkcjach fantastyczno-naukowych bywa, zagadnienia naukowe nie zawsze są wystarczająco pogłębione. Heisserer skupia się tu przede wszystkim na egzolingwistyce oraz prawie relatywizmu językowego (zwanym też — niekoniecznie słusznie — hipotezą Sapira-Whorfa). Z pierwszym może, rzecz jasna, pofantazjować, bo to dziedzina hipotetyczna — zakłada ona badania nad językami obcych. Niemniej jednak, można się domyślać, że badania takie byłyby pewnie znacznie bardziej skomplikowane od tych przedstawionych w filmie. By jednak widza nie zanudzić, podjęto decyzję — uważam, że słuszną — by troszkę rzecz przyspieszyć i uprościć.
W przypadku relatywizmu językowego Heisserer bywa niekonsekwentny. Prawo to zakłada, że dany język w mniejszym lub większym stopniu wpływa na sposób myślenia i percepcję. Znaczna część fabuły na tym założeniu się opiera, choć nie zawsze pewne zasady są przez scenarzystę przestrzegane. Przykładowo: bohaterka wysnuwa hipotezę, że — ze względu na konkretny sposób myślenia — w języku obcych nie da się zadać pewnego pytania. Następnie je jednak… zadaje.
Oczywiście są to rzeczy drugorzędne, nijak nieprzeszkadzające w odbiorze filmu. Co najwyżej spowodują podniesienie brwi u entuzjastów i głośne westchnięcie u naukowców. Ale trzeba też pamiętać, że dzieła popkultury rządzą się własnymi prawami i czasem wymagają pójścia na kompromis. I uważam, że ten kompromis w miarę się Heissererowi udaje.
Partnerujący jej koledzy, m.in. Jeremy Renner, Forest Whitaker czy Ma Tzi, bledną w blasku Adams. Nie znaczy to jednak, że nie tworzą ciekawych kreacji. Renner gra dość złożoną postać fizyka, Iana Donelly’ego i jest w tej roli przekonujący, nawet jeśli miejscami bezbarwny. Whitaker sprawdza się jako amerykański porucznik. Da się uwierzyć w jego autorytet i zdecydowanie zrozumieć motywy bohaterem kierujące. Ciekawy jest wreszcie Ma — z jednej strony groźny, gdy trzeba; z drugiej zaś niezwykle poczciwy.
Zdjęcia są niesamowite. Z jednej strony kameralne, gdy zachodzi taka potrzeba, z drugiej powalające rozmachem. Dźwięk jest zaś bardzo oryginalny, niespotykany, mający w swojej naturze… coś obcego, co doskonale pasuje do treści filmu. Zresztą świetnie wpasowuje się w to też muzyka Jóhanna Jóhannssona. Odważna, eksperymentalna, świetnie podkreślająca ważne filmowe momenty.
Wspomnę jeszcze krótko o montażu i scenografii. Ten pierwszy jest bardzo wyważony i niespieszny, ta druga nieco sterylna, ale przez to także oryginalna. Razem nadają filmowi jeszcze więcej wyjątkowości.
Piszcie koniecznie, co sami myślicie o filmie. Możecie skorzystać z sekcji komentarzy u dołu strony lub z moich profili w mediach społecznościowych: na Facebooku, Twitterze, Google+ i Ask.fm.
A jeśli chcecie zobaczyć Nowy początek, możecie obejrzeć go na HBO lub w serwisie HBO GO.
Wpis powstał dzięki współpracy z HBO Polska.
Opowieść skupia się na językoznawczyni, niejakiej Louise Banks. Kobieta dostaje od rządu nietypowe zadanie — ma rozpracować język przybyłych na ziemię kosmitów. Czeka ją oczywiście masa pracy, ale będzie musiała się spieszyć. Jeśli nie porozumie się z obcymi w odpowiednim czasie, Ziemi może grozić niebezpieczeństwo.
To oczywiście tylko pobieżny opis, bo film jest o wiele głębszy. W tej historii o fascynujących (nie tylko dla entuzjastów językoznawstwa) badaniach nad zupełnie obcą mową kryje się bowiem ważny przekaz. Heisserer i Villeneuve próbują nam powiedzieć, jak ważne są rozmowy i próby dojścia do porozumienia. I czynią to na kilku płaszczyznach. Po pierwsze, ich Nowy początek jest wśród innych obrazów o tzw. pierwszym kontakcie… może niekoniecznie powiewem świeżości, ile przedstawicielem rzadko obieranej drogi. Tutaj nie jest eksponowany konflikt między ludźmi a obcymi (choć wisi nad bohaterami jego groźba). Liczy się więc nie argument siły, ale siła argumentu; nie pięści i spluwy, ale intelekt. Po drugie, to przesłanie jest mocno wyeksponowane w samej fabule, zwłaszcza podczas trzeciego aktu.
Jak już wspomniałem, scenarzysta nieco przesuwa akcenty względem adaptowanego opowiadania. Nie oznacza to jednak, że dodając coś od siebie, zupełnie rezygnuje z tego, co postanowił podkreślić Chiang. Ten wątek również jest w Nowym początku obecny, choć w nieco mniejszym wymiarze. Jakkolwiek nie byłby on jednak wyeksponowany, pozwala twórcom filmu na inteligentną zabawę z widzem. Nie chcę zdradzać zbyt wiele, jeśli jeszcze filmu nie widzieliście, ale zasygnalizuję tylko, że Heisserer buduję opowieść na różnych płaszczyznach czasowych. W ten sposób nie tylko zaskakuje zwrotami akcji, ale też pogłębia rys charakterologiczny głównej bohaterki. A ta jest rozrysowana bezbłędnie. Inteligentna, ale również delikatna i z wyraźnymi słabościami; zdeterminowana, choć czasem wątpiąca; jednym słowem: człowiek z krwi i kości.
Rzecz jasna, jak to w wielu produkcjach fantastyczno-naukowych bywa, zagadnienia naukowe nie zawsze są wystarczająco pogłębione. Heisserer skupia się tu przede wszystkim na egzolingwistyce oraz prawie relatywizmu językowego (zwanym też — niekoniecznie słusznie — hipotezą Sapira-Whorfa). Z pierwszym może, rzecz jasna, pofantazjować, bo to dziedzina hipotetyczna — zakłada ona badania nad językami obcych. Niemniej jednak, można się domyślać, że badania takie byłyby pewnie znacznie bardziej skomplikowane od tych przedstawionych w filmie. By jednak widza nie zanudzić, podjęto decyzję — uważam, że słuszną — by troszkę rzecz przyspieszyć i uprościć.
W przypadku relatywizmu językowego Heisserer bywa niekonsekwentny. Prawo to zakłada, że dany język w mniejszym lub większym stopniu wpływa na sposób myślenia i percepcję. Znaczna część fabuły na tym założeniu się opiera, choć nie zawsze pewne zasady są przez scenarzystę przestrzegane. Przykładowo: bohaterka wysnuwa hipotezę, że — ze względu na konkretny sposób myślenia — w języku obcych nie da się zadać pewnego pytania. Następnie je jednak… zadaje.
Oczywiście są to rzeczy drugorzędne, nijak nieprzeszkadzające w odbiorze filmu. Co najwyżej spowodują podniesienie brwi u entuzjastów i głośne westchnięcie u naukowców. Ale trzeba też pamiętać, że dzieła popkultury rządzą się własnymi prawami i czasem wymagają pójścia na kompromis. I uważam, że ten kompromis w miarę się Heissererowi udaje.
MANIAK O REŻYSERII
Denis Villeneuve to jeden z ciekawszych reżyserów ostatnich lat i warto obserwować jego karierę. Nowym początkiem przede wszystkim udowadnia niesamowite wyczucie. Tworzy film niezwykle oryginalny tak pod względem obrazu, jak i dźwięku, a jednocześnie dba o to, by ta fantastyczna forma nie była pozbawiona treści. Doskonale prowadzi akcję — wszak film o rozszyfrowywaniu języka obcego mógłby być widowiskiem bardzo dla przeciętnego widza nudnym. Nowy początek nie jest, bo Villeneuve wie jakich środków użyć, by widza wciągnąć w świat przedstawiony, wzbudzić w nim ciekawość bliską ciekawości bohaterów i ostatecznie zaangażować w opowiadaną historię. Jest przy tym bardzo wyważony — nie idzie w pusty spektakl, ale też nie rezygnuje ze spektaklu zupełnie. Wie po prostu — podobnie jak Nolan — jak skutecznie połączyć kino rozrywkowe z kinem artystycznym. I to też czyni.MANIAK O AKTORACH
Nowy początek to w większości popis aktorski Amy Adams. Miała ona zresztą w zeszłym roku, kiedy film się ukazał, więcej ciekawych ról i aż szkoda, że nie dostała nominacji do Oscara za choćby jedną z nich. Nowym początkiem udowodniła po raz kolejny, że jest aktorką wszechstronnie uzdolnioną. Niezwykle wiarygodnie kreuje swoją postać, nie czyniąc z niej egzaltowanej pani naukowiec, ale — tak jak zakłada scenariusz — osobę z krwi i kości.Partnerujący jej koledzy, m.in. Jeremy Renner, Forest Whitaker czy Ma Tzi, bledną w blasku Adams. Nie znaczy to jednak, że nie tworzą ciekawych kreacji. Renner gra dość złożoną postać fizyka, Iana Donelly’ego i jest w tej roli przekonujący, nawet jeśli miejscami bezbarwny. Whitaker sprawdza się jako amerykański porucznik. Da się uwierzyć w jego autorytet i zdecydowanie zrozumieć motywy bohaterem kierujące. Ciekawy jest wreszcie Ma — z jednej strony groźny, gdy trzeba; z drugiej zaś niezwykle poczciwy.
MANIAK O TECHNIKALIACH
Mówiąc o aspektach technicznych, nie sposób przede wszystkim skupić się na dwóch z nich: zdjęciach i dźwięku. Nie bez powodu za oba Nowy początek otrzymał nominacje do Oscara, a w przypadku tego ostatniego nawet statuetkę (za montaż dźwięku).Zdjęcia są niesamowite. Z jednej strony kameralne, gdy zachodzi taka potrzeba, z drugiej powalające rozmachem. Dźwięk jest zaś bardzo oryginalny, niespotykany, mający w swojej naturze… coś obcego, co doskonale pasuje do treści filmu. Zresztą świetnie wpasowuje się w to też muzyka Jóhanna Jóhannssona. Odważna, eksperymentalna, świetnie podkreślająca ważne filmowe momenty.
Wspomnę jeszcze krótko o montażu i scenografii. Ten pierwszy jest bardzo wyważony i niespieszny, ta druga nieco sterylna, ale przez to także oryginalna. Razem nadają filmowi jeszcze więcej wyjątkowości.
MANIAK OCENIA
Jeśli jakimś cudem Nowego początku jeszcze nie widzieliście, to koniecznie zobaczcie. Denis Villeneuve stworzył produkcję inną od głównego nurtu obrazów o pierwszym kontakcie, a jednocześnie film wciągający o uniwersalnym, ważnym przesłaniu.DOBRY |
A jeśli chcecie zobaczyć Nowy początek, możecie obejrzeć go na HBO lub w serwisie HBO GO.
Wpis powstał dzięki współpracy z HBO Polska.
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.