Długo się zastanawiałem, jaki film wybrać na pierwszy kinowy seans w 2020 roku (miał on miejsce w styczniu, ale wiecie, jak to jest z moim zabieraniem się do pisania). Mój wybór padł ostatecznie na Wszystko dla mojej matki. O tym fabularnym debiucie dokumentalistki i okazjonalnej reżyserki serialowej, Małgorzaty Imielskiej, słyszałem już wiele dobrego podczas zeszłorocznego Tofifestu, ale niestety podczas festiwalu nie udało mi się obrazu obejrzeć. Na całe szczęście dostał szerszą dystrybucję i muszę powiedzieć jedno — to jeden z najlepszych filmów, jakie ukazały się w ciągu ostatnich dwóch miesięcy.
MANIAK O SCENARIUSZU
Wszystko dla mojej matki opowiada historię Oli, młodej podopiecznej zakładu poprawczego, do którego zaprowadziły ją złe koleje losu. W wieku pięciu lat została odebrana mamie, znanej sportmence, i od tamtej pory wszystkie działania dziewczyny koncentrują się na odnalezieniu rodzicielki.
Małgorzata Imielska natknęła się na temat ośrodków wychowawczych wiele lat temu, podczas kręcenia dokumentu o nieudanych adopcjach. Temat od tamtej pory za nią chodził i postanowiła w końcu do niego wrócić. Wizyty w ośrodkach i rozmowy z wychowawcami oraz przede wszystkim wychowankami posłużyły za inspirację do scenariusza, który — jak podkreśla twórczyni — opowiada historię jak najmocniej zbliżoną do rzeczywistości. A by ją jeszcze mocniej uwiarygodnić, Imielska współpracowała z psychologami[1]. Miejscami jej opowieść może się wprawdzie wydawać zbyt brutalna czy pesymistyczna, ale jak przekonuje Imielska: „Nie ma co ma co łagodzić, próbować tuszować. Nasza rzeczywistość w wielu przypadkach właśnie tak wygląda – tak jak w moim filmie — bez względu na to, jaki obraz mamy zakodowany w głowie. Z takiej, a nie innej rzeczywistości wynikają motywacje działań bohaterów”[1].
Scenariusz można czytać na wiele sposobów. Ta najbardziej oczywista interpretacja skupi się pewnie na krytyce zakładów poprawczych, czy w ogóle systemu sprawiedliwości oraz resocjalizacji młodych dziewcząt. Wiele scen w filmie pokazuje, jak bardzo jest on niedoskonały, a Imielska w każdej młodej bohaterce szuka przede wszystkim człowieka i psychologicznej głębi. Wiele z dziewczyn nie trafiło do zakładu dlatego, że są na wskroś złe. Zaprowadziły je tam raczej niefortunne zbiegi okoliczności czy krzywda, której same doświadczyły. Scenariusz ukazuje zatem ogromną społeczną niesprawiedliwość i każe się zastanowić, czy nie czas na zmiany.
Po drugie, to opowieść o potrzebie miłości, co przede wszystkim zostaje poruszone w głównym wątku. Wszystkie działania podejmowane przez główną bohaterkę motywowane są właśnie pragnieniem bycia kochaną. Dlatego Ola ślepo wierzy w odnalezienie matki i jest w stanie poświęcić temu celowi wszystko — nawet własne dobro i komfort. To niezwykle poruszająca opowieść, która właściwie skupia się na istocie człowieczeństwa, a Imielska — choć jest w tym filmie bezpardonowa — snuje ją z odpowiednim wyczuciem i delikatnością.
Po trzecie i moim zdaniem najważniejsze, Wszystko dla mojej matki to krytyka obojętności na zło. A tej obojętności jest w filmie bardzo dużo. Jej przejawy widać w postawie dyrektorki ośrodka nieustannie powtarzającej: „Ja nie mam na to siły”, w milcząco-przyzwalajacym na zło męża zachowaniu postaci granej przez Jowitę Budnik czy wreszcie w samych dziewczynach z „poprawczaka”, które są świadome dziejącego tam zła, ale z wygody wolą milczeć. Imielska mówi przy tym głośno: tylko zdecydowany sprzeciw wobec okrucieństwa, może je powstrzymać, a ci, którzy milczą, są mu współwinni. Ten sprzeciw pokazuje na kilku mniejszych przykładach, by wreszcie w finale filmu podkreślić jego siłę, a przy okazji ostatecznie rozwinąć główną bohaterkę.
MANIAK O REŻYSERII
Imielska, choć to jej fabularny debiut, realizuje film ciekawie i dość sprawnie. Przede wszystkim doskonale operuje obrazem i stawia raczej na oszczędność słowa. Najważniejszych elementów opowieści doświadcza się więc w sferze wizualnej. Doskonała jest choćby scena, w której dwie, wcześniej żywiące do siebie niechęć bohaterki, nawiązują nić porozumienia, spoglądając sobie w oczy i domyślając się, że dzielą podobne doświadczenia. W takich momentach reżyserka pokazuje prawdziwy kunszt objawiający się również umiejętnością opisywania rzeczywistości tak, by pozostawić jej ocenę widzowi.
Ciekawym zabiegiem, który stosuje, jest też nabudowywanie kontekstu do pewnych powtarzających się scen. Główną bohaterkę dość często można zobaczyć biegającą na boisku. Ilekroć jednak tę scenę widzimy, tylekroć ma ona inny wydźwięk, choć z pozoru przedstawia to samo. Szczególnie widoczne jest to w finale, który całkowicie rekontekstualizuje ten filmowy element.
Imielska stara się również pozostawać bardzo blisko bohaterów, tak byśmy niemal mogli zajrzeć do ich myśli. Dzięki temu Wszystko dla mojej matki niesamowicie oddziałuje na emocje. Widz jest wręcz zdolny do współodczuwania tego, co bohaterowie, i razem z nimi przeżywa ekranowe rozterki, bolączki, ale też małe radości.
Niektórzy recenzenci krytykują film za zbytnią brutalność i epatowanie pesymizmem oraz beznadzieją. Nie do końca się z tym zgodzę, bo choć rzeczywiście nieszczęście goni tu nieszczęście, a promyk nadziei pojawia się dopiero w finale filmu, to jednak zabieg ten służy opowiadanej historii i pozwala — za pomocą pewnego uproszczenia — zwrócić uwagę na ważne problemy, z których być może część widzów nawet nie zdawała sobie sprawy. Należy jednocześnie pochwalić Imielską za to, że potrafi się powstrzymać. Poruszając temat gwałtu, mówi o nim z wyczuciem i nie epatuje przemocą, a raczej pozostawia pewne rzeczy w sferze wyobraźni. Nie daje się tym samym wciągnąć w realizacyjne problemy, które trapią pod tym względem jej męskich kolegów po fachu.
MANIAK O AKTORSTWIE
Aktorsko film spoczywa głównie na barkach młodej Zofii Domalik, która wciela się w główną bohaterkę. Reżyserce zależało głównie na tym, by znaleźć taką odtwórczynię tej roli, która będzie miała w sobie dziecięcość, nieporadność i prostotę, ale jednocześnie siłę, szlachetność i czystość; pewnego rodzaju świetlistość[2]. I rzeczywiście Domalik te cechy posiada, a składają się one na kreację przejmującą i hipnotyzującą. Sama aktorka poświęciła sporo czasu na przygotowania. Pół roku prób spędziła na treningach i spotkaniach w zakładach poprawczych połączonych oczywiście z ćwiczeniem roli[3]. To wszystko na ekranie widać, a autentyzm, jaki bije od młodej aktorki, jest czymś naprawdę odświeżającym. Warto mieć na nią oko w przyszłości.
Kluczowe w obsadzie są też dwie inne młode aktorki: Malwina Laska i Maria Sobocińska. Laska gra prostą, nieco naiwną, a przede wszystkim bardzo empatyczną Mańkę. To jedna z niewielu postaci, która swoimi drobnymi gestami stara się przede wszystkim czynić dobro, a przy tym robi to w rozbrajająco prostolinijny sposób. Aktorsko jest to rola, którą łatwo można było przerysować i ośmieszyć, jednak Laska wkłada w nią mnóstwo serca i niuansuje na tyle, by postać Mańki nie była tylko papierową comic relief, ale dziewczyną z krwi i kości.
Sobocińska wciela się z kolei w niedostępną i agresywną Agnes. To taka bohaterka, na którą z każdą sceną patrzymy inaczej, bo coraz lepiej ją poznajemy. Sobocińska bardzo dobrze radzi sobie z ewolucją postaci, świetnie operując nie tylko głosem, ale też gestami i spojrzeniem. Nie ma się więc wrażenia, że nagle widzimy na ekranie zupełnie inną bohaterkę — jej przemiana następuje płynnie i wynika z tego, co w Agnes tak naprawdę tkwi. To raczej zdzieranie masek i docieranie do sedna, niż nagła transformacja.
Z dorosłej obsady na pewno należy wymienić Halinę Rasiakównę, Dobromira Dymeckiego, Katarzynę Wajdę, Jowitę Budnik i Adama Cywkę. To nazwiska może niekoniecznie kojarzone przez masowego widza (pewnie z wyjątkiem Budnik), ale wszyscy z tych aktorów mają dość ugruntowaną pozycję w polskiej kinematografii. Także u Imielskiej grają na wysokim poziomie. Szczególnie warto zwrócić uwagę na duet Budnik-Cywka. Ich bohaterowie okazują się nie być takimi, jacy wydawali się na samym początku, ale — podobnie jak w przypadku Sobocińskiej — nie przychodzi to znienacka, bo można dostrzec w ich grze pewne sygnały, które sugerują, że „coś jest nie tak”.
MANIAK O TECHNIKALIACH
Ponieważ film opowiada trudną, miejscami niezwykle przygnębiającą historię, w zdjęciach Tomasza Naumiuka dominują raczej odsycone, zimne barwy z przewagą szarości. Częste ujęcia z ręki wzmacniają realizm, choć należy zauważyć, że Naumiuk nim nie epatuje i wie, kiedy z bacznego, bliskiego obserwatora zamienić się w zdystansowanego podglądacza, który potrafi odwrócić wzrok. To bardzo cenna cecha.
Montażowo to bardzo porządna robota doświadczonej Agnieszki Glińskiej. Żadna scena nie jest w filmie zbędna, a sposób ich zestawienia nie budzi zastrzeżeń. Szczególnie podobały mi się — o czym wspominałem już, pisząc o reżyserii — momenty, w których konkretne sceny zostają odtworzone i umieszczone w nowym kontekście. Dzięki solidnej technicznej pracy Glińskiej działają w zamierzony sposób.
Jeśli coś w filmie skrytykować, to ten od lat zawodzący w polskiej kinematografii dźwięk. Choć pracowały nad nim aż cztery osoby: Kacper Habisiak, Marcin Kasiński, Artur Kuczkowski, Aleksandra Zawrotniak, to nadal przydałoby się go nieco poprawić i podbić niektóre dialogi. Nie jest jednak tak, że absolutnie nic nie jest w filmie słyszalne.
MANIAK OCENIA
Poruszający scenariusz, bardzo dobra reżyseria i obłędne aktorstwo sprawiają, że Wszystko dla mojej matki to zdecydowanie film, który warto zobaczyć. I warto wziąć sobie to, o czym mówi, do serca.
DOBRY |
Przypisy:
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.