Po długiej przerwie wracam do moich BAAAARDZO zaległych Camerimage’owych tekstów. Dziś piszę o dziele Jorgosa Lantimosa, czyli jednego z tych reżyserów, który odznacza się niezwykłym autorskim stylem i niecodzienną artystyczną wrażliwością. Ja dałem się mu uwieść Zabiciem świętego jelenia, o którym do tej pory czasami rozmyślam. Późniejsza Faworyta nieco z Lantimosowych dziwactw jest moim zdaniem odarta, choć to wciąż znakomity obraz. A jak jest z Biednymi Istotami, czyli najnowszym dziełem greckiego reżysera, a jednocześnie adaptacją powieści Alasdaira Graya?
Bella Baxter mieszka w rezydencji wraz z chirurgiem, dr. Godwinem Baxterem. Z wyglądu kobieta, z zachowania niewiele ponad dziecko, z dnia na dzień coraz bardziej się rozwija i wykształca w sobie coraz silniejszą potrzebę odkrywania oraz doświadczania świata. Któregoś dnia ucieka wraz z rozpustnym prawnikiem i wyrusza w podróż, podczas której lepiej pozna samą siebie oraz dozna seksualnego wyzwolenia.
To już druga współpraca Tony’ego McNamary z Jorgosem Lantimosem i trzecia z Emmą Stone. Jego scenariusz stanowi dość wybiórczą adaptację powieści Alasdaira Graya. Zachował on z pierwowzoru konkretną perspektywę, z której spoglądamy na wydarzenia, i postawił na ich konkretną interpretację. Osoby liczące więc na wierne przeniesienie prozy Graya mogą poczuć się nieco zawiedzione. Te, które jednak są otwarte na jej autorskie odczytanie i niejako przepisanie na filmowy język Lantimosa, będą wniebowzięci.
Biedne istoty to film przede wszystkim o poznawaniu cielesności na własnych warunkach. Bella Baxter jest bohaterką, której nie dotyczą wszelkie dyktowane przez patriarchalne społeczeństwo normy. I choć świat próbuje jej te normy ze wszystkich stron narzucić, ona niestrudzenie kroczy własną ścieżką i ustala własne zasady. Czasem bywa przy tym uroczo naiwna, czasem zaś imponująco nieustępliwa.
Zapożyczone z powieści gotyckich rozwiązania fabularne (jak choćby ten, że Bella narodziła się podczas eksperymentu niczym z powieści o dr. Frankensteinie) oraz świat przedstawiony doskonale podkreślają umowność opowieści. Jej celem jest bowiem niekoniecznie odzwierciedlenie rzeczywistości, a raczej zakwestionowanie panujących w niej zasad. Stąd też akcja Biednych istot toczy się gdzieś pomiędzy jawą a snem: w niezwykłych wnętrzach wiktoriańskiej rezydencji, na cudacznym statku pasażerskim czy wreszcie na przestylizowanych ulicach Paryża. We wszystkich tych sceneriach widać niesamowitą pomysłowość, ogromny kunszt, a także wyjątkową Lantimosową estetykę.
Te fantastyczne scenografie tworzono również z myślą o ich funkcjonalności. Jak wspominał Willem Dafoe, podłoga w jednym z pomieszczeń rezydencji była zrobiona z miękkiego, gąbczastego materiału, który wymuszał na aktorach specyficzny chód, a ten przekładał się na grę aktorską oraz interpretację bohaterów.
Film Lantimosa, choć zadaje w gruncie rzeczy trudne pytania o seksualność, autonomię cielesną i słuszność norm społecznych, jest jednocześnie produkcją niezwykle lekką, bo przepełnioną inteligentnym humorem. Stawiając bohaterkę w niezręcznych sytuacjach i każąc jej jeszcze bardziej niezręcznie się zachowywać, twórcy z powodzeniem wywołują w widzach śmiech. I choć zdecydowanie nie jest to film pruderyjny, to moim zdaniem Lantimos nigdy nie przekracza pewnej granicy i nie wywołuje zażenowania. No, chyba że utożsamiacie się z negatywnymi bohaterami opowieści.
Wszystko to zostało ponownie sfotografowane przez Robbie’ego Ryana, który współpracował wcześniej z Lantimosem przy Faworycie. Ryan to autor zdjęć wielokrotnie nagradzany także na Camerimage (m.in. za wspomnianą Faworytę, a ponadto za C’mon C’mon, a także za omawiany tu film, Biedne Istoty). W najnowszym filmie zdecydowanie widać jego kunszt i ogromną wszechstronność. Zdjęcia do Biednych istot są bowiem niesamowicie różnorodne: są tu ujęcia w czerni i bieli oraz w kolorze; realizowane z tradycyjnym obiektywem oraz z tzw. rybim okiem. W tej wielości spojrzeń na świat wykreowany przez Lantimosa czasem trudno odczytać konkretną intencję, ale pod względem czysto technicznym nie można im nic zarzucić.
Ciekawa jest również muzyka skomponowana przez 28-letniego Jerskina Fendrixa. To jego filmowy debiut, a Lantimos zaprosił go do współpracy po usłyszeniu jego debiutanckiego albumu, Winterreise. Fendrix łączy w swoich kompozycjach dźwięki organów i dud irlandzkich, a także syntezatorów. Jego utwory brzmią nietypowo i innowacyjnie, doskonale wpasowując się w filmowy świat wykreowany przez twórców.
Aktorsko Biedne istoty są również wyborne. Emma Stone z prawdziwą finezją realizuje trudne zadanie wcielenia się w postać o umyśle małego dziecka. Jej bohaterka bezkompromisowo przełamuje konwenanse i jest brutalnie szczera. Stone to wszystko kompetentnie oddaje, a przy okazji doskonale wpasowuje się w umowną konwencję opowieści.
Aktorskim objawieniem jest też dla mnie Mark Ruffalo, który w gra w tym filmie tak ogromnego palanta, że z każdą kolejną sceną, coraz bardziej ma się ochotę mu przyłożyć. Jest też w tej swojej bucowatości przezabawny, a to zasługa niemałego komediowego talentu aktora.
Ciekawie wypadają również Willem Dafoe w roli Godwina Baxtera oraz Ramy Yussuf jako Max McCandles. Ci grają z nieco większą powagą, choć wykorzystują ją w różnych celach. Dafoe bowiem całkowicie oddaje się konwencji opowieści, Yussuf zaś nieco z nią kontrastuje, wprowadzając potrzebny miejscami dystans.
Biedne istoty to kino szalone i przewrotne, a jednocześnie głęboko refleksyjne, bo stawiające pytania o świat pozbawiony patriarchalnych norm. I choć Lantimos nie wszystkich kupi otwartością, z jaką zadaje te pytania, to jednak warto jego film zobaczyć. Choćby po to, by samemu zastanowić się, czy nie byłoby warto czasem ruszyć w życie na pohybel konwenansom.
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.