Chandra, jaką wywołuje we mnie ostatnia sytuacja, a przy okazji nawał pracy sprawiają, że jeszcze mniej niż zwykle chce mi się cokolwiek pisać. Dlatego głównie moje wypociny poczytacie tam, gdzie nie muszę się zbytnio rozpisywać: na Facebooku i Twitterze, na których wrzucam nowinki z codziennych prasówek. Ale niektóre z nich aż się proszą o dłuższy komentarz, więc czemu by nie zrobić użytku z bloga? I w ten sposób powstał dzisiejszy wpis o zmianach szykowanych w przyszłorocznych Oscarach, które w zeszłym tygodniu ogłosiła Akademia[1]. Jakie to zmiany?
Po pierwsze, ponieważ kina są obecnie zamknięte (i jeszcze trochę zapewne
pozostaną), w tym roku film nie musi być pokazywany przynajmniej trzy razy
dziennie przez tydzień w komercyjnym kinie w hrabstwie Los Angeles.
Filmy, które miały mieć premierę kinową, ale z powodu pandemii trafiły do
serwisu streamingowego, będą brane pod uwagę w 93. rozdaniu Oscarów,
jeśli:
- zostaną również udostępnione na specjalnej stronie ze streamingiem przeznaczonej dla członków Akademii w ciągu 60 dni od premiery na ogólnodostępnym VOD,
- spełnią wszystkie inne wymogi regulaminu, które nie zostały zmienione.
Niektórzy upatrują tutaj sensacji na miarę: „Oscary otwierają się na filmy
ze streamingów!”, ale sprawa oczywiście nie jest taka prosta. Jeśli wczytamy
się dokładnie w regulamin[2], zobaczymy, że ta zasada będzie mieć zastosowanie wyłącznie do momentu
ponownego otwarcia kin. Trudno oczywiście wyrokować, kiedy dokładnie to
nastąpi i jak zmieni się do tego czasu cały przemysł filmowy, a wraz z nim filmowa dystrybucja. Pewne jest
natomiast to, że o ile kina nie zostaną zamknięte permanentnie (w co wątpię,
choć zapewne nie wszystkie zostaną otwarte ponownie), Akademia nadal będzie
faworyzować obrazy kinowe. To z jednej strony dobrze, bo nawet
najlepszy domowy sprzęt nie jest w stanie odtworzyć kinowego doświadczenia w
stu procentach i myślę, że każdemu twórcy zależy, żeby ich dzieło trafiło na
wielki ekran. Z drugiej jednak, nie każdy ma na kinową dystrybucję szansę, a sam fakt wyświetlania obrazu na dużym ekranie nie stanowi o jego jakości i watości. To trudny dylemat, ale musimy też pamiętać o jednym: Oscary nigdy nie były nagrodami dla kina niszowego, a raczej celebracją — mimo wszystko — produkcji większych i bardziej rozpoznawalnych.
Po drugie, stało się to, o czym mówiono już od jakiegoś czasu — dwie
kategorie dźwiękowe połączono w jedną. Oficjalnie po to, by „podkreślić
zespołowy charakter tej gałęzi przemysłu filmowego”. Nieoficjalnie zaś,
dlatego że przez wszystkie lata od rozdzielenia tych kategorii, najwyraźniej nikt nie potrafił odróżnić miksowania dźwięku od jego montażu. I
trochę to smutne, bo istnieje między nimi zasadnicza różnica
(trochę tak jak między zdjęciami i montażem), a ich łączenie to takie
trochę: „Nie będziemy edukować, tylko się poddamy”. Szkoda.
Po trzecie, żeby zakwalifikować się do kategorii „oryginalna ścieżka
dźwiękowa”, uściślono, że film musi zawierać przynajmniej 60% oryginalnych
kompozycji, a w przypadku kontynuacji i serii filmowych nowy materiał musi
stanowić przynajmniej 80% (a przez nowy materiał rozumie się taki, który nie
zawiera wcześniej skomponowanych motywów). Z jednej strony to dobrze, że tę
zasadę doprecyzowano, z drugiej zastanawiam się, czy jest sprawiedliwa w tym
drugim przypadku. Dawne motywy można przecież przearanżować i zrekontekstualizować
tak, by przekształciły się w zupełnie inne, nowe dzieło — vide kompozycje
Williamsa do Gwiezdnych wojen.
Ponadto trzeba pamiętać, że w kontynuacjach muzyka stanowi jednak pewne
spoiwo z poprzednimi częściami. Skoro zwykłe ścieżki dźwiękowe mogą mieć
tylko 60% oryginalnego materiału, to czemu nie uczynić tak w przypadku
kontynuacji?
Po czwarte, do komisji biorącej udział w pierwszej rundzie głosowania w
kategorii „najlepszy film zagraniczny” będą mogli należeć wszyscy członkowie
Akademii, pod warunkiem, że obejrzą określone minimum filmów nadesłanych
przez konkretne państwa. Zwiększenie grona zawsze gwarantuje sprawiedliwszy
wybór propozycji do skróconej listy, więc to całkiem zacna zmiana.
Co poza tym? Kilka modyfikacji, jeśli chodzi o kampanię. Poluzowano zakaz
wypowiedzi na temat danego filmu, jeśli członek Akademii nie jest z nim
bezpośrednio powiązany; nakazano zamieszczać napisy dla niesłyszących i niedosłyszących na
każdym screenerze (super wiadomość!), zezwolono wytwórniom na informowanie o
dostępności piosenek i materiałów zza kulis na platformie streamingowej
Akademii oraz wreszcie — co chyba najważniejsze — poinformowano, że to
będzie ostatni rok screenerów na fizycznych nośnikach. Od przyszłego roku
filmy mają być udostępniane tylko w wersji cyfrowej na platformie Akademii.
To samo dotyczyć będzie płyt CD z muzyką, scenariuszy i korespondencji
zawierającej np. zaproszenia na pokazy czy ich harmonogramy. To z jednej
strony posunięcie ekologiczne, a z drugiej — w przypadku screenerów — antypirackie. Swoją drogą bardzo
ciekawi mnie, czy ci, którzy wyciekali dawniej screenery piratom, znajdą
jakiś nowy sposób. To oczywiście zależy od stopnia zabezpieczeń, ale myślę, że niestety nie ma rzeczy niemożliwych
Akademia zastrzega też, że będzie obserwować sytuację i na tej podstawie może wprowadzić kolejne zmiany w regulaminie. Jedno jest pewne — to bez wątpienia
będą niezwykle interesujące Oscary.
Źródła:
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.