Trzy dni temu miał miejsce kolejny prima aprilis, ale chyba większość z nas jest tym świętem zmęczona. Raz, że jeśli ktoś chce się pośmiać z fałszywych informacji, może po prostu odwiedzić We Got This Covered, a dwa, że w obecnej sytuacji raczej nie bardzo ktokolwiek ma chęć na wymierzone w naszą naiwność żarty. Sam ani razu nie napisałem jeszcze primaaprilisowej notki,. W tym roku postanowiłem jednak zrobić wyjątek. Tyle tylko, że obrałem trochę inna formułę. O ile bowiem dowcipy, po których można krzyknąć „Mam cię!”, niekoniecznie okazują się dziś w czymkolwiek pomocne, myślę, że śmiech może choć na chwilę pozwolić nam zapomnieć o codziennych troskach. Dlatego przygotowałem listę popkulturowych dzieł, które zawsze poprawiają mi humor. I oczywiście spóźniłem się z nią trzy dni, bo zacząłem pisać pierwszego kwietnia o 22, a kolejne dwa dni spędziłem, tuląc poduszkę i rozmyślając o tym, co to będzie. Tak czy siak, popkulturowe poprawiacze humoru przydadzą się na cały kwiecień (i pewnie również maj), dlatego — mimo opóźnienia — oto one.
FILMY
- Pół żartem, pół serio — nic tak nie bawi, jak klasyka z Marylin Monroe, Tonym Curtisem i Jackiem Lemmonem.
- Książę w Nowym Jorku — uwielbiam wracać do tego filmu i rozkoszować się wszystkimi gagami, zwłaszcza tymi wymierzonymi w McDonald’s. I rozmarzać się nad prawdziwą miłością.
- Dracula: Wampiry bez zębów — zapewne istnieje mnóstwo lepszych parodii, ale do tej mam sentyment. Leslie Nielsen jest tu fantastyczny, a jego końcowe: „Renfield, ty debilu!” zawsze wywołuje u mnie salwę śmiechu.
- Dwaj zgryźliwi tetrycy — film, który co chwilę puszczano kiedyś na TVN-ie, może nie jest idealny, ale to wciąż ciepła opowieść z doskonałymi aktorami. Kłótnie Waltera Matthaua i Jacka Lemmona są dobre na wszystko.
- Kogel Mogel — zestarzał się ten film niesamowicie, ale mimo pewnych problemów z tematyką, za każdym razem, kiedy jest emitowany, nie mogę powstrzymać się od śmiechu. Szczególnie w scenie, w której babcia Wolańska monologuje o stryjecznym wuju szwagra jej drugiego męża. Majstersztyk.
- Seria Taxi — francuskie komedie o perypetiach taksówkarza Daniela i jego kumpla z policji Emiliena. Absurdalne i w iście francuskim stylu. Kocham wszystkie części (może poza piątką, ta była wyraźnie słabsza).
- Szkoła Rocka — nic tak nie podnosi na duchu jak Jack Black grający rocka z dzieciakami ze szkoły.
- W starym dobrym stylu — Morgan Freeman, Michael Caine i Alan Arkin pokazują środkowy palec kapitalizmowi. Cudowność nad cudownościami.
- Bajecznie bogaci Azjaci — przepych, blichtr, Singapur, piękny Henry Golding, przezabawna Awkwafina i kradnąca serduszko opowieść o miłości.
- Wieczór gier — szalona, najeżona absurdalnymi zwrotami akcji komedia o grach, braterskiej zazdrości i… A zresztą sami zobaczcie, jeśli jeszcze nie mieliście okazji.
- Grzeczni chłopcy — moje zeszłoroczne zaskoczenie. Dużo tu specyficznego, kloacznego humoru w stylu Setha Rogena, ale jest tu również ukryta całkiem mądra opowieść o dojrzewaniu i przyjaźni.
- Shazam! — jeśli już robić w gatunku superbohaterskim komedię, to najlepiej taką jak Shazam! Humor świetnie pasuje tu do bohaterów, a całość jest iście urocza.
- Ptaki nocy (i fantastyczna emancypacja pewnej Harley Quinn) — tuż zanim zamknięto kina, na jeden film udałem się aż pięć razy. I powiem Wam, że zwariowana opowieść przefiltrowana przez szalony umysł Harley Quinn to coś, do czego będę wracać jeszcze bardzo często, bo nic tak nie poprawia mi humoru.
SERIALE
- Flintstonowie — zaczynam od kompletnej klasyki animacji, którą uwielbiałem oglądać razem z moim śp. dziadkiem. Zaśmiewaliśmy się z perypetii Freda i Barneya do rozpuku.
- Miodowe lata — skoro są Flintstonowie, to nie może zabraknąć polskiej adaptacji ich pierwowzoru, Honeymooners. Miodowe lata się zestarzały — owszem — ale Karol i Norek wciąż bawią swoją głupotą.
- Guma do żucia — niesamowicie celna brytyjska komedia na temat seksualnych poszukiwań czarnoskórej dziewczyny wychowywanej w głęboko wierzącej rodzinie.
- Już nie żyjesz — to tragikomedia i są tu elementy dramatyczne, ale raczej nie powinny wpędzać widza w dołka. Ogromną zaletą są świetnie napisane postaci, doskonałe relacje między nimi oraz Christina Applegate i Linda Cardellini w kapitalnych rolach głównych.
- The Kominsky Method — nagrodzona Złotym Globem przezabawna komedia z Michaelem Douglasem i Alanem Arkinem, która udowadnia, że wiek, to tylko liczba.
- Przereklamowani — jednosezonowy serial z Sarah Michelle Gellar i Robinem Williamsem (w jednej z ostatnich ról). Opowiada o pracy w agencji reklamowej, jest przezabawny i ma mnóstwo świetnych ról epizodycznych.
- Jak poznałem waszą matkę — dobra, finał nie wszystkim przypadł do gustu. I dobra, wszystkie żarty z Barneyem srogo się zestarzały. Ale tak jak nieco starsi ode mnie mieli Przyjaciół, tak Jak poznałem waszą matkę był tym moim sitcomem i opowiadał o ludziach zbliżonych do mnie wiekiem. I wciąż wiele się w tym serialu broni, a mnóstwo żartów — nawet tych absurdalnych — wywołuje przynajmniej uśmiech.
- Atypowy — ciepła opowieść o chłopaku na spektrum autyzmu, który postanawia zdobyć dziewczynę. Co oczywiście jest tylko fabularnym pretekstem do tego, by wyciskać łzy wzruszenia i bawić.
- Gentefied — moje tegoroczne odkrycie. Komedia opowiada o losach członków meksykańskiej rodziny żyjącej w USA oraz ich walce o spełnienie amerykańskiego snu. Bardzo ciekawie ukazuje problemy meksykańskiej społeczności, a dodatkowo czyni to intersekcjonalnie. No i jest przezabawna.
KOMIKSY
- Seria Asterix — chyba nikomu nie trzeba polecać komiksów, w których śp. Goscinny i Uderzo tak wspaniale posługiwali się przeszłością, by ironizować na temat teraźniejszości.
- Seria Harley Quinn od Amandy Conner i Jimmy’ego Palmottiego — humor Conner i Palmottiego jest pokręcony i doskonale pasuje do szalonej protagonistki. Nie da się komiksów tego duetu nie czytać bez szerokiego uśmiechu na twarzy.
- The Prince and the Dressmaker — to komiks, który nie jest komediowy, ale pozwoliłem go sobie umieścić na liście, bo robi niesamowicie cieplutko na serduszku.
- Seria Kaczogród — skąpstwo Sknerusa, nieudacznictwo Donalda i przygoty Hyzia, Dyzia i Zyzia bawią od wielu pokoleń. Klasyczne komiksy Barksa i późniejsze Rosy są idealne na sesje poprawiania humoru.
GRY
- Seria Monkey Island — pirackie klimaty i mnóstwo absurdalnego klimatu typowego dla klasycznych przygodówek od LucasArts gwarantują mnóstwo dobrej zabawy. A najlepsze są pojedynki na obelgi!
- Seria Broken Sword — klimat spisków rodem z powieści Dana Browna przyprawiony szczyptą doskonałego humoru. Twórcy zdają sobie sprawę z absurdalności niektórych fabularnych rozwiązań, dlatego sami się z nich śmieją i robią to w absolutnie uroczy sposób.
- Tales from the Borderlands — „interaktywny film” od Telltale, w którym zamiast na strzelaniu można skupić się na oryginalności świata przedstawionego i rozkoszować wybornym humorem oraz licznymi nawiązaniami do popkultury (najbardziej bawi mnie aluzja do Power Rangers na końcu).
- King’s Quest (2015) — nowa wersja klasycznej serii przygodówek od Sierry to ciepła i naszpikowana nawiązaniami do motywów z klasycznych baśni opowieść reinterpretująca wydarzenia z pierwowzorów. Niezwykle lekki humor czyni ją pozycją idealną na izolacyjne przygnębienie.
- Untitled Goose Game — gra o złośliwej gęsi psocącej się ludziom podbiła w zeszłym roku serca większości graczy. I nic w tym dziwnego — perypetie gąski są prześmieszne i gwarantują wspaniałą zabawę. A zwrot akcji na samym końcu to prawdziwy majstersztyk!
PIOSENKI
Pozwolę sobie, żeby każda piosenka mówiła za siebie.Vanilla Ninja — „Rockstarz”
MANIAK NA KONIEC
To tyle ode mnie, ale oczywiście zachęcam Was, żebyście podsyłali swoje propozycję humoro-poprawiaczy. I pamiętajcie, że absolutnie nie należy traktować popkultury jako leku na poważniejsze zaburzenia nastroju — wtedy warto skonsultować się ze specjalistą. Trzymajcie się cieplutko!
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.