Maniak inaczej #100: 2020: Popkulturowy pamietnik. Część 2: Luty

2020: Popkulturowy pamiętnik. Część 2: Luty.
Witajcie w drugiej części mojego popkulturowego pamiętnika. Dzisiaj trochę filmów nagrodowych, jeden wspaniały film superbohaterski, trochę horrorów i niszowych seriali oraz gra, która niszczy związki. Gotowi?

MANIAK WSPOMINA

Małgosia i Jaś (2020)
Luty zacząłem w kinie horrorowo. I nie od jakiegoś tam byle horroru, tylko od oczarowującej reinterpretacji baśni o Jasiu i Małgosi, zatytułowanej nieco przewrotnie: Małgosia i Jaś. Oz Perkins znalazł w klasycznej opowieści braci Grimm sporo nowego, a swoje filmowe dzieło ozdobił bogatą symboliką i fantastyczną estetyką. Mało osób tak pięknie i prawdziwie potrafi opowiadać o relacjach rodzeństwa.

Głębia strachu (2020)
Głębia strachu — kolejny horror, który zobaczyłem — to w gruncie rzeczy pierwszy Obcy przeniesiony z kosmosu głęboko pod wodę. Mamy więc korporację, której chciwość doprowadza oczywiście do nieszczęścia. Ze skutkami tego wszystkiego musi poradzić sobie załoga z charyzmatyczną Kristen Stewart na czele. Miło się to ogląda, a do tego można się dopatrzeć ciekawych nawiązań do Cthulhu. Ostatecznie jednak nie jest to nic nowatorskiego, a reżyserowi, Williamowi Eubankowi, daleko do Ridleya Scotta.

Nędznicy (2020)
Z horroru przeszedłem do kina nagrodowego. Na pierwszy ogień poszli Nędznicy. Dogłębny portret gminy Montfermeil na przedmieściach Paryża to jednocześnie mocna w wymowie krytyka postępującej brutalizacji policji i uprzedzeń rasowych we Francji. Ladj Ly bezbłędnie snuje swoje refleksje na te tematy i zbiera doskonałą obsadę z fantastycznym Alexisem Manentim, któremu aż chce się przywalić w twarz za podłość.

1917 (2020)
Po tak ciężkim filmie mogłem tylko wybrać się na… równie ciężkie 1917. Choć wielu będzie sprowadzać film Sam Mendesa do formalnej sztuczki — obraz sprawia wrażenie nakręconego na jednym długim ujęciu — 1917 to o wiele więcej: antywojenny manifest, a jednocześnie hołd złożony bohaterom, którzy ryzykowali wszystko, by nie doprowadzić do niepotrzebnego rozlewu krwi.

Richard Jewell (2020)
To jeszcze nie koniec oscarowego maratonu. Po 1917 przyszedł czas na film Clinta Eastwooda pt. Richard Jewell. Oparta na faktach biografia niesłusznie oskarżonego o atak terrorystyczny mężczyzny to ciekawa rozprawa na temat manipulacji mediów i władzy chadzającej na skróty. Miejscami problematyczna — wszak to film Eastwooda — niemniej jednak wciąż ciekawa.

Ptaki nocy (i fantastyczna emancypacja pewnej Harley Quinn) (2020)
Mając trochę dosyć poważnego kina, udałem się na absolutnie cudowny film superbohaterski, czyli Ptaki nocy (i fantastyczna emancypacja pewnej Harley Quinn). Mnóstwo tu autorskiego sznytu reżyserki Cathy Yan, wspaniałej adaptacji najlepszych komiksów z Harley Quinn i mądrego, feministycznego przesłania (każda z bohaterek wyzwala się spod jarzma patriarchatu). Zakochałem się, obejrzałem to w kinie pięć razy, niczego nie żałuję.

Matthias i Maxime (2020)
Wracamy na chwilę do „poważnego kina festiwalowego”. Matthias i Maxime Xaviera Dolana to melancholijna opowieść o odżycu dawnego uczucia między dwoma przyjaciółmi i mimowolnej ucieczce od prawdziwej natury w ramiona heteronormatywnego społeczeństwa. Być może nieco za dużo tu uproszczeń i tanich chwytów, ale zawsze to miła odmiana wobec heteroromansów.

Dżenetelmeni (2020)
Jako fan Guya Ritchiego nie mogłem pominąć Dżentelmenów. Daleko mi od zachwytów, na jakie natknąłem się w internetach. To typowy film Ritchiego, w którym mnóstwo szalonego montażu, zabawy chronologią i gangsterskich klimatów. Sprawdza się rozrywkowo, ale mam wrażenie, że Ritchie trochę stanął w miejscu.

Cóż za piękny dzień (2020)
Z radością obejrzałem Cóż za piękny dzień, czyli próbę uchwycenia fenomenu Freda Rogersa. Marielle Heller wychodzi z tej próby zwycięsko, dostarczając megapozytywny, wzruszający obraz o sile przebaczenia, akceptacji i zrozumieniu. Było płakane, a jakże.

Sonic. Szybki jak błyskawica (2020)
Żegnając się na dobre z kinem nagrodowym, poszedłem zobaczyć Sonica. No cóż, scenariuszowo i realizacyjnie to film bardzo bez polotu. Wtórne to i mało efektowne. Ale przynajmniej wygląd Sonica naprawiono.

Zew krwi (2020)
Lutowy kinowy maraton zakończyłem Zewem krwi. Harrison Ford daje radę (a jakże), wygenerowany komputerowo pies troszkę mniej, ale w gruncie rzeczy też. Dodatkowe bonusy to Omar Sy i piękne krajobrazy. Szkoda, że w gruncie rzeczy film przeszedł bez większego echa.

My Holo Love (2020)
Filmy, filmami, ale działo się też serialowo. Zupełnie niespodziewanie zakochałem się w koreańskiej dramie My Holo Love. W gruncie rzeczy to ckliwy romans z kilkoma problematycznymi wątkami, ale:

  • ma pięknych ludzi,
  • ma zdrowo pokręcony motyw science-fiction,
  • ma bohaterkę z prozopagnozją (zaburzeniem rozpoznawania twarzy), a takie osoby mają w popkulturze reprezentację graniczącą z zerową,
  • ma wspaniałą muzykę,
  • wywołuje ostre płakando.

Więcej nie potrzebuję, bo jestem prostym człowiekiem.

Gentefied, sezon 1 (2020)
Świetną pozycją okazało się też netflixowe Gentefied, czyli komediodramat poświęcony meksykańskiej społęczności w USA. Zabawny, wzruszający i otwierający oczy na wiele problemów. Bardzo mało się o tym serialu mówiło, ale na szczęście dostał drugi sezon i mam nadzieję, że jeszcze zyska popularność.

Już nie żyjesz, sezon 1 (2019)
Nadrobiłem też pierwszy sezon Już nie żyjesz. Miałem zamiar zrobić to od dawna, głównie jako fan Lindy Cardellini. Cieszę się, że w koncu to zrobiłem, bo to znakomite połączenie komedii i opery mydlanej z fantastycznymi rolami wspomnianej Cardellini i znanej ze Świata według Bundych Christiny Applegate.

Overcooked 2 (2018)
No i wreszcie: razem z my beloved spouse ograliśmy Overcooked 2. Ogólnie to nienawidzimy poziomów z Kevinem i tych z ruchomą platformą, którą trzeba przesuwać po planszy. Ale najważniejsze, że nasz związek przetrwał tę — miejscami wątpliwą, ale za to satysfakcjonującą — rozrywkę. Ciach, ciach, do gara i wydać.

To tyle na dziś, a kolejnej części wypatrujcie już jutro!

Komentarze